niedziela, 19 września 2010

Rozdział XXIII "Gożej być nie mogło..."

Wracając do domu z Mc Donalda Justin zaproponował abyśmy się gdzieś przeszli. Limuzyna się zatrzymała, a my poszliśmy w nasze ulubione miejsce, czyli na plażę. Usiedliśmy na jakimś pieńku. Nastała grobowa cisza, aż ja się odezwałam mówiąc:
-Jakbyś mnie opisał?
-Hmmm...-Biebsss zastanawiał się przez chwilę.
-Słodsza od cukierków, gorętsza od słońca i piękniejsza od tęczy...to cała Ty!
-Awww...Justin jaki Ty jesteś słodki-powiedziałam i przytuliłam się do niego dając mu buziaka w policzek.
Rozmawialiśmy jeszcze o jakichś rzeczach po czym poszliśmy do domu. Położyłam się na łóżku, a obok mnie JB. Nagle zrobiło mi się mdło i pobiegłam do łazienki.
Justin pobiegł za mną i zapytał:
-Nic nie jest Amy?
-Nie wiem...zwymiotowałam, może zjadłam coś nieświeżego.
-A jak Ty jesteś...?
-W ciąży?
-Tak...-mruknął Justin ze smutkiem w oczach i głosie.
-Nie to nie jest możliwe.
-Lepiej zrób test...to nie jest już śmieszne...
Justin wziął mnie i pojechaliśmy jego autem do apteki. Fakt faktem farmaceutka dziwnie się na mnie popatrzyła no, ale chcieliśmy się upewnić. Po powrocie do domu szybko pobiegłam do łazienki. Załamałam się...
-Justin-zawołałam z płaczem. JB wszedł do łazienki.
-Co się stało?-zapytał. Ja dałam mu test ciążowy do ręki.
-Nie...Co my teraz zrobimy? Nikt nie może się dowiedzieć. Nasze mamy nas zabiją jak się dowiedzą. Ja jestem skończony! Rozumiesz?!-zaczął na mnie krzyczeć jakby to była moja wina.
-Justin proszę nie krzycz. Coś wymyślimy.-oznajmiłam. Usiedliśmy na podłodze i wtuliliśmy się w siebie. Oboje płakaliśmy jak małe dzieci. Nie było czasu na ocieranie łez. Nie wiedzieliśmy co zrobić.
-Dlaczego to my?-zapytałam. Nie usłyszałam głosu Justina. Teraz była tylko cisza i nic więcej. My sami z wielkim problemem...
-Mamy tylko jedne wyjście-powiedziałam Justinowi cicho.
-Jakie? Nawet nie mów o...
-Tak...właśnie o tym myślę. Ja nie będę umiała tak żyć...I Twoja kariera...wiem, że nie wolno się poddawać, ale teraz już nie ma odwrotu.-dodałam.
-Mówiłem Ci, że dla Ciebie wszystko. Dotrzymuję obietnic więc...
Nagle usłyszeliśmy głos mamy Justina z dołu. Otarliśmy łzy pokiwaliśmy sobie głowami i zeszliśmy na dół.
-Jazzy! Awww...-powiedział JB podbiegając i biorąc swoją małą uroczą siostrę na ręce. Zaczął ją gilgotać, a ja się do tego przyłączyłam.
-A więc zostawiam ją tutaj. Muszę załatwić kilka spraw. Dacie sobie radę?-zapytała mama Justina.
-Tak oczywiście.-odpowiedzieliśmy.
Bawiliśmy się z nią w najlepsze. Zapomnieliśmy o naszym problemie. Nagle do domu przyszedł Jacob. Dołączył się do nas. Potem poszedł do swojego pokoju. Ja i Biebsss wzięliśmy Jazzy na spacer. Poszliśmy do parku. Nagle ja wyrwałam:
-Wyobrażasz sobie, że tak miałoby być codziennie...Ty pewnie byś mnie jeszcze zostawił...-JB mi przerwał.
-Nie zostawiłbym Cię! To jest też moja wina. Rozumiesz?-oznajmił i przytulił mnie do siebie...


Mam nadzieję, że się podobało. :) to już jest przed przed ostatni rozdział z tego opowiadania :) Być może jeszcze zdążę napisać dzisiaj rozdział. Pozdrawiam wszystkich i zapraszam do komentowania <333

1 komentarz:

  1. OMG!!! Ale jak>? Co? KIedy? Gdzie? Oni? haha no dobra;) Będą mieć maleństwo??? Aw....
    mam nadzieję, że dadzą sobie radę...Ale vnie mogą go usunąć!!!! Nie ma bata!!! Ja im to wybije z główki!!!:)POzdrawiam i szokda że ostatni rozdział:(:(przed:(:(:P:p
    nika1994

    OdpowiedzUsuń