czwartek, 4 listopada 2010

Rozdział V "Jak to?!"

Nie kocham go. Nie jestem jego fanką. Nie słucham jego piosenek. Nie podoba mi się.
-Myślisz, że jak będziesz mnie zdradzać to ujdzie Ci to na sucho?!-usłyszałam krzyk w pokoju moich rodziców.
Podniosłam się z krzesła i uchyliłam lekko drzwi. To moi rodzice.
-Kim ona jest?-zapytała mama krzycząc.
-Co Cię to obchodzi? Nie masz prawa ingerować się w moje życie suko-krzyczał tata. Byłam w szoku. Jak to możliwe, że mówi o niej takie rzeczy?
-Wynoś się z tego domu i nie wracaj! Rozumiesz?! Rozwalasz mi całe życie. Muszę udawać przed Nicole, że wszystko między nami jest w porządku. Nie wiem nawet jak jej powiedzieć, że to nie Ty jesteś jej ojcem. Nie starasz się mnie wspierać. Bierzemy rozwód i to wszystko co mam Ci do powiedzenia.-krzyczała co raz głośniej, aż w końcu usłyszałam plask. Uderzyła go w policzek. Ale jak to nie jest moim ojcem?!
Zamknęłam drzwi i otworzyłam okno. Chciałam uciec z domu. To nie było fair. Żyję z nimi już 16 lat i nie mam pojęcia o tym, że George nie jest moim biologicznym ojcem. Pobiegłam przed siebie nawet nie wiem gdzie. Moją uwagę przykuł pewien budynek na którego dach spokojnie mogłam wejść. Jeszcze nigdy tam nie byłam. Wspięłam się po drabince, którą pokrywała rdza. Udało mi się trafić na piękny zachód słońca. Odległość od ziemi do dachu była przerażająca, a nie znalazłam tam żadnej barierki, mimo tego postanowiłam tam posiedzieć. Nagle usłyszałam czyjeś kroki.
-Cześć Nicole-powiedział Justin.
-Hej-mruknęłam.
-Coś się stało?
-Myślę, że nie powinno Cię to interesować.-chwila ciszy.-Tak stało się. Moi rodzice się pokłócili, a w międzyczasie dowiedziałam się, że mój tata nie jest biologicznym ojcem.-mówiłam ze spuszczoną głową.
-Przykro mi. Ale między nimi jest wszystko dobrze prawda?-zapytał kładąc swoją rękę na moje ramie.
Gwałtownie się odwróciłam, a on odruchowo zabrał swoją dłoń.
-Nie, nie jest dobrze. Biorą rozwód, a z resztą po co ja Ci to mówię skoro i tak się tym nie przejmiesz. Masz szczęśliwą rodzinę. Twoi rodzice na pewno się kochają. Masz kupę kasy więc moje problemy nie są Ci potrzebne do szczęścia.-mówiłam z pobłażliwością.
-Jednak mało o mnie wiesz. Mój tata opuścił nas gdy byłem jeszcze małym kajtkiem. Z resztą możesz o tym poczytać w internecie.-spuścił głowę i robił coś ze swoimi dłońmi.
-Ups. Tak mi przykro. Nie chciałam.
-Spoko, nic nie szkodzi. A Ty co tutaj robisz?
-Może wydać się śmieszne, ale uciekłam z domu i nie mam za bardzo się gdzie podziać. Chyba pójdę do Amelii. To moja przyjaciółka, choć ona też ma niezbyt ciekawą sytuację.
-Spokojnie. Możesz u mnie przenocować czy coś-zaproponował miło Bieber.
-Nie no poradzę sobie. Nie musisz się o mnie martwić. Tymczasem ja spadam.-pożegnałam się posyłając mu spojrzenie.

*JUSTIN*
Szkoda mi jej. Jest taka wspaniała, a spotkało ją takie nieszczęście. To załamujące kiedy ja nie mogę nic zrobić, chociaż starałem się. Pójdę już do domu bo robi się późno.

*NICOLE*
Pomyślałam, że udam się do Amm. Może mi pomoże, jednak na pukanie do jej drzwi odpowiedziała tylko mama z podbitym okiem.
-Dobry wieczór. Yyy, jest może Amelia?
-Nie ma. Uciekła z domu.-i już miała zamykać mi drzwi przed nosem, ale ja zatrzymałam je ręką.
-Co się pani stało?-zapytałam wyciągając dłoń w kierunku jej twarzy.
-Nic. Idź już sobie.-krzyknęła i trzasnęła drzwiami.
Fajnie, teraz jeszcze Amelia nie ma się gdzie podziać. Zadzwonię do niej-pomyślałam. Ma wyłączony telefon.
I co ja teraz zrobię? Muszę chyba skorzystać z ulicy i zasnąć pod jakimś mostem. Po kilkunastu minutach poszukiwań znalazłam jakiś stary materac w krzakach i położyłam się.

*RANO*
-Nicole. Obudź się-usłyszałam. Podniosłam głowę i zobaczyłam Justina klęczącego nade mną.
-Co Ty tu robisz?-zapytałam poprawiając włosy.
-A Ty co tutaj robisz? Chodź pójdziemy do mnie. Mogło Ci się coś tutaj stać.-mówił i podał mi rękę. Ja wstałam i podążałam pewnymi krokami za nim...


Łiii! Naszło mnie coś <3 Jutro piątek hura!!! Potem próba o 8 rano w sobotę i występ -.- Jednym słowem ZAJEBIŚCIE xD Mam nadzieję, że te nędzne wypociny się podobają kocham :*<3

1 komentarz:

  1. zal mi jej tak bardzo mi jej zal w taki sposob dowiedziec sie ze ojciec to nie ojciec? bosko -.-

    OdpowiedzUsuń