-Justin! Zbieraj się-krzyczała mama z łazienki.
-No juuuuż!-krzyczałem.
-Nie tym tonem Panie Bieberze-spojrzała na mnie Pattie.
-O tak masz do mnie mówić...żartowałem-zaśmiałem się. Pod hotel przyjechała limuzyna więc zbiegłem na dół. Usiadłem na siedzenie, a w sumie położyłem się.
-Justin! Weź te nogi-darła się Pattie.
-O Boże-chrząknąłem i wyprostowałem plecy.
Wysiadając z limuzyny od razu pobiegłem do garderoby, ale już na placu zebrało się jakieś kilkadziesiąt fanek. Oczami zacząłem w nich przebierać i wybierać, która byłaby najlepsza na dzisiejszą noc. O jest!-pomyślałem i się ucieszyłem na sam jej widok. No nawet mój "przyjaciel" zareagował.
*PO KONCERCIE*
Kazałem Kennyemu wejść w tłum fanek i wziąć dziewczynę, którą wcześniej wypatrzyłem.
-Aaaa! JUSTIN!-rzuciła się na mnie.
-Czeeeść. Jak się nazywasz?-zapytałem. Na szczęście ja nigdy nie muszę się przedstawiać.
-Yyy Laura-zaczerwieniła się.
-Chodź ze mną-pociągnąłem ją za rękę.
-Gdzie idziemy?-zapytała nieśmiało.
-Do mojego hotelowego pokoju-zaczarowałem ją uśmiechem.
-Ale dlaczego akurat ja?
-Bo sobie Ciebie wybrałem. Nie marudź już tylko chodź.-uciszałem ją.
Wsiedliśmy do limuzyny w której nikogo nie było oprócz szofera i szybko pojechaliśmy do hotelu.
Otworzyłem drzwi i wpuściłem ją do środka. Usiadła na łóżko i rozglądnęła się ściągając z siebie bluzę.
-Gorąco tu jest-sapnęła.
-Bo ja tu jestem-puściłem jej oczko i ściągając koszulkę przybliżałem się do niej.
-Co Ty robisz?-zapytała zdziwiona.
-Spełniam Twoje marzenie-całowałem ją po szyi.
Nie stawiała oporu jak wszystkie inne dziewczyny i stało się.
-Dziękuję-pocałowała mnie w policzek i udała się do limuzyny, którą dla niej "zamówiłem".
Siedziałem na łóżku i śmiejąc się jak małe dziecko. Wszystko szło po mojej myśli. Prawda jest taka, że mogę mieć je wszystkie. Wyszedłem z hotelu na miasto bez Kennyego. Postanowiłem, że dam mu wolne, a sam się zabawię w którymś z klubów. Wszedłem do jednego, który bardzo mnie zaciekawił. Od pierwszego kroku postawionego w tym klubie od razu zobaczyłem dziewczynę inną niż wszystkie. Była niesamowita i pierwszą myślą jaka mi przyszła do głowy to nie "muszę ją przelecieć", a "może teraz coś zmienię i zacznę traktować dziewczyny inaczej?". Podszedłem do niej, siedziała sama jakaś zasmucona.
-Cześć...mogę się dosiąść?
-Jasne-mruknęła.-Zaraz, zaraz...Justin Bieber chce usiąść obok mnie?-zdziwiła się nieco.
-A czy w tym coś złego? Jak przeszkadzam czy coś to...-przerwała mi.
-Nie no siedź. Uwielbiam Cię, ale nie będę piszczeć na Twój widok-zaśmiała się.
-Heh...spoko. Czemu jesteś taka smutna?-zapytałem patrząc w jej oczy.
-Nie wiem czy chcę o tym mówić, ale powiem. Chłopak mnie rzucił kilka dni temu, a ja nadal nie potrafię się pozbierać-mówiła popijając jakiś napój.
-Przykro mi-odparłem. Na prawdę była inna i szkoda mi jej.
-Nie potrzebnie...
-To ja się chyba będę zbierał-zacząłem podnosić się z siedzenia.
-A mogę dołączyć się do Ciebie? Proszę, nie chcę być teraz sama-popatrzyła z nadzieją. Nie mogłem odmówić.
-Chodźmy.
Poszliśmy na długi spacer, ale zupełnie zapomniałem zapytać o jej imię, aż tak bardzo mnie oczarowała, że zapomniałem o bożym świecie, a zwłaszcza o tym aby ją przelecieć.
-Mogę poznać Twoje imię? Zupełnie zapomniałem o nie zapytać bo ja nie mam w zwyczaju przedstawiania się-wybuchłem śmiechem.
-Jumi Jefferson-schyliła głowę.
-Cudne...imię.
Odprowadziłem ją do domu, a jednocześnie poprosiłem o numer telefonu. Sama się do mnie przytuliła. Jeszcze nigdy nie czułem tego co czuję teraz. Może w końcu się zakochałem? Jednak szczęście, może wyglądać inaczej.-myślałem wracając do hotelu.
-Gdzie byłeś?-rzuciła mama ze swojego pokoju. Jeszcze dobrze nie wszedłem, a ona już o to pyta.
-Gdzie idziemy?-zapytała nieśmiało.
-Do mojego hotelowego pokoju-zaczarowałem ją uśmiechem.
-Ale dlaczego akurat ja?
-Bo sobie Ciebie wybrałem. Nie marudź już tylko chodź.-uciszałem ją.
Wsiedliśmy do limuzyny w której nikogo nie było oprócz szofera i szybko pojechaliśmy do hotelu.
Otworzyłem drzwi i wpuściłem ją do środka. Usiadła na łóżko i rozglądnęła się ściągając z siebie bluzę.
-Gorąco tu jest-sapnęła.
-Bo ja tu jestem-puściłem jej oczko i ściągając koszulkę przybliżałem się do niej.
-Co Ty robisz?-zapytała zdziwiona.
-Spełniam Twoje marzenie-całowałem ją po szyi.
Nie stawiała oporu jak wszystkie inne dziewczyny i stało się.
-Dziękuję-pocałowała mnie w policzek i udała się do limuzyny, którą dla niej "zamówiłem".
Siedziałem na łóżku i śmiejąc się jak małe dziecko. Wszystko szło po mojej myśli. Prawda jest taka, że mogę mieć je wszystkie. Wyszedłem z hotelu na miasto bez Kennyego. Postanowiłem, że dam mu wolne, a sam się zabawię w którymś z klubów. Wszedłem do jednego, który bardzo mnie zaciekawił. Od pierwszego kroku postawionego w tym klubie od razu zobaczyłem dziewczynę inną niż wszystkie. Była niesamowita i pierwszą myślą jaka mi przyszła do głowy to nie "muszę ją przelecieć", a "może teraz coś zmienię i zacznę traktować dziewczyny inaczej?". Podszedłem do niej, siedziała sama jakaś zasmucona.
-Cześć...mogę się dosiąść?
-Jasne-mruknęła.-Zaraz, zaraz...Justin Bieber chce usiąść obok mnie?-zdziwiła się nieco.
-A czy w tym coś złego? Jak przeszkadzam czy coś to...-przerwała mi.
-Nie no siedź. Uwielbiam Cię, ale nie będę piszczeć na Twój widok-zaśmiała się.
-Heh...spoko. Czemu jesteś taka smutna?-zapytałem patrząc w jej oczy.
-Nie wiem czy chcę o tym mówić, ale powiem. Chłopak mnie rzucił kilka dni temu, a ja nadal nie potrafię się pozbierać-mówiła popijając jakiś napój.
-Przykro mi-odparłem. Na prawdę była inna i szkoda mi jej.
-Nie potrzebnie...
-To ja się chyba będę zbierał-zacząłem podnosić się z siedzenia.
-A mogę dołączyć się do Ciebie? Proszę, nie chcę być teraz sama-popatrzyła z nadzieją. Nie mogłem odmówić.
-Chodźmy.
Poszliśmy na długi spacer, ale zupełnie zapomniałem zapytać o jej imię, aż tak bardzo mnie oczarowała, że zapomniałem o bożym świecie, a zwłaszcza o tym aby ją przelecieć.
-Mogę poznać Twoje imię? Zupełnie zapomniałem o nie zapytać bo ja nie mam w zwyczaju przedstawiania się-wybuchłem śmiechem.
-Jumi Jefferson-schyliła głowę.
-Cudne...imię.
Odprowadziłem ją do domu, a jednocześnie poprosiłem o numer telefonu. Sama się do mnie przytuliła. Jeszcze nigdy nie czułem tego co czuję teraz. Może w końcu się zakochałem? Jednak szczęście, może wyglądać inaczej.-myślałem wracając do hotelu.
-Gdzie byłeś?-rzuciła mama ze swojego pokoju. Jeszcze dobrze nie wszedłem, a ona już o to pyta.
-Przeszedłem się po okolicy. Poznałem miłą dziewczynę...Jumi. Tak Jumi! To jej imię-zamyślony odpowiedziałem.
-Zaraz kelner przyniesie nam kolację.-oznajmiła.
-To ja pójdę się wykąpać w międzyczasie. Po kolacji napisałem do Jumi. Niestety mi nie odpisała. Może już śpi?-rozmyślałem leżąc w łóżku. Nagle mój iPhone wydał dźwięk, który mógł oznaczać tylko jedno. Jeszcze nigdy nie byłem tak rozradowany odbierając zwykłego sms-a.
Jumi:"Jestem na dole. Zejdź proszę jeśli możesz"
Justin:"Już biegnę"
Bez zastanowienia wybiegłem z pokoju i dopiero w połowie zbiegania po schodach zauważyłem, że nie mam na sobie spodni. Z szybkością światła udałem się do pokoju i ubrałem jakiś dres.
-Już jestem-stanąłem przed nią zdyszany.
-Mmm...ładny masz oddech-zaśmiała się słodko Jumi.
-Um, dzięki. A więc coś się stało?-zapytałem.
-Myślałam o Tobie i postanowiłam, że tu przyjdę. Mam nadzieję, że Cię nie obudziłam.
-Nie no nic się nie stało. Czekałem aż...-zaczerwieniłem się.
-Czekałeś aż...? No powiedz-błagała mnie oczami.
-Czekałem aż odpiszesz.-pokazałem lekki nieśmiały uśmiech.
-Aww...dlaczego jesteś taki spięty i nieśmiały?
-Bo mi się po...dobasz-znów ukazałem jej zęby.
-Eh, nie przesadzaj, ale dziękuję-odparła.-No to co? Będziemy tu tak stać?
-Tak. Wolę stać tu z Tobą, niż leżeć sam w moim mrocznym pokoju.-pocałowałem ją nagle w chwili ciszy.
-Uh, sorry-skrzywiłem się trochę.
-Eee, nic się nie stało-pogłaskała moje ramię.
Stanąłem obok niej i wskazałem palcem na gwiazdę.
-Widzisz ją?-zapytałem cicho.
-Tak-drżała.
-Jest piękna. Wiesz często stoję w oknie, albo zwyczajnie siadam na parapet i myślę, że mogłoby być inaczej. Lepiej niż jest. Modlę się...chcę znaleźć część mnie, na prawdę tego chcę, ale potem dochodzę do wniosku, że mimo tego iż wokół mnie jest tyle dziewczyn, to nie jestem w stanie znaleźć tej odpowiedniej...-mówiłem cicho. Jumi stała w bezruchu, a ja wyszeptałem do jej ucha kilka słów:
-Obyś to była Ty Jumi-nie wiem czy to słyszała czy nie. Nie ważne. Będę się o nią starał, dotąd, aż ta gwiazda wygaśnie-myślałem.
Odprowadziłem ją do domu. Nigdy nie wierzyłem w opowiadania ludzi, że miłość na prawdę istnieje, a jednak. Zaczynam ją powoli odkrywać. W hotelu sprawdziłem tylko czy u Pattie wszystko w porządku i zupełnie tak jak ona ma w zwyczaju przykryłem ją kołdrą.
Stanąłem obok niej i wskazałem palcem na gwiazdę.
-Widzisz ją?-zapytałem cicho.
-Tak-drżała.
-Jest piękna. Wiesz często stoję w oknie, albo zwyczajnie siadam na parapet i myślę, że mogłoby być inaczej. Lepiej niż jest. Modlę się...chcę znaleźć część mnie, na prawdę tego chcę, ale potem dochodzę do wniosku, że mimo tego iż wokół mnie jest tyle dziewczyn, to nie jestem w stanie znaleźć tej odpowiedniej...-mówiłem cicho. Jumi stała w bezruchu, a ja wyszeptałem do jej ucha kilka słów:
-Obyś to była Ty Jumi-nie wiem czy to słyszała czy nie. Nie ważne. Będę się o nią starał, dotąd, aż ta gwiazda wygaśnie-myślałem.
Odprowadziłem ją do domu. Nigdy nie wierzyłem w opowiadania ludzi, że miłość na prawdę istnieje, a jednak. Zaczynam ją powoli odkrywać. W hotelu sprawdziłem tylko czy u Pattie wszystko w porządku i zupełnie tak jak ona ma w zwyczaju przykryłem ją kołdrą.
-Oh Justin. Już jesteś? Połóż się.-mruknęła.
-Csiii. Śpij. Ja też się położę-przytuliłem ją. Jakoś zacząłem ją bardziej kochać.
Wskoczyłem do łóżka i napisałem jeszcze z iPhone'a tweeta o treści "Miłość istnieje".


no waa.a....boskie!!:!)Hah...to z tymi spodniami mnie rozbawiło xd...;)
OdpowiedzUsuńheh....ah ta nasza gwiazda na niebie;)
rozdział boski!:)tak, piszesz coraz lepiej:)
nika1994
ulllallla jaki boski rozdział i fotka jb z kolczykiem też
OdpowiedzUsuńNastępny rozdział u mnie http://bieberowy-cukierek.blog.onet.pl/ zapraszam słońce:*:* Karmelka
OdpowiedzUsuńKOCHAM TWOJE OPOWIADANIE<3
OdpowiedzUsuń