Cześć :) Więc może zacznę od fajnych informacji i dobrych dla Was :) założyłam dwa nowe blogi:
http://nolove-bieberheart.blog.onet.pl/
http://bieberwings-angel.blog.onet.pl/
To dopiero początek moich nowych blogów bo jak na razie są tylko prologi, 1 rozdział i 2 rozdział więc serdecznie zapraszam :) Kolejną fajną informacją jest to, że dziękuję WAM z całego mojego serducha w 100% wypełnionego miłością do Was i Biebera. Kiedy odeszłam stąd na jakiś czas pojawiły się nowe komentarze co bardzo mnie zaskoczyło, ale mam nadzieje, że osoby, które dopiero zaczęły tutaj czytać nie obrażą się na mnie i przeniosą swoje zainteresowanie na tamte blogi :)
Następną informacją, tym razem złą, a może dla kogoś dobrą jest to, że...odchodzę (I'm all gone gone gone I'm all gone) :) No niestety odchodzę, ale jak już pisałam linijkę wcześniej można czytać moje wypociny na dwóch innych blogach, które mam zamiar powiększyć i założę jeszcze jakieś blogi haha! Onet uzależnia ;/
Jeśli ktoś chce ze mną popisać to tutaj jest moje GG: 6233239 :)
Co do spełniania moich marzeń to muszę powiedzieć, że na prawdę zaczynają ruszać :D Może następnym razem zdradzę coś więcej więc wchodźcie tu jeśli jesteście ciekawi :) Pozdrawiam, całuję i moooocno ściskam <3
#muchlove
czwartek, 9 grudnia 2010
sobota, 4 grudnia 2010
"UNTIL I MET YOU" Rozdział XI "This is why I'm hot"
Szedłem ze spuszczoną głową bo wiedziałem, że będę musiał się długo tłumaczyć. Jeszcze tylko jeden dzień i może spotkam się z Jumi. Jak na razie muszę ochłonąć i pomyśleć nad tym co jej powiedzieć. Przeszedłem koło dziewczyny. Zaraz. Skądś ją znam-pomyślałem. Przystanąłem na chwilę wypuszczając parę z ust i odwróciłem powoli głowę.
-Justin?-usłyszałem.
-Jumi?-zapytałem.
Rzuciliśmy się sobie w ramiona.
-Słuchaj. To co niby ja napisałem, to tak na prawdę napisała to Jasmine. Owszem muszę się przyznać z niechęcią, bo obiecywałem Ci, ale musiałem to zrobić. Poobmacywaliśmy się trochę no i pocałunki też były, ale to tyle.-tłumaczyłem.
-Myślałeś, że ja jej w to uwierze? Oh przestań Justin. Wybaczę Ci, ale pod warunkiem, że wykonasz za mnie pewne zadanie.-powiedziała.-Zaopiekujesz się moim malutkim kuzynem. Ma na imię Justin więc będzie Ci łatwiej-uśmiechnęła się niewinnie.
-Hmm. Już dawno nie opiekowałem się ani dziećmi, ani zwierzętami, no ale muszę odpokutować.-zaśmiałem się.
-Czemu tam nie zostałeś? Przecież fanki będą smutne.
-W życiu należy się poświęcać, a z resztą zrozumieją mnie.-zapewniłem ją.
-Wiesz co? Mam ochotę to uczcić. Chodźmy gdzieś się napić piwa.-zaproponowała cwaniacko.
-Żartujesz? Nie mamy 21 lat. I gdzieś w krzakach może czaić się paparazzi-wystraszyłem się.
-Do odważnych świat należy panie Bieber więc jak? Skusisz się?
-Oh, no dobrze.-wziąłem ją za rękę i poszliśmy w stronę jakiejś knajpy. Postanowiłem wykorzystać sławę i przekupiłem śliczną ekspedientkę zdjęciem ze mną. Oczywiście zgodziła się sprzedać nam kilka piw.
Po kilkunastu minutach nie wiedzieliśmy co gadamy.
-Jumi. Chodźmy po jeszcze-oznajmiłem. I poszliśmy po następne, ale tym razem ekspedientka kazała mi pokazać swojego przyjaciela. Zapytałem Jumi o zgodę, a że była pijana bez wahania przytaknęła głową. Udaliśmy się z dziewczyną na zaplecze, gdzie zobaczyła oryginalnego penisa Justina Biebera.
-Mogę potrzymać?-zapytała.
-No jasne!-odparłem.
Kiedy wyszliśmy stamtąd ona dała mi dwa 6-paki piwa po czym ja i Jumi udaliśmy się do domu. Jej rodziców na szczęście nie było, a mieli wrócić za kilka dni, więc nic nam nie groziło.
Włączyłem sprzęt i puściłem "This is why I'm hot-Mims" i zacząłem tańczyć.
-No pokaż co potrafisz!-krzyknęła Jumi. Zrobiłem kilka rutynowych ruchów, które zazwyczaj publikuję podczas tańca, a potem zacząłem ściągać z siebie ubrania.
-Czekaj!-powiedziała moja dziewczyna. Zacząłem biegać po pokoju i zakładać ciuchy z powrotem.
Jumi podeszła do mnie i wkładając dłoń pod moją koszulkę powiedziała:
-Nie o to mi chodziło. Chciałam, żebyś poczekał na mnie-zaśmialiśmy się.
Przydusiłem ją do ściany i zacząłem całować po szyi.
-Yyy...Nie-powiedziała ni stąd ni zowąd Jumi.
-Ale, że co nie?-zapytałem odczepiając od niej moje wargi.
-Nic! Kontynuuj.-no i kontynuowałem. Chwyciłem ją za udo i lekko podniosłem jej nogę.
-Justin. Zmień piosenkę, tak aby pasowała w rytm naszych ruchów-uśmiechnęła się.
-Naszych ruchów czyli? Aaaa! Już wiem-i włączyłem "Teenage Dream" przy której zwykle zasypiam, ale dzisiejsza noc będzie bezsenna.
Odciągnąłem Jumi od ściany i popchnąłem na łóżko.
-FUCK!-pisnęła łapiąc się za głowę. No tak. Musiała walnąć się o szafkę.
-Już dobrze, a teraz pokaż na co Cię stać-wyrwała nagle kiedy kucałem przy niej. Zrzuciłem z siebie koszulkę zostając w samych spodniach i przygniotłem ją swoim ciałem...
This is why I'm hot. I'm hot cuz I'm fly you ain't cuz you're not! Haha mam odpał pewnie po coli czy tam pepsi z cytryną. Było śmiesznie mimo stania na przystanku przez 40 minut xD O Boże! Dzisiaj na VIVA POLSKA leci "Personality Justin Bieber" <3 o 22:00 więc oglądać! Postanowiłam, że zmienię tradycję i bohaterowie pogodzą się w parku, a nie na lotnisku jak to zwykle bywa :D Mam nadzieję, że takie krótkie bazgroły napisane pod wpływem właśnie piosenki Mims'a i Katy Perry się podobają ^^
PS: Jedyna przeróbka zdjęcia przez antyfanów JB którą jak najbardziej popieram *.* haha
-Justin?-usłyszałem.
-Jumi?-zapytałem.
Rzuciliśmy się sobie w ramiona.
-Słuchaj. To co niby ja napisałem, to tak na prawdę napisała to Jasmine. Owszem muszę się przyznać z niechęcią, bo obiecywałem Ci, ale musiałem to zrobić. Poobmacywaliśmy się trochę no i pocałunki też były, ale to tyle.-tłumaczyłem.
-Myślałeś, że ja jej w to uwierze? Oh przestań Justin. Wybaczę Ci, ale pod warunkiem, że wykonasz za mnie pewne zadanie.-powiedziała.-Zaopiekujesz się moim malutkim kuzynem. Ma na imię Justin więc będzie Ci łatwiej-uśmiechnęła się niewinnie.
-Hmm. Już dawno nie opiekowałem się ani dziećmi, ani zwierzętami, no ale muszę odpokutować.-zaśmiałem się.
-Czemu tam nie zostałeś? Przecież fanki będą smutne.
-W życiu należy się poświęcać, a z resztą zrozumieją mnie.-zapewniłem ją.
-Wiesz co? Mam ochotę to uczcić. Chodźmy gdzieś się napić piwa.-zaproponowała cwaniacko.
-Żartujesz? Nie mamy 21 lat. I gdzieś w krzakach może czaić się paparazzi-wystraszyłem się.
-Do odważnych świat należy panie Bieber więc jak? Skusisz się?
-Oh, no dobrze.-wziąłem ją za rękę i poszliśmy w stronę jakiejś knajpy. Postanowiłem wykorzystać sławę i przekupiłem śliczną ekspedientkę zdjęciem ze mną. Oczywiście zgodziła się sprzedać nam kilka piw.
Po kilkunastu minutach nie wiedzieliśmy co gadamy.
-Jumi. Chodźmy po jeszcze-oznajmiłem. I poszliśmy po następne, ale tym razem ekspedientka kazała mi pokazać swojego przyjaciela. Zapytałem Jumi o zgodę, a że była pijana bez wahania przytaknęła głową. Udaliśmy się z dziewczyną na zaplecze, gdzie zobaczyła oryginalnego penisa Justina Biebera.
-Mogę potrzymać?-zapytała.
-No jasne!-odparłem.
Kiedy wyszliśmy stamtąd ona dała mi dwa 6-paki piwa po czym ja i Jumi udaliśmy się do domu. Jej rodziców na szczęście nie było, a mieli wrócić za kilka dni, więc nic nam nie groziło.
Włączyłem sprzęt i puściłem "This is why I'm hot-Mims" i zacząłem tańczyć.
-No pokaż co potrafisz!-krzyknęła Jumi. Zrobiłem kilka rutynowych ruchów, które zazwyczaj publikuję podczas tańca, a potem zacząłem ściągać z siebie ubrania.
-Czekaj!-powiedziała moja dziewczyna. Zacząłem biegać po pokoju i zakładać ciuchy z powrotem.
Jumi podeszła do mnie i wkładając dłoń pod moją koszulkę powiedziała:
-Nie o to mi chodziło. Chciałam, żebyś poczekał na mnie-zaśmialiśmy się.
Przydusiłem ją do ściany i zacząłem całować po szyi.
-Yyy...Nie-powiedziała ni stąd ni zowąd Jumi.
-Ale, że co nie?-zapytałem odczepiając od niej moje wargi.
-Nic! Kontynuuj.-no i kontynuowałem. Chwyciłem ją za udo i lekko podniosłem jej nogę.
-Justin. Zmień piosenkę, tak aby pasowała w rytm naszych ruchów-uśmiechnęła się.
-Naszych ruchów czyli? Aaaa! Już wiem-i włączyłem "Teenage Dream" przy której zwykle zasypiam, ale dzisiejsza noc będzie bezsenna.
Odciągnąłem Jumi od ściany i popchnąłem na łóżko.
-FUCK!-pisnęła łapiąc się za głowę. No tak. Musiała walnąć się o szafkę.
-Już dobrze, a teraz pokaż na co Cię stać-wyrwała nagle kiedy kucałem przy niej. Zrzuciłem z siebie koszulkę zostając w samych spodniach i przygniotłem ją swoim ciałem...
This is why I'm hot. I'm hot cuz I'm fly you ain't cuz you're not! Haha mam odpał pewnie po coli czy tam pepsi z cytryną. Było śmiesznie mimo stania na przystanku przez 40 minut xD O Boże! Dzisiaj na VIVA POLSKA leci "Personality Justin Bieber" <3 o 22:00 więc oglądać! Postanowiłam, że zmienię tradycję i bohaterowie pogodzą się w parku, a nie na lotnisku jak to zwykle bywa :D Mam nadzieję, że takie krótkie bazgroły napisane pod wpływem właśnie piosenki Mims'a i Katy Perry się podobają ^^
PS: Jedyna przeróbka zdjęcia przez antyfanów JB którą jak najbardziej popieram *.* haha
poniedziałek, 29 listopada 2010
"UNTIL I MET YOU" Rozdział X "Wal się!"
-Co robisz?-zapytała Jasmine opierając się o futrynę.
-Mogłabyś stąd iść?
-A niby czemu? Przecież nic nie robię-odparła. Wstałem, podrapałem się po głowie i podszedłem do niej.
-Teraz ładnie Cię o to proszę, ale zaraz stracę cierpliwość i skończy się dobry czas dla Ciebie.
-Oh na prawdę? To takie straszne.
-Wyjdź stąd do cholery!-wypchnąłem ją za drzwi po czym z hukiem je zatrzasnąłem.
-Justin otwórz!-waliła pięściami w drzwi.
-Zapomnij!-rzuciłem ściągając koszulkę (i tutaj zaczęłam piszczeć nie wiem czemu). Chciałem wziąć prysznic ale walizki z ubraniami miałem na dole. Musiałem zejść po nie do kuchni.
-Czemu Ty się tak nagle zmieniłeś?-zapytała chamsko.
-Widocznie miałem powód. Dla kogoś takiego jak Ty nie będę znowu marnował sobie życia-zbiegłem po schodach, wziąłem potrzebne mi rzeczy i skierowałem się do łazienki.
-Mogłabyś stąd iść?
-A niby czemu? Przecież nic nie robię-odparła. Wstałem, podrapałem się po głowie i podszedłem do niej.
-Teraz ładnie Cię o to proszę, ale zaraz stracę cierpliwość i skończy się dobry czas dla Ciebie.
-Oh na prawdę? To takie straszne.
-Wyjdź stąd do cholery!-wypchnąłem ją za drzwi po czym z hukiem je zatrzasnąłem.
-Justin otwórz!-waliła pięściami w drzwi.
-Zapomnij!-rzuciłem ściągając koszulkę (i tutaj zaczęłam piszczeć nie wiem czemu). Chciałem wziąć prysznic ale walizki z ubraniami miałem na dole. Musiałem zejść po nie do kuchni.
-Czemu Ty się tak nagle zmieniłeś?-zapytała chamsko.
-Widocznie miałem powód. Dla kogoś takiego jak Ty nie będę znowu marnował sobie życia-zbiegłem po schodach, wziąłem potrzebne mi rzeczy i skierowałem się do łazienki.
*Z PERSPEKTYWY JASMINE*
Usiadłam na skraju łóżka Biebera, podpierając rękoma głowę. Nagle zaciekawiło mnie pewne zdjęcie na pulpicie jego lap-topa. Wstałam i bez zastanowienia zasiadłam przed nim. Otwarte było też okno MSN(czyt: mesendżera). Kliknęłam więc i przeczytałam pewną ciekawą wiadomość od nijakiej Jumi:
"Mam nadzieję, że jeszcze jesteś w stanie opanować się i nie doszło do niczego między Tobą, a tą całą jędzowatą Jasmine".
O! Ktoś tu będzie miał problemy-pomyślałam i zaczęłam wystukiwać te oto słowa do Jumi:
"Właśnie już to zrobiłem. Ona jest przecież boska. Z Tobą nie mógłbym sobie pozwolić na takie igraszki. Jasmine nieziemsko krzyczy kiedy jest jej dobrze. Ty nigdy nie będziesz taka jak ona."
Z dumą odeszłam od urządzenia i zbiegłam na dół do kuchni. Uśmiechałam się pod nosem gryząc banana. Po schodach zszedł Justin.
*Z PERSPEKTYWY JUSTINA*
Niech się udławi tym cholernym bananem. W ogóle kto pozwolił jej tutaj być?-pomyślałem posyłając jej przy tym znaczące spojrzenie. Miałem ochotę podejść i wetknąć jej tego banana w tą sztuczną twarz. Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem z niej parówkę. Oparłem się o blat przy którym stała JV i z siłą przeżuwając odgryziony kawałek pomyślałem: A co mi tam!-i wsadziłem jej banana do ust.
-Justin! Chcesz, żebym się zakrztusiła?-krzyknęła wypluwając całą zawartość owoca z ust.
Jako że nic tu po mnie udałem się do swojego pokoju dreptając po schodach jak pingwin. Przeżuwając nadal ostatni kęs parówki usiadłem przed komputerem i przeczytałem dziwną wiadomość od Jumi:
"Myślałam, że jesteś inny! Ale nie! Następny drań, który nie potrafi dotrzymać zwykłej obietnicy. Skoro tak Ci z nią dobrze to może bądź z nią i omijaj mnie szerokim łukiem sukinsynu!"
Moja mina po przeczytaniu tych szokująco dziwnych i niezręcznych słów była mniej więcej taka "O.O" czyli krótką mówiąc bezcenna. Myszką przesuwając wiadomości do góry, natknąłem się na wiadomość, którą pewnie i to na 100% napisała bezczelna Jasmine. No to się teraz suka nie pozbiera-pomyślałem zamykając lap-topa. Zszedłem do kuchni i zobaczyłem zadowoloną minę Villegaski.
-Czy Ty wiesz co zrobiłaś? Jak mogłem się zgodzić na trasę koncertową z Tobą? No ale to nie ja się zgodziłem tylko Scooter. No tak romans z Twoją agentką musiał jakoś zaowocować tylko szkoda, że tak źle-stanąłem przy niej i przystawiłem do jej gardła nóż w którym odbijała się moja twarz.
-Jeszcze raz coś zrobisz to pożałujesz suko! To moje życie i w nim nie ma dla Ciebie miejsca! Pogódź się z tym wreszcie, a jak nie to o spokojnym życiu możesz tylko pomarzyć!-warknąłem i puściłem ją odkładając nóż na miejsce. Napisałem do Scootera, że nie chcę tu być i nie zagram tu koncertu. Wyjaśniłem, że jak najszybciej muszę być przy Jumi i nie interesują mnie fanki. Uległ moim namowom i zabrałem sprzed nosa Jasmine swoje walizki posyłając jej ostatnie złowrogie spojrzenie i wybiegłem z domu wsiadając w pospiechu do limuzyny.
-Jadę do Ciebie Jumi-zadzwoniłem do niej i nagrałem się na pocztę głosową, bo telefon miała wyłączony.
*Z PERSPEKTYWY JUMI*
Kilkanaście razy odtwarzałam wiadomość, którą zostawił Justin. Za każdym razem kiedy naciskałam na przycisk który miał ją uruchomić miałam łzy w oczach. Kocham go i to bardzo. Nie widzę świata poza nim, ale on tego nie rozumie. Chcę tylko przytulic się do niego i zapytać DLACZEGO?! Może to tylko zwykłe nieporozumienie, które da się wyjaśnić w racjonalny sposób. Chodziłam po parku patrząc jak delikatnie spadają płatki śniegu. Tyle ile ich spadło, to właśnie liczba uderzeń serca, którymi darzę Justina. To łzy bólu. Przystanęłam na chwilę i zobaczyłam w oddali postać. Sposób poruszania się tej osoby był mi bardzo dobrze znany i nawet rysy twarzy mogłam rozpoznać z kilku metrów...
Hej! Co u Was? :) Mnie męczy uporczywy katar i kilka innych rzeczy...żal po prostu żal i tyle! Chętnie zabiłabym kilka osób, ale nie w opowiadaniu, a w życiu codziennym. Widzę tą krew która sika po ścianach, ahhh...okay. Obudź się Daria! Mam nadzieję, że się podobało xD
sobota, 27 listopada 2010
"UNTIL I MET YOU" Rozdział IX "Nic się nie dzieje"
Kiedy tylko otworzyłem drzwi limuzyny, zobaczyłem twarz Jasmine. Od razu miałem ochotę zwymiotować, a jeszcze kilka tygodni temu zrobiłbym wszystko, by powpychać mojego przyjaciela w jej czarną dziurę czy jej się to podoba czy nie. Zadzwoniłem do Jumi, ale niestety ma wyłączony telefon. Miejmy nadzieję, że to nie przeze mnie-pomyślałem wyhaczając walizki z rąk Kenny'ego.
-Justin słodziaku!-rzuciła się na mnie Jasmine. Czy ona zawsze musi tak piszczeć?-pomyślałem przewracając oczami. Zawiesiła się na mojej szyi i przyglądała mi się jakbym obiecywał jej kanapkę.
-Czemu się tak patrzysz?!-burknąłem.
-Ty wiesz dlaczego kotku-zaczęła ciągnąć mnie za rękę do niewielkiego domku, gdzie razem mieliśmy spędzać najbliższych kilka dni.
-To jak?-"wypięła" swoje piersi przed moimi oczyma.
-Srak! Odczep się ode mnie...-szturchnąłem ją nieschludnie przechodząc obok niej. Postawiłem walizki w najlepszym miejscu dla nich.
-O widzę, że pan Bieber ma ochotę sobie pogwiazdorzyć. No prosze, prosze-podeszła do mnie i złapała mój tyłek.
Strzepnąłem z siebie jej rękę, posłałem znaczące spojrzenie i pobiegłem do toalety. Czy ona zawsze będzie robić sobie nadzieje? Czy nadal będzie chwalić się swoją głupotą? Tego nikt nie wie, ale ja wiem jedno. Na prawdę kocham Jumi, skoro nie ulegam namowom Jasmine. To może oznaczać tylko jedną rzecz: Jest dobrze i oby tak zostało.
-No Justin! Wiem, że tego chcesz. Patrz tylko-pokazała mi swoją fioletową koronkową bieliznę.
-OMG! Czy Ty na prawdę myślisz, że jestem aż tak głupi, że jak pokażesz mi fioletowe majtki to zacznę piszczeć na ich widok tak jak Ty na widok moich opadających spodni?! Daruj sobie-sapnąłem wyciągając sok z lodówki.
-Odpuść sobie. Przecież jesteś wolnym ptakiem, możesz robić wszystko na co masz ochotę, więc dlaczego nie zrobisz tego o co Cię proszę i czego Ty na prawdę chcesz?!-stanęła blisko, kiedy ja odchylałem głowę do tyłu przełykając smaczny sok wsunęła rękę pod moją koszulkę. Łaskotała mnie, a sok wskięznął zamiast lecieć prosto do moich ust, poleciał wzdłóż moich cudownych mięśni.
-Nie rób. To łaskocze-zacząłem hihotać. Złapałem ją za tyłek, przysunąłem do siebie i pocałowałem brutalnie w usta. Podniosłem i położyłem na kuchenny blat, nad którym na metalowym wieszaku wisiały garnki, rondle i inne rzeczy w które musiałem uderzyć głową, ale nie zwracając na to nie wiadomo jakiej uwagi kontynuowałem całowanie JV. Pochyliłem się nad nią i całowałem w szyję, a ona owinęła swoje nogi na moich plecach.
STOP! Co Ty do cholery robisz?!-pomyślałem i odsunąłem ją od siebie z prędkością światła. Jasmine jednak nie miała zamiaru odpuścić i złapała mnie za rękę.
-To się nie działo Jasmine-powiedziałem jej.
-Teraz wszyscy się dowiedzą o Twojej drugiej twarzy!-krzyknęła. Złapałem ją za nadgarstek i uderzyłem z całej siły w policzek.
-Pierdol się szmato!-odszedłem od niej. Przecież jak Jumi się o tym dowie to mnie zabije. Pattie i reszta wsadzą mnie do psychiatryka lub na jakiś odwyk. Nie mogłem się opanować i tyle. Nie, to się nie stało. Nie mogło się stać!-rzuciłem telefonem o ścianę.
-Te iPhone'y! O dupę je rozbić! Nie wytrzymują lekkiego wstrząsu-powiedziałem podnosząc go, ale nadal działał. Los chciał, że wyświetliło się zdjęcie uśmiechniętej Jumi. Odłożyłem go na bok, usiadłem na łóżku i schowałem twarz w ręce.
-Albo zepniesz dupsko i przestaniesz ulegać tej chorej umysłowo dziwce, albo Jumi się o tym dowie i już nigdy się do Ciebie nie odezwie-mówiłem do siebie. Dostałem sms-a od...Jumi. Prosiła abym wszedł na skype'a.
-Hej. Jak leci?-zapytała słodko, kiedy zobaczyłem jej twarz.
-No nie jest tak źle. Myślałem, że będzie gorzej, ale puki co wytrzymuję z Jasmine.
-Na pewno wszystko w porządku?-zapytała.
-W jak najlepszym. Po prostu miałem ciężką podróż i nie mam humoru.
-No nie wydaje mi się-mruknęła.-Tu, za oknem pada śnieg-ucieszyła się.
-Tak? Tutaj co prawda jest zimno, ale jeszcze nic z nieba nie zleciało...no oprócz rozmowy z Tobą-uśmiechnąłem się. Nagle usłyszałem kroki skierowane do mojego pokoju.
-Przepraszam. Muszę kończyć. Porozmawiam kiedy indziej dobrze?-mówiłem ze strachem w oczach.
-Justin. Coś się stało? Kto tam jest? No dobrze, porozmawiamy potem-odparła i zniknęła z monitora.
Siedziałem na krześle z wyrzutem sumienia. Nie dość, że obiecywałem jej, że nigdy więcej tego nie zrobię (no przynajmniej nałogowo) to na dodatek kłamałem przed jej pięknym obliczem. Jak mogłem?! Z myśli wyrwała mnie...
Coś tam nabazgrałam :) Jakieś zupełnie bezsensowne bzdety, ale dzięki, że ktoś to w ogóle czyta ^^ Mam płytę i jest booooska! Szaleję do remixu somebody to love, który za pewne za niedługo pojawi się w klimacie xD Dzisiejszy czas spędziłam bardzo miło z Kasią :* Nie ukrywajmy...ONA JEST TAKA: OMG! Haha :) Było zabawnie i Bieberowo :D Nie przynudzam już i idę bo z nosa mi cieknie bezczelny katar -.-
PS: Przepraszam, za wszystkie błędy jakie tutaj są bo nie chciało mi się już czytać i poprawiać xD
PS#2:"Where are you now" to studyjne jest zajebiste ^^ Zakochałam się i do tego wzruszyłam ;]
ONLY YOU CAN TOUCH MY HEART!
-Justin słodziaku!-rzuciła się na mnie Jasmine. Czy ona zawsze musi tak piszczeć?-pomyślałem przewracając oczami. Zawiesiła się na mojej szyi i przyglądała mi się jakbym obiecywał jej kanapkę.
-Czemu się tak patrzysz?!-burknąłem.
-Ty wiesz dlaczego kotku-zaczęła ciągnąć mnie za rękę do niewielkiego domku, gdzie razem mieliśmy spędzać najbliższych kilka dni.
-To jak?-"wypięła" swoje piersi przed moimi oczyma.
-Srak! Odczep się ode mnie...-szturchnąłem ją nieschludnie przechodząc obok niej. Postawiłem walizki w najlepszym miejscu dla nich.
-O widzę, że pan Bieber ma ochotę sobie pogwiazdorzyć. No prosze, prosze-podeszła do mnie i złapała mój tyłek.
Strzepnąłem z siebie jej rękę, posłałem znaczące spojrzenie i pobiegłem do toalety. Czy ona zawsze będzie robić sobie nadzieje? Czy nadal będzie chwalić się swoją głupotą? Tego nikt nie wie, ale ja wiem jedno. Na prawdę kocham Jumi, skoro nie ulegam namowom Jasmine. To może oznaczać tylko jedną rzecz: Jest dobrze i oby tak zostało.
-No Justin! Wiem, że tego chcesz. Patrz tylko-pokazała mi swoją fioletową koronkową bieliznę.
-OMG! Czy Ty na prawdę myślisz, że jestem aż tak głupi, że jak pokażesz mi fioletowe majtki to zacznę piszczeć na ich widok tak jak Ty na widok moich opadających spodni?! Daruj sobie-sapnąłem wyciągając sok z lodówki.
-Odpuść sobie. Przecież jesteś wolnym ptakiem, możesz robić wszystko na co masz ochotę, więc dlaczego nie zrobisz tego o co Cię proszę i czego Ty na prawdę chcesz?!-stanęła blisko, kiedy ja odchylałem głowę do tyłu przełykając smaczny sok wsunęła rękę pod moją koszulkę. Łaskotała mnie, a sok wskięznął zamiast lecieć prosto do moich ust, poleciał wzdłóż moich cudownych mięśni.
-Nie rób. To łaskocze-zacząłem hihotać. Złapałem ją za tyłek, przysunąłem do siebie i pocałowałem brutalnie w usta. Podniosłem i położyłem na kuchenny blat, nad którym na metalowym wieszaku wisiały garnki, rondle i inne rzeczy w które musiałem uderzyć głową, ale nie zwracając na to nie wiadomo jakiej uwagi kontynuowałem całowanie JV. Pochyliłem się nad nią i całowałem w szyję, a ona owinęła swoje nogi na moich plecach.
STOP! Co Ty do cholery robisz?!-pomyślałem i odsunąłem ją od siebie z prędkością światła. Jasmine jednak nie miała zamiaru odpuścić i złapała mnie za rękę.
-To się nie działo Jasmine-powiedziałem jej.
-Teraz wszyscy się dowiedzą o Twojej drugiej twarzy!-krzyknęła. Złapałem ją za nadgarstek i uderzyłem z całej siły w policzek.
-Pierdol się szmato!-odszedłem od niej. Przecież jak Jumi się o tym dowie to mnie zabije. Pattie i reszta wsadzą mnie do psychiatryka lub na jakiś odwyk. Nie mogłem się opanować i tyle. Nie, to się nie stało. Nie mogło się stać!-rzuciłem telefonem o ścianę.
-Te iPhone'y! O dupę je rozbić! Nie wytrzymują lekkiego wstrząsu-powiedziałem podnosząc go, ale nadal działał. Los chciał, że wyświetliło się zdjęcie uśmiechniętej Jumi. Odłożyłem go na bok, usiadłem na łóżku i schowałem twarz w ręce.
-Albo zepniesz dupsko i przestaniesz ulegać tej chorej umysłowo dziwce, albo Jumi się o tym dowie i już nigdy się do Ciebie nie odezwie-mówiłem do siebie. Dostałem sms-a od...Jumi. Prosiła abym wszedł na skype'a.
-Hej. Jak leci?-zapytała słodko, kiedy zobaczyłem jej twarz.
-No nie jest tak źle. Myślałem, że będzie gorzej, ale puki co wytrzymuję z Jasmine.
-Na pewno wszystko w porządku?-zapytała.
-W jak najlepszym. Po prostu miałem ciężką podróż i nie mam humoru.
-No nie wydaje mi się-mruknęła.-Tu, za oknem pada śnieg-ucieszyła się.
-Tak? Tutaj co prawda jest zimno, ale jeszcze nic z nieba nie zleciało...no oprócz rozmowy z Tobą-uśmiechnąłem się. Nagle usłyszałem kroki skierowane do mojego pokoju.
-Przepraszam. Muszę kończyć. Porozmawiam kiedy indziej dobrze?-mówiłem ze strachem w oczach.
-Justin. Coś się stało? Kto tam jest? No dobrze, porozmawiamy potem-odparła i zniknęła z monitora.
Siedziałem na krześle z wyrzutem sumienia. Nie dość, że obiecywałem jej, że nigdy więcej tego nie zrobię (no przynajmniej nałogowo) to na dodatek kłamałem przed jej pięknym obliczem. Jak mogłem?! Z myśli wyrwała mnie...
Coś tam nabazgrałam :) Jakieś zupełnie bezsensowne bzdety, ale dzięki, że ktoś to w ogóle czyta ^^ Mam płytę i jest booooska! Szaleję do remixu somebody to love, który za pewne za niedługo pojawi się w klimacie xD Dzisiejszy czas spędziłam bardzo miło z Kasią :* Nie ukrywajmy...ONA JEST TAKA: OMG! Haha :) Było zabawnie i Bieberowo :D Nie przynudzam już i idę bo z nosa mi cieknie bezczelny katar -.-
PS: Przepraszam, za wszystkie błędy jakie tutaj są bo nie chciało mi się już czytać i poprawiać xD
PS#2:"Where are you now" to studyjne jest zajebiste ^^ Zakochałam się i do tego wzruszyłam ;]
ONLY YOU CAN TOUCH MY HEART!
czwartek, 25 listopada 2010
"UNTIL I MET YOU" Rozdział VIII "Będę się modlić, żeby jeszcze kiedykolwiek Cię zobaczyć"
-Słuchaj. Wyjeżdżam, wiem, że obiecałem Ci spotykanie się kiedy tylko będzie taka możliwość, ale jak na razie mam tyle koncertów, że nie mam czasu nawet dla siebie.-powiedziałem jej przed wyjazdem, stojąc tuż przed hotelem i rozmawiając z nią.
-Ale obiecałeś! Matko, będę się modlić, żeby jeszcze kiedykolwiek Cię zobaczyć. Proszę obiecaj mi, że już nigdy więcej nie będziesz uprawiał seksu z przypadkowymi dziewczynami dobrze?-ostrzegała.
-Chyba Ci mówiłem coś na ten temat, więc już odstawmy to w kąt i po prostu o tym zapomnijmy. Nawet nie wiesz jak trudno jest Cię tu zostawić, ale ja na to nie mam wpływu. Nie chciałem Ci o tym mówić, ale w końcu to powiem. Przez kilka tygodni będę zmuszony do koncertowania z Jasmine. Przykro mi. Dziękuję za wszystko Jumi-pocałowałem ją w czoło, wziąłem walizki i ruszyłem do limuzyny.
-Nie zapomnij o mnie-dodała jeszcze.
-Kocham Cię!-krzyknąłem, kiedy Kenny zamykał drzwi czarnej limuzyny z mojej strony. Jumi zaczęła biec za nami, ale zdążyła tylko dotknąć ręką szyby.
Zastanawiam się czy zniosę to wszystko, ale będzie koło mnie Jasmine, którą od kilku dni darzę tylko i wyłącznie chorą nienawiścią. To chyba dobrze, jednak na scenie będziemy musieli odgrywać te tępe scenki miłosne. Mam nadzieję tylko, że Jumi nie odbierze tego jako miłość, a z Jasmine muszę wyjaśnić kilka spraw, aby później nie żałowała swoich czynów, bo doskonale wiem do czego jest w stanie się posunąć. Bylebym i ja miał na tyle oleju w głowie, by przez ten czas spędzany z nią nie połakomić się na jej tłusty tyłek. Skończę z tym świństwem dla Jumi.
W kieszeni poczułem wibracje.
-Witaj kotku. Już nie mogę się doczekać, aż Cię zobaczę. Mam nadzieję, że zabawimy się trochę przez ten czas.-mówiła żałosnym głosem, który nie dawno był w stanie mnie podniecić.
-Właśnie o tym chciałem porozmawiać, ale jak przyjadę.
-Co się stało? Straciłeś ochotę na seks ze mną? Przecież podobało Ci się i chciałeś to powtórzyć-denerwowała się.
-Skończ już z tym. Powiem Ci wszystko w cztery oczy. Nie panikuj tak-rozłączyłem się.
Oby i następnym razem poszło mi tak sprawnie jak teraz. Gdybym nadal zamierzał być nimfomanem to w końcu Pattie i wszyscy inni by się o tym dowiedzieli. Wydaje mi się, że Jumi nauczyła mnie ogólnego szacunku do ludzi i nie wiem jak mogę jej za to dziękować, bo dziewczyna na prawdę ma większy wpływ na mnie niż sprawianie, że mój "przyjaciel" staje za każdym razem kiedy widzę jakąś gorącą laskę.
-Justin. Coś Cię gryzie?-wyrwała nagle Pattie.
-A nie, nie. Już tęsknię za Jumi i stąd ta cisza.-uśmiechając się do niej niewinnie. Przytuliła mnie do siebie i zaczęła głaskać po głowie. Chyba tego mi brakowało bo zacząłem szlochać, jak za dawnych lat kiedy Jeremy nas zostawił.
Ani moja mama, ani ja się nie odzywaliśmy. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo jest dla mnie ważna. Przez ta całą sławę i poczucie, że mogę wszystko zapomniałem o najważniejszej osobie w moim życiu, którą jest moja mama.
-Już w porządku?-zapytała podnosząc moją głowę. Pokiwałem głową twierdząco, a ona otarła moje łzy.
Zasnąłem na jej kolanach, tak jak kiedyś, kiedy byłem malutkim chłopczykiem...
Hihi ^^ To by było tyle :) "NEVER SAY NEVER" to na prawdę działa gdy tylko się w to wierzy <3 Jutro premiera płyty i książki tak więc po szkole jadę na podbój empika haha! Nie mogę się doczekać <3 pisać czy się podobało :)
-Ale obiecałeś! Matko, będę się modlić, żeby jeszcze kiedykolwiek Cię zobaczyć. Proszę obiecaj mi, że już nigdy więcej nie będziesz uprawiał seksu z przypadkowymi dziewczynami dobrze?-ostrzegała.
-Chyba Ci mówiłem coś na ten temat, więc już odstawmy to w kąt i po prostu o tym zapomnijmy. Nawet nie wiesz jak trudno jest Cię tu zostawić, ale ja na to nie mam wpływu. Nie chciałem Ci o tym mówić, ale w końcu to powiem. Przez kilka tygodni będę zmuszony do koncertowania z Jasmine. Przykro mi. Dziękuję za wszystko Jumi-pocałowałem ją w czoło, wziąłem walizki i ruszyłem do limuzyny.
-Nie zapomnij o mnie-dodała jeszcze.
-Kocham Cię!-krzyknąłem, kiedy Kenny zamykał drzwi czarnej limuzyny z mojej strony. Jumi zaczęła biec za nami, ale zdążyła tylko dotknąć ręką szyby.
Zastanawiam się czy zniosę to wszystko, ale będzie koło mnie Jasmine, którą od kilku dni darzę tylko i wyłącznie chorą nienawiścią. To chyba dobrze, jednak na scenie będziemy musieli odgrywać te tępe scenki miłosne. Mam nadzieję tylko, że Jumi nie odbierze tego jako miłość, a z Jasmine muszę wyjaśnić kilka spraw, aby później nie żałowała swoich czynów, bo doskonale wiem do czego jest w stanie się posunąć. Bylebym i ja miał na tyle oleju w głowie, by przez ten czas spędzany z nią nie połakomić się na jej tłusty tyłek. Skończę z tym świństwem dla Jumi.
W kieszeni poczułem wibracje.
-Witaj kotku. Już nie mogę się doczekać, aż Cię zobaczę. Mam nadzieję, że zabawimy się trochę przez ten czas.-mówiła żałosnym głosem, który nie dawno był w stanie mnie podniecić.
-Właśnie o tym chciałem porozmawiać, ale jak przyjadę.
-Co się stało? Straciłeś ochotę na seks ze mną? Przecież podobało Ci się i chciałeś to powtórzyć-denerwowała się.
-Skończ już z tym. Powiem Ci wszystko w cztery oczy. Nie panikuj tak-rozłączyłem się.
Oby i następnym razem poszło mi tak sprawnie jak teraz. Gdybym nadal zamierzał być nimfomanem to w końcu Pattie i wszyscy inni by się o tym dowiedzieli. Wydaje mi się, że Jumi nauczyła mnie ogólnego szacunku do ludzi i nie wiem jak mogę jej za to dziękować, bo dziewczyna na prawdę ma większy wpływ na mnie niż sprawianie, że mój "przyjaciel" staje za każdym razem kiedy widzę jakąś gorącą laskę.
-Justin. Coś Cię gryzie?-wyrwała nagle Pattie.
-A nie, nie. Już tęsknię za Jumi i stąd ta cisza.-uśmiechając się do niej niewinnie. Przytuliła mnie do siebie i zaczęła głaskać po głowie. Chyba tego mi brakowało bo zacząłem szlochać, jak za dawnych lat kiedy Jeremy nas zostawił.
Ani moja mama, ani ja się nie odzywaliśmy. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo jest dla mnie ważna. Przez ta całą sławę i poczucie, że mogę wszystko zapomniałem o najważniejszej osobie w moim życiu, którą jest moja mama.
-Już w porządku?-zapytała podnosząc moją głowę. Pokiwałem głową twierdząco, a ona otarła moje łzy.
Zasnąłem na jej kolanach, tak jak kiedyś, kiedy byłem malutkim chłopczykiem...
Hihi ^^ To by było tyle :) "NEVER SAY NEVER" to na prawdę działa gdy tylko się w to wierzy <3 Jutro premiera płyty i książki tak więc po szkole jadę na podbój empika haha! Nie mogę się doczekać <3 pisać czy się podobało :)
środa, 24 listopada 2010
"UNTIL I MET YOU" Rozdział VII "Zupełnie się wyciszam"
-Pojechałbym gdzieś odpocząć. Na takie małe wakacje-powiedziałem wracając z Jumi.
-A gdzie chciałbyś pojechać tym razem?-zapytała.
-Na Borneo bo jeszcze tam nie było mojego pięknego tyłka, ale oczywiście Twój też mógłby się tam znaleźć jeśli pozwolisz-zaproponowałem.
-Moi rodzice mnie nie puszczą.
-Wątpisz? Mam na tyle ładne oczy, że ich przekonam.
-Nie wiesz jacy oni są. Ty i ja nie jesteśmy razem więc nawet nie ma sensu, abyśmy spędzali ze sobą tyle czasu. Nie będziemy razem Justin. Lepiej będzie jak pojedziesz tam sam-odparła oschle.
-Czemu tak myślisz?
-Bo mnie nie pokochasz. Jestem dla Ciebie zbyt surowa.
-Never say never!-zaśmiałem się jak małpka.
-Możliwe, ale mimo tego i tak w to wątpię-burknęła.
Stanąłem na przeciwko niej i złapałem ukradkiem za zimną dłoń.
-Pamiętasz jak pokazywałem Ci gwiazdę?-zapytałem oczekując wyczerpującej odpowiedzi.
-Tak, pamiętam.
-Przypomnij sobie co wtedy mówiłem-zaglądałem w jej oczy co raz głębiej.
Stanąłem za nią i oparłem swe ręce na jej kościstych biodrach.
-Powiedz mi tylko, czy ja choć trochę zmieniam Ciebie, Twoje życie i postępowanie? Czy moje słowa dają Ci coś do zrozumienia?-zapytała nagle.
-Eh Jumi. Nie zauważyłaś jeszcze jak zachowuję się przy Tobie? Zupełnie się wyciszam, staram się odpowiednio układać zdania tak, by Cię nie urazić, choć nawet to mi nie wychodzi.
-Czyli jednak moje słowa mają dla Ciebie jakikolwiek sens? Miło mi to słyszeć.-odwróciła się gwałtownie i pocałowała delikatnie moje wargi.
-Nie zależy mi na tym, aby zmieniać Twoje dotychczasowe życie o 180 stopni, ale gdyby tak było powiedz mi o tym.-dodała szokując mnie jak zawsze swoimi mądrościami.
-Ale właśnie tak jest. Zmieniasz wszystko tak gwałtownie, że powoli nie nadążam za Tobą, ale to nic. Wiesz, że jesteś jedyną osobą, która tak na mnie działa? Nawet moja mama nie ma na mnie takiego wpływu jak Ty-zaczerwieniłem się.
-Wiesz Justin, czuję coś do Ciebie, ale to jeszcze nie jest zakochanie, ani nawet zauroczenie, to chyba moja opiekuńczość, ale obiecuję, że to się zmieni-przytuliła mnie.
-To było słodkie, a teraz chodźmy bo muszę odprowadzić Cię do domu-objąłem ją swoim ramieniem i kontynuowaliśmy naszą drogę do domu.
-Może Cię to zmartwi, ale za 2 dni wyjeżdżam stąd.-oznajmiłem z trudem wymawiając słowa.
-Nie! Proszę zostań.-stanęła na chwilę.
-Obiecuję, że będziemy się widywać jasne?-złapałem ją za brodę, a drugą ręką odgarnąłem jej włosy. Chyba się ucieszyła bo na jej twarzy pojawił się najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem...
Bla bla bla...taka sraka, że ja nie mogę...śnieg odebrał mi wenę skur*iel! -.- Pamiętajcie, że w piątek 26.11.2010 premiera "My worlds acoustic" oraz książki "Justin Bieber poznaj gwiazdę"! Koniecznie muszę posiadać te obydwie rzeczy, ale najpierw skołuję kasę w jakiś sposób. Być może kochana mamusia kupi mi książkę na urodzinki, lub pod choinkę, bo na płytę mam ^^ W piątek po szkole szybko jadę do empiku łiii! Nie mogę się doczekać <3 Tak w ogóle dostałam dzisiaj bardzo ciekawego linka na NK od pewnej fanki Biebsa, która ma "First Step 2 Forever: My story" i tłumaczy ją na język polski :) Podaję go tu:
http://justindrewbieberpoland.blogspot.com/2010/11/first-step-2-forever-my-story-part-1.htmlDziękuję tym którzy czytają moje drętwe wypociny, które na prawdę zdobywane są ciężką pracą :*
PS: JEGO OCZY NA TYM ZDJĘCIU SĄ TAK BŁYSZCZĄCE JAK MOJE PAZNOKCIE PO POMALOWANIU ^^ Jednym słowem cudo!
-A gdzie chciałbyś pojechać tym razem?-zapytała.
-Na Borneo bo jeszcze tam nie było mojego pięknego tyłka, ale oczywiście Twój też mógłby się tam znaleźć jeśli pozwolisz-zaproponowałem.
-Moi rodzice mnie nie puszczą.
-Wątpisz? Mam na tyle ładne oczy, że ich przekonam.
-Nie wiesz jacy oni są. Ty i ja nie jesteśmy razem więc nawet nie ma sensu, abyśmy spędzali ze sobą tyle czasu. Nie będziemy razem Justin. Lepiej będzie jak pojedziesz tam sam-odparła oschle.
-Czemu tak myślisz?
-Bo mnie nie pokochasz. Jestem dla Ciebie zbyt surowa.
-Never say never!-zaśmiałem się jak małpka.
-Możliwe, ale mimo tego i tak w to wątpię-burknęła.
Stanąłem na przeciwko niej i złapałem ukradkiem za zimną dłoń.
-Pamiętasz jak pokazywałem Ci gwiazdę?-zapytałem oczekując wyczerpującej odpowiedzi.
-Tak, pamiętam.
-Przypomnij sobie co wtedy mówiłem-zaglądałem w jej oczy co raz głębiej.
Stanąłem za nią i oparłem swe ręce na jej kościstych biodrach.
-Powiedz mi tylko, czy ja choć trochę zmieniam Ciebie, Twoje życie i postępowanie? Czy moje słowa dają Ci coś do zrozumienia?-zapytała nagle.
-Eh Jumi. Nie zauważyłaś jeszcze jak zachowuję się przy Tobie? Zupełnie się wyciszam, staram się odpowiednio układać zdania tak, by Cię nie urazić, choć nawet to mi nie wychodzi.
-Czyli jednak moje słowa mają dla Ciebie jakikolwiek sens? Miło mi to słyszeć.-odwróciła się gwałtownie i pocałowała delikatnie moje wargi.
-Nie zależy mi na tym, aby zmieniać Twoje dotychczasowe życie o 180 stopni, ale gdyby tak było powiedz mi o tym.-dodała szokując mnie jak zawsze swoimi mądrościami.
-Ale właśnie tak jest. Zmieniasz wszystko tak gwałtownie, że powoli nie nadążam za Tobą, ale to nic. Wiesz, że jesteś jedyną osobą, która tak na mnie działa? Nawet moja mama nie ma na mnie takiego wpływu jak Ty-zaczerwieniłem się.
-Wiesz Justin, czuję coś do Ciebie, ale to jeszcze nie jest zakochanie, ani nawet zauroczenie, to chyba moja opiekuńczość, ale obiecuję, że to się zmieni-przytuliła mnie.
-To było słodkie, a teraz chodźmy bo muszę odprowadzić Cię do domu-objąłem ją swoim ramieniem i kontynuowaliśmy naszą drogę do domu.
-Może Cię to zmartwi, ale za 2 dni wyjeżdżam stąd.-oznajmiłem z trudem wymawiając słowa.
-Nie! Proszę zostań.-stanęła na chwilę.
-Obiecuję, że będziemy się widywać jasne?-złapałem ją za brodę, a drugą ręką odgarnąłem jej włosy. Chyba się ucieszyła bo na jej twarzy pojawił się najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem...
Bla bla bla...taka sraka, że ja nie mogę...śnieg odebrał mi wenę skur*iel! -.- Pamiętajcie, że w piątek 26.11.2010 premiera "My worlds acoustic" oraz książki "Justin Bieber poznaj gwiazdę"! Koniecznie muszę posiadać te obydwie rzeczy, ale najpierw skołuję kasę w jakiś sposób. Być może kochana mamusia kupi mi książkę na urodzinki, lub pod choinkę, bo na płytę mam ^^ W piątek po szkole szybko jadę do empiku łiii! Nie mogę się doczekać <3 Tak w ogóle dostałam dzisiaj bardzo ciekawego linka na NK od pewnej fanki Biebsa, która ma "First Step 2 Forever: My story" i tłumaczy ją na język polski :) Podaję go tu:
http://justindrewbieberpoland.blogspot.com/2010/11/first-step-2-forever-my-story-part-1.htmlDziękuję tym którzy czytają moje drętwe wypociny, które na prawdę zdobywane są ciężką pracą :*
PS: JEGO OCZY NA TYM ZDJĘCIU SĄ TAK BŁYSZCZĄCE JAK MOJE PAZNOKCIE PO POMALOWANIU ^^ Jednym słowem cudo!
poniedziałek, 22 listopada 2010
"UNTIL I MET YOU" Rozdział VI "Pomóż"
-Coś przede mną ukrywasz-zatrzymała mnie swoją ręką kładąc ją na mojej klatce piersiowej.
-Wcale, że nie-odparłem robiąc głupią minę.-To, że jestem nimfomanem już wiesz.-dodałem.
-Nie chodzi już o to. Nie wierzę w to co robiłeś dzisiaj. Jakoś nie za bardzo mnie do tego przekonujesz-sapnęła.
-Przeleciałem Jasmine. Wystarczy?-powiedziałem nagle.
-Że co? Myślałam, że już z tym skończyłeś.-spojrzała mi w oczy. Odwróciłem głowę, bo wiedziałem, że ją ranię.
-Nie mogę przestać. Tak jak ze śpiewaniem i występowaniem, te dwie rzeczy mam we krwi-tłumaczyłem.
-Zacznij w końcu robić coś normalnego. Coś co da Ci satysfakcję i innym szczęście.Pomóż komuś i pokaż, że nie tylko jesteś gwiazdką, ale masz też dobre serce, bo dla Twoich wszystkich fanów to co robisz ma bardzo duże znaczenie-mówiła, próbując dojść w końcu do mojego rozumu. Słowa Jumi, nie lecą na wiatr, mają dla mnie jakieś znaczenie, ale nie musi o tym wiedzieć, no chyba, że się domyśla bo jest na prawdę mądrą dziewczyną i nie mam zamiaru jej wykorzystywać. To raczej tylko ona może sprawić, że znów się zmienię, że będę tym normalnym Bieberem.
-Chcesz kiedyś usłyszeć w telewizji słowa "16-latek Justin Bieber idol milionów dziewczyn jest nimfomanem!"?-zapytała, co mnie otrząsnęło z tego wszystkiego.
-Nie chcę. Przecież powinienem być dla nich autorytetem, inspiracją i bohaterem, a nie nastolatkiem dla którego liczy się tylko ruszanie tyłkiem w przód i w tył-zaśmiałem się.
-Dosyć Bieber! Obudź się!-zaczęła mną potrząsać.
-No dobrze, ja tylko się śmieję. Nawet już zębów nie mogę pokazać czy co?-parsknąłem. Dostałem w policzek.
-Jumi. Ty na prawdę jesteś stanowcza. Chyba będę dziękował Bogu, że mnie wyrywasz z tego seksoholizmu-przytuliłem ją do siebie.
-Dużo osób, które mnie znają często dochodzą do wniosku przy moich przemowach, że należy się zmienić. Oby i na Ciebie to zadziałało. Mogę na Ciebie liczyć?-zapytała.
-Um, możesz. Skąd to pytanie? To, że codziennie pcham swojego przyjaciela w zajebiste panienki(rozmarzył się) to nie znaczy, że już nie można na mnie liczyć-odparłem.
-No to dobrze, a teraz chodź. Zróbmy coś dobrego-Jumi pociągnęła mnie za rękę, a ja myśląc o Bóg wie czym uśmiechałem się.
-Oh Justin! Nie o to mi chodzi!-sprostowała moje grzeszne myśli.
Pojechaliśmy na zakupy do sklepu, aby spełnić życzenie Jumi. Kupiliśmy mnóstwo dobrych produktów do jedzenia. Przechodząc obok każdej półki nie było rzeczy, której nie wzięliśmy. Przy kasie sprzedawczyni popatrzyła na mnie badawczym wzrokiem, aż nagle wybuchnęła.
-Justin Bieber to Ty, tak?
-Tak, tak to ja.-uśmiechnąłem się.
-Proszę daj mi swój autograf, moja córka Cię uwielbia.-podała mi kartkę i długopis. W hotelowej kuchni ja i Jumi zaczęliśmy robić kanapki, które pakowaliśmy do papierowych toreb. Było tego tak dużo, że zajęło nam to 2 godziny. Do każdej z toreb dołączyliśmy kilka papierowych banknotów i ruszyliśmy w miasto. W każdym miejscu byliśmy w stanie dojrzeć kogoś bezdomnego. Serce mi się krajało kiedy ich widziałem. O tym właśnie jest moja piosenka "Pray". Nigdy nie przechodziłem koło takich ludzi obojętnie, bo cały czas miałem w głowie obraz kiedy to ja potrzebowałem pieniędzy, aby utrzymać mnie i moją mamę w jakimś normalnym stanie, choć ona zarabiała, ale to było za mało. Każdy człowiek mimo braku sił dziękował nam na swój sposób. Każdy z nich wysyłał do nas ciepłe spojrzenie i promienny uśmiech. Tak nie wiele może sprawić, że ci ludzie poczują się lepiej mimo tego, że nie dostali dachu nad głową, ani ciepłego pokoju. Nie mają rodzinnej atmosfery podczas świąt tylko zamartwiają się jak przetrwać do następnego Bożego Narodzenia. Każdy z tych ludzi dostał coś ciepłego do picia. Wszyscy wiedzieli kim jestem, a kiedy mówili te słowa "Jesteś wielki. Nie zmieniaj się." dochodziłem do wniosku, że tak na prawdę to oni powiedzą mi prawdę, bo nie ma najmniejszego sensu by skłamali choć trochę.
-Jestem z nas dumny-objąłem Jumi.
-A ja z Ciebie. Widzisz, tak mało dostali, a tak bardzo się cieszą-odparła i poszliśmy do hotelu. Robiło się powoli ciemno, a ja co raz bardziej zmęczony. Dziś zasnę z myślą o tym, że tych ludzi jakoś uszczęśliwiłem takimi drobiazgami. To tylko dzięki Jumi-pomyślałem patrząc się na nią...
To na tyle :) Jestem tak dumna z Justina, że nie macie najmniejszego pojęcia jak bardzo się cieszę :) Mam nadzieję, że się podoba ^^
-Wcale, że nie-odparłem robiąc głupią minę.-To, że jestem nimfomanem już wiesz.-dodałem.
-Nie chodzi już o to. Nie wierzę w to co robiłeś dzisiaj. Jakoś nie za bardzo mnie do tego przekonujesz-sapnęła.
-Przeleciałem Jasmine. Wystarczy?-powiedziałem nagle.
-Że co? Myślałam, że już z tym skończyłeś.-spojrzała mi w oczy. Odwróciłem głowę, bo wiedziałem, że ją ranię.
-Nie mogę przestać. Tak jak ze śpiewaniem i występowaniem, te dwie rzeczy mam we krwi-tłumaczyłem.
-Zacznij w końcu robić coś normalnego. Coś co da Ci satysfakcję i innym szczęście.Pomóż komuś i pokaż, że nie tylko jesteś gwiazdką, ale masz też dobre serce, bo dla Twoich wszystkich fanów to co robisz ma bardzo duże znaczenie-mówiła, próbując dojść w końcu do mojego rozumu. Słowa Jumi, nie lecą na wiatr, mają dla mnie jakieś znaczenie, ale nie musi o tym wiedzieć, no chyba, że się domyśla bo jest na prawdę mądrą dziewczyną i nie mam zamiaru jej wykorzystywać. To raczej tylko ona może sprawić, że znów się zmienię, że będę tym normalnym Bieberem.
-Chcesz kiedyś usłyszeć w telewizji słowa "16-latek Justin Bieber idol milionów dziewczyn jest nimfomanem!"?-zapytała, co mnie otrząsnęło z tego wszystkiego.
-Nie chcę. Przecież powinienem być dla nich autorytetem, inspiracją i bohaterem, a nie nastolatkiem dla którego liczy się tylko ruszanie tyłkiem w przód i w tył-zaśmiałem się.
-Dosyć Bieber! Obudź się!-zaczęła mną potrząsać.
-No dobrze, ja tylko się śmieję. Nawet już zębów nie mogę pokazać czy co?-parsknąłem. Dostałem w policzek.
-Jumi. Ty na prawdę jesteś stanowcza. Chyba będę dziękował Bogu, że mnie wyrywasz z tego seksoholizmu-przytuliłem ją do siebie.
-Dużo osób, które mnie znają często dochodzą do wniosku przy moich przemowach, że należy się zmienić. Oby i na Ciebie to zadziałało. Mogę na Ciebie liczyć?-zapytała.
-Um, możesz. Skąd to pytanie? To, że codziennie pcham swojego przyjaciela w zajebiste panienki(rozmarzył się) to nie znaczy, że już nie można na mnie liczyć-odparłem.
-No to dobrze, a teraz chodź. Zróbmy coś dobrego-Jumi pociągnęła mnie za rękę, a ja myśląc o Bóg wie czym uśmiechałem się.
-Oh Justin! Nie o to mi chodzi!-sprostowała moje grzeszne myśli.
Pojechaliśmy na zakupy do sklepu, aby spełnić życzenie Jumi. Kupiliśmy mnóstwo dobrych produktów do jedzenia. Przechodząc obok każdej półki nie było rzeczy, której nie wzięliśmy. Przy kasie sprzedawczyni popatrzyła na mnie badawczym wzrokiem, aż nagle wybuchnęła.
-Justin Bieber to Ty, tak?
-Tak, tak to ja.-uśmiechnąłem się.
-Proszę daj mi swój autograf, moja córka Cię uwielbia.-podała mi kartkę i długopis. W hotelowej kuchni ja i Jumi zaczęliśmy robić kanapki, które pakowaliśmy do papierowych toreb. Było tego tak dużo, że zajęło nam to 2 godziny. Do każdej z toreb dołączyliśmy kilka papierowych banknotów i ruszyliśmy w miasto. W każdym miejscu byliśmy w stanie dojrzeć kogoś bezdomnego. Serce mi się krajało kiedy ich widziałem. O tym właśnie jest moja piosenka "Pray". Nigdy nie przechodziłem koło takich ludzi obojętnie, bo cały czas miałem w głowie obraz kiedy to ja potrzebowałem pieniędzy, aby utrzymać mnie i moją mamę w jakimś normalnym stanie, choć ona zarabiała, ale to było za mało. Każdy człowiek mimo braku sił dziękował nam na swój sposób. Każdy z nich wysyłał do nas ciepłe spojrzenie i promienny uśmiech. Tak nie wiele może sprawić, że ci ludzie poczują się lepiej mimo tego, że nie dostali dachu nad głową, ani ciepłego pokoju. Nie mają rodzinnej atmosfery podczas świąt tylko zamartwiają się jak przetrwać do następnego Bożego Narodzenia. Każdy z tych ludzi dostał coś ciepłego do picia. Wszyscy wiedzieli kim jestem, a kiedy mówili te słowa "Jesteś wielki. Nie zmieniaj się." dochodziłem do wniosku, że tak na prawdę to oni powiedzą mi prawdę, bo nie ma najmniejszego sensu by skłamali choć trochę.
-Jestem z nas dumny-objąłem Jumi.
-A ja z Ciebie. Widzisz, tak mało dostali, a tak bardzo się cieszą-odparła i poszliśmy do hotelu. Robiło się powoli ciemno, a ja co raz bardziej zmęczony. Dziś zasnę z myślą o tym, że tych ludzi jakoś uszczęśliwiłem takimi drobiazgami. To tylko dzięki Jumi-pomyślałem patrząc się na nią...
To na tyle :) Jestem tak dumna z Justina, że nie macie najmniejszego pojęcia jak bardzo się cieszę :) Mam nadzieję, że się podoba ^^
czwartek, 18 listopada 2010
"UNTIL I MET YOU" Rozdział V "Podoba Ci się?"
-California! Jesteśmy!-ucieszyłem się, oczywiście z myślą o Jasmine. W hotelu wykonałem szybki telefon do niej i od razu spotkaliśmy się w ustalonym wcześniej miejscu czyli w jej domu.
-Nikogo nie ma.-uśmiechnęła się zapraszając mnie do środka.
Weszliśmy do jej pokoju, a ona od razu rzuciła mnie na łóżko.
-Wow, szybka jesteś.-powiedziałem patrząc na jej biust (którego nie ma haha!).
-Oh, przecież wiem, że tylko po to chciałeś się ze mną spotkać kotku-rozpinała moje spodnie.
Zacząłem w pośpiechu rozpinać jej stanik zębami. FUCK! Ona w ogóle mnie nie podnieca, ale to nic. Przelece ją i po wszystkim. - myślałem. Krok po kroku rozpinała mój rozporek wijąc się przy tym jak żmija i dotykając swoimi cyckami mojej klaty. Nagle poczułem jak w gaciach robi mi się mokro. Bieber co z tobą? Jasmine Cię podnieca? - tysiąc głupich pytań błąkało mi się w głowie. Zerwałem z niej jej czerwone stringi aż jęknęła. Skoczyła na mnie jak szalona i wreszcie doszło do tego na czym najbardziej mi zależało. Wchodziłem w nią tak szybko jak jeszcze nigdy. Jęczała jakby obdzierali ją ze skóry. Ohh tak tego było mi trzeba. Po jakiś 15 minutach ruchania Jasmine, bezsilnie opadłem na łóżko.
-Jesteś do niczego-powiedziała nagle.
-To jeszcze nie koniec-odparłem.
Przerzuciłem ją na drugą stronę. Wszedłem w nią, jakbym chciał ją tym zabić. Jęczała tak, że z pewnością usłyszały nas myszy, które zapewne miała w piwnicy.
-Ałł starczy-warknęła.
-Lubisz to suko!-krzyknąłem. Nie zważając na to co powiedziała pchałem dalej. Nagle rzuciła się na mnie i przygniotła swoim ciałem, a jej ręka wylądowała w moim czułym miejscu i sprawiała, że czułem się jak w niebie. Chyba pierwszy raz w życiu wydawałem z siebie takie dzwięki (haha ja już leżę i biegnę na raz ze śmiechu!).
-Podoba Ci się?-zapytała zagryzając wargi. Nie odpowiedziałem tylko pokiwałem głową. Po chwili zrobiła jeszcze jedną rzecz, która również zaprowadziła mnie między chmury, a zarazem do piekła.
Po zakończeniu naszych dzikich czynów poszedłem do łazienki i wziąłem zimny prysznic.
-Powtórzymy to jeszcze?-zapytała Jasmine, leżąca nago pod kądrą.
-Oczywiście!-odparłem, a ona wciągnęła mnie do łóżka, jednak ja już musiałem iść. Pocałowałem ją i wyszedłem uśmiechając się do niej czarująco.
To był najlepszy dzień w moim życiu-pomyślałem. I ona i ja daliśmy z siebie wszystko. Żadna fanka nie potrafi robić tego co ona-uśmiechałem się sam do siebie wracając do hotelu.
-Hej słońce. Jak leci?-zadzwoniła Jumi.
-Fuck!-powiedziałem pod nosem.-U mnie dobrze. Właśnie idę do hotelu.
-A gdzie byłeś?-zapytała.
-A, przejść się po okolicy-skłamałem.
-Tęsknię za Tobą-dodała.
-Ja też-trudno było mi to powiedzieć bo wcale za nią nie tęskniłem.-Słuchaj muszę kończyć-rozłączyłem się i umieściłem iPhone'a w kieszeni podążając dalej w kierunku hotelu.
Swoje kroki skierowałem do windy, która miała zabrać mnie na 10 piętro. Kiedy drzwi się otworzyły uderzyłem w kogoś.
-Co Ty tu robisz?-zapytałem Jumi, której widok nieźle mnie zdziwił.
-Odwiedzam Cię, a co nie mogę?-pocałowała mnie w policzek. W niej jest coś takiego, że na jakiś czas zapominam o niej, ale kiedy znów widzę jej twarz wszystko z niesamowitym rozmachem obraca się o 180 stopni i cały świat postrzegam inaczej...
Te dzikie sceny pomagała napisać główna bohaterka opowiadania czyli wspaniała Magda (@juuuuumi) :) Mam nadzieję, że taki Bieber przypadnie Wam do gustu :*
-Nikogo nie ma.-uśmiechnęła się zapraszając mnie do środka.
Weszliśmy do jej pokoju, a ona od razu rzuciła mnie na łóżko.
-Wow, szybka jesteś.-powiedziałem patrząc na jej biust (którego nie ma haha!).
-Oh, przecież wiem, że tylko po to chciałeś się ze mną spotkać kotku-rozpinała moje spodnie.
Zacząłem w pośpiechu rozpinać jej stanik zębami. FUCK! Ona w ogóle mnie nie podnieca, ale to nic. Przelece ją i po wszystkim. - myślałem. Krok po kroku rozpinała mój rozporek wijąc się przy tym jak żmija i dotykając swoimi cyckami mojej klaty. Nagle poczułem jak w gaciach robi mi się mokro. Bieber co z tobą? Jasmine Cię podnieca? - tysiąc głupich pytań błąkało mi się w głowie. Zerwałem z niej jej czerwone stringi aż jęknęła. Skoczyła na mnie jak szalona i wreszcie doszło do tego na czym najbardziej mi zależało. Wchodziłem w nią tak szybko jak jeszcze nigdy. Jęczała jakby obdzierali ją ze skóry. Ohh tak tego było mi trzeba. Po jakiś 15 minutach ruchania Jasmine, bezsilnie opadłem na łóżko.
-Jesteś do niczego-powiedziała nagle.
-To jeszcze nie koniec-odparłem.
Przerzuciłem ją na drugą stronę. Wszedłem w nią, jakbym chciał ją tym zabić. Jęczała tak, że z pewnością usłyszały nas myszy, które zapewne miała w piwnicy.
-Ałł starczy-warknęła.
-Lubisz to suko!-krzyknąłem. Nie zważając na to co powiedziała pchałem dalej. Nagle rzuciła się na mnie i przygniotła swoim ciałem, a jej ręka wylądowała w moim czułym miejscu i sprawiała, że czułem się jak w niebie. Chyba pierwszy raz w życiu wydawałem z siebie takie dzwięki (haha ja już leżę i biegnę na raz ze śmiechu!).
-Podoba Ci się?-zapytała zagryzając wargi. Nie odpowiedziałem tylko pokiwałem głową. Po chwili zrobiła jeszcze jedną rzecz, która również zaprowadziła mnie między chmury, a zarazem do piekła.
Po zakończeniu naszych dzikich czynów poszedłem do łazienki i wziąłem zimny prysznic.
-Powtórzymy to jeszcze?-zapytała Jasmine, leżąca nago pod kądrą.
-Oczywiście!-odparłem, a ona wciągnęła mnie do łóżka, jednak ja już musiałem iść. Pocałowałem ją i wyszedłem uśmiechając się do niej czarująco.
To był najlepszy dzień w moim życiu-pomyślałem. I ona i ja daliśmy z siebie wszystko. Żadna fanka nie potrafi robić tego co ona-uśmiechałem się sam do siebie wracając do hotelu.
-Hej słońce. Jak leci?-zadzwoniła Jumi.
-Fuck!-powiedziałem pod nosem.-U mnie dobrze. Właśnie idę do hotelu.
-A gdzie byłeś?-zapytała.
-A, przejść się po okolicy-skłamałem.
-Tęsknię za Tobą-dodała.
-Ja też-trudno było mi to powiedzieć bo wcale za nią nie tęskniłem.-Słuchaj muszę kończyć-rozłączyłem się i umieściłem iPhone'a w kieszeni podążając dalej w kierunku hotelu.
Swoje kroki skierowałem do windy, która miała zabrać mnie na 10 piętro. Kiedy drzwi się otworzyły uderzyłem w kogoś.
-Co Ty tu robisz?-zapytałem Jumi, której widok nieźle mnie zdziwił.
-Odwiedzam Cię, a co nie mogę?-pocałowała mnie w policzek. W niej jest coś takiego, że na jakiś czas zapominam o niej, ale kiedy znów widzę jej twarz wszystko z niesamowitym rozmachem obraca się o 180 stopni i cały świat postrzegam inaczej...
Te dzikie sceny pomagała napisać główna bohaterka opowiadania czyli wspaniała Magda (@juuuuumi) :) Mam nadzieję, że taki Bieber przypadnie Wam do gustu :*
wtorek, 16 listopada 2010
"UNTIL I MET YOU" Rozdział IV "Jednak mnie potrzebujesz"
-Więc co to za problem?-dokończył Kenny.
-Nikt mnie nie chce...-posmutniałem.
-Co? Haha! Patrz! Możesz mieć każdą na skinienie swojego małego palca, a nie to co ja-zaśmiał się.
-To akurat nie jest dla mnie śmieszne. Jestem już w takim wieku, że potrzebuję mieć kogoś koło siebie-tłumaczyłem.
-Oh, daj spokój. Ciesz się póki jesteś sam wolny jak ptak. Ja mając dziewczynę muszę się cały czas ograniczać. Nie mogę pogadać z kumplami, poleniuchować choć nawet na to nie mam czasu.- A co z Jasmine?-dodał nagle.
-Nawet mi o niej nie mów! Wykorzystała mnie. Nie potrafiłem odmówić, ale teraz niech radzi sobie sama-mówiłem z pretensjami.
-Um...Okay, jak chcesz. Ja tylko proponowałem.-ucichnął po chwili.
Po kilku minutach refleksji doszedłem do wniosku, że ma rację. Co mi szkodzi przelecieć ją?
Ja i Kenny pojechaliśmy do hotelu. Usiadłem na krześle i zadzwoniłem do Jasmine z prośbą o spotkanie.
-A więc kiedy masz czas?-zapytałem.
-Hmm, dla Ciebie zawsze. Nawet teraz.-mówiła uwodzicielskim głosem.
-To nie możliwe. Jesteś na drugim końcu USA. Już jutro będę w Californi więc możemy się zobaczyć-zaproponowałem z zadowoleniem.
-Jednak mnie potrzebujesz-powiedziała. Zwyczajnie chcę Cię przelecieć-pomyślałem.
Przez kilka minut dogadywaliśmy się co do miejsca spotkania. Sam nie wierzę, że zaproponowałem jej spotkanie. Na prawdę mnie powaliło. Za niedługo będę musiał szukać pomocy, bo jak tak dalej pójdzie to już wolę nie myśleć o tym co się stanie.
-Jak było na koncercie?-zapytała nagle Pattie z łazienki.
-Ugh, Ty tutaj jesteś. Myślałem, że gdzieś poszłaś-burknąłem zdziwiony.
-Słyszałam Twoją rozmowę.-powiedziała podejrzliwie.
-Tak, rozmawiałem z Jasmine. Chcę się z nią jutro zobaczyć.
-Justin! Mówiłam Ci, że ta dziewczyna to czyste zło! A z resztą Ty decydujesz. Obyś nie żałował-machnęła ręką i zniknęła za drzwiami łazienki. Zazwyczaj moje decyzje są podejmowane z totalną bezmyślnością, ale jeszcze ich nigdy nie żałowałem. Ni stąd ni zowąd mój iPhone zaczął wibrować. Jakiś nieznajomy numer, ale z reguły zawsze odbieram. Tak też było i tym razem.
-Hej. Tu Laura. Pamiętasz?-zapytała z nieśmiałością w głosie.
-Oh to Ty! Tak się cieszę, że zadzwoniłaś. Już myślałem, że o mnie zapomniałaś.-podniosłem się nagle z miejsca.
-Nawet nie wiesz jak bardzo jestem Ci wdzięczna. Dziękuję za świetny koncert i no wiesz...autograf. Nie wiem jak o to zapytać, ale czy spotkamy się jeszcze kiedyś?-zapytała. Mnie kompletnie zatkało.
-Jasne. Jeśli tylko chcesz-odparłem. Chwilę później nasza miła rozmowa niestety została zakończona, bo ktoś zapukał do drzwi mojego hotelowego pokoju.
-Co Ty tu robisz?-zapytałem. W drzwiach ukazała się drobnej postury Jumi, którą spotkałem w jakimś klubie, a kilka chwil temu zraniłem. Za oknem padał deszcz, a ona była cała mokra i trzęsła się z zimna. Po jej chłodno-różowych ustach spływały kropelki wody.
-Chciałam Cię przeprosić. Poniosło mnie-znów usłyszałem głupie tłumaczenie z resztą moje wcale nie są lepsze.
-Nic się nie stało. W sumie należało mi się-przyznałem jej rację.-Wyjdźmy. Powiem Ci coś. Moja mama tu jest i nie za bardzo chcę aby wiedziała kim jestem z drugiej strony-dodałem cicho.
-No bo widzisz. Trudno jest mi się przyznać bo nikt o tym nie wie. Ty będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. Jestem nimfomanem.-Jumi zrobiła wielkie oczy.
-Czyli to znaczy, że jesteś uzależniony od seksu i w każdej chwili mogę się obawiać tego, że się na mnie rzucisz?
-No właśnie o to chodzi, że kiedy zobaczyłem Ciebie poczułem coś innego niż "muszę ją przelecieć". Pomyślałem, że może w końcu dane będzie mi przeżyć swoją pierwszą prawdziwą miłość właśnie z Tobą-mówiłem, ale ona nagle przerwała mi całując delikatnie moje usta...
End na dzisiaj :) Plecy mnie bolą po tych tańcach i ten układ, który totalnie mnie położył na łopatki -.- Ogólnie jest zajebisty, ale w niektórych ruchach nie wyrabiam z tempem i wychodzi jak wychodzi, ale sama nie uwierzyłam kiedy zostałam pochwalona ^^ Mam nadzieję, że się Wam podoba <3
-Nikt mnie nie chce...-posmutniałem.
-Co? Haha! Patrz! Możesz mieć każdą na skinienie swojego małego palca, a nie to co ja-zaśmiał się.
-To akurat nie jest dla mnie śmieszne. Jestem już w takim wieku, że potrzebuję mieć kogoś koło siebie-tłumaczyłem.
-Oh, daj spokój. Ciesz się póki jesteś sam wolny jak ptak. Ja mając dziewczynę muszę się cały czas ograniczać. Nie mogę pogadać z kumplami, poleniuchować choć nawet na to nie mam czasu.- A co z Jasmine?-dodał nagle.
-Nawet mi o niej nie mów! Wykorzystała mnie. Nie potrafiłem odmówić, ale teraz niech radzi sobie sama-mówiłem z pretensjami.
-Um...Okay, jak chcesz. Ja tylko proponowałem.-ucichnął po chwili.
Po kilku minutach refleksji doszedłem do wniosku, że ma rację. Co mi szkodzi przelecieć ją?
Ja i Kenny pojechaliśmy do hotelu. Usiadłem na krześle i zadzwoniłem do Jasmine z prośbą o spotkanie.
-A więc kiedy masz czas?-zapytałem.
-Hmm, dla Ciebie zawsze. Nawet teraz.-mówiła uwodzicielskim głosem.
-To nie możliwe. Jesteś na drugim końcu USA. Już jutro będę w Californi więc możemy się zobaczyć-zaproponowałem z zadowoleniem.
-Jednak mnie potrzebujesz-powiedziała. Zwyczajnie chcę Cię przelecieć-pomyślałem.
Przez kilka minut dogadywaliśmy się co do miejsca spotkania. Sam nie wierzę, że zaproponowałem jej spotkanie. Na prawdę mnie powaliło. Za niedługo będę musiał szukać pomocy, bo jak tak dalej pójdzie to już wolę nie myśleć o tym co się stanie.
-Jak było na koncercie?-zapytała nagle Pattie z łazienki.
-Ugh, Ty tutaj jesteś. Myślałem, że gdzieś poszłaś-burknąłem zdziwiony.
-Słyszałam Twoją rozmowę.-powiedziała podejrzliwie.
-Tak, rozmawiałem z Jasmine. Chcę się z nią jutro zobaczyć.
-Justin! Mówiłam Ci, że ta dziewczyna to czyste zło! A z resztą Ty decydujesz. Obyś nie żałował-machnęła ręką i zniknęła za drzwiami łazienki. Zazwyczaj moje decyzje są podejmowane z totalną bezmyślnością, ale jeszcze ich nigdy nie żałowałem. Ni stąd ni zowąd mój iPhone zaczął wibrować. Jakiś nieznajomy numer, ale z reguły zawsze odbieram. Tak też było i tym razem.
-Hej. Tu Laura. Pamiętasz?-zapytała z nieśmiałością w głosie.
-Oh to Ty! Tak się cieszę, że zadzwoniłaś. Już myślałem, że o mnie zapomniałaś.-podniosłem się nagle z miejsca.
-Nawet nie wiesz jak bardzo jestem Ci wdzięczna. Dziękuję za świetny koncert i no wiesz...autograf. Nie wiem jak o to zapytać, ale czy spotkamy się jeszcze kiedyś?-zapytała. Mnie kompletnie zatkało.
-Jasne. Jeśli tylko chcesz-odparłem. Chwilę później nasza miła rozmowa niestety została zakończona, bo ktoś zapukał do drzwi mojego hotelowego pokoju.
-Co Ty tu robisz?-zapytałem. W drzwiach ukazała się drobnej postury Jumi, którą spotkałem w jakimś klubie, a kilka chwil temu zraniłem. Za oknem padał deszcz, a ona była cała mokra i trzęsła się z zimna. Po jej chłodno-różowych ustach spływały kropelki wody.
-Chciałam Cię przeprosić. Poniosło mnie-znów usłyszałem głupie tłumaczenie z resztą moje wcale nie są lepsze.
-Nic się nie stało. W sumie należało mi się-przyznałem jej rację.-Wyjdźmy. Powiem Ci coś. Moja mama tu jest i nie za bardzo chcę aby wiedziała kim jestem z drugiej strony-dodałem cicho.
-No bo widzisz. Trudno jest mi się przyznać bo nikt o tym nie wie. Ty będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. Jestem nimfomanem.-Jumi zrobiła wielkie oczy.
-Czyli to znaczy, że jesteś uzależniony od seksu i w każdej chwili mogę się obawiać tego, że się na mnie rzucisz?
-No właśnie o to chodzi, że kiedy zobaczyłem Ciebie poczułem coś innego niż "muszę ją przelecieć". Pomyślałem, że może w końcu dane będzie mi przeżyć swoją pierwszą prawdziwą miłość właśnie z Tobą-mówiłem, ale ona nagle przerwała mi całując delikatnie moje usta...
End na dzisiaj :) Plecy mnie bolą po tych tańcach i ten układ, który totalnie mnie położył na łopatki -.- Ogólnie jest zajebisty, ale w niektórych ruchach nie wyrabiam z tempem i wychodzi jak wychodzi, ale sama nie uwierzyłam kiedy zostałam pochwalona ^^ Mam nadzieję, że się Wam podoba <3
poniedziałek, 15 listopada 2010
"UNTIL I MET YOU" Rozdział III "Nadal taki sam"
Dzisiaj znów koncert. Nie mam pojęcia czy dam radę się powstrzymać. Jest dobrze kiedy widuję się z Jumi. Nasza "miłość" kwitnie. Ona zupełnie zamydla mi oczy i nawet nie mam czasu, ani potrzeby aby oglądać się za innymi dziewczynami co wcześniej przychodziło mi z niesamowitą łatwością. W prawdzie powinienem jej dziękować, ale tylko w myślach. Przecież Jumi nie wie co wcześniej robiłem i mam nadzieję, że się nie dowie.
*
W czasie rozdawania autografów zauważyłem pewną dziewczynę. Znów pojawił się Justin sprzed tygodnia. Nie potrafiłem się powstrzymać i musiałem zapytać o jej imię.
-Jak Ci na imię?
-Laura-odpowiedziała z nieśmiałością. Pod autografem napisałem mój numer telefonu gdyż uważam, że na niego zasłużyła oczywiście w inny i bardziej wulgarny sposób niż Jumi. Mam nadzieję, że się odezwie, z resztą musiałaby być zupełnie głupia aby się do mnie nie odezwać. Przecież nawet antyfani mając mój numer zadzwoniliby do mnie.
-O Jumi! A co Ty tu robisz?-zapytałem kiedy ją zobaczyłem przy barierce.
-Przyszłam na koncert, choć nie jestem nie wiadomo jaką fanką tego chłopczyka który stoi tutaj. Wiesz może jak on się nazywa?-zapytała z zupełną powagą.
-Myślę, że to Justin Bieber. Yhy tak to on-roześmialiśmy się nagle.
Po koncercie udałem się do Mc Donalda. Stojąc w kolejce oczywiście z Kennym (bez zgniotki by się nie obeszło) podeszła do mnie jakaś blondynka. Żuła gumę i kręciła włosy na palcu. Widząc takie dziewczyny jeszcze niedawno miałem ochotę zwymiotować. Jedyną rzeczą jaką mi przypominały to PLASTIK! To było coś w rodzaju migającego napisu "PLASTIK! NIE RUSZAJ" nad moją głową. Za każdym razem tak miałem, ale teraz już myślę inaczej. Czuję, że jestem co raz głupszy.
-Mam Ci coś do zaoferowania-pociągnęła mnie za rękaw. Na szczęście fanki nie zauważyły mojego nagłego zniknięcia.
-A co to takiego?-zapytałem z radością. Zaciągnęła mnie do ubikacji i wiadome co tam się wydarzyło. Szczerze przyznam, że mi ulżyło. Dla mnie teraz liczy się ilość, a nie jakość. Wyszedłem z kabiny, zapiąłem rozporek, umyłem ręce i podszedłem do Kennyego. Zdecydowaliśmy, że nasz obfity posiłek zjemy w aucie.
Usiedliśmy na wygodnych siedzeniach, aż nagle przybiegła Jumi pukając w moją szybę kiedy ja konsumowałem nugetsy. Otworzyłem okno.
-Wyjdź-poprosiła. Wyszedłem, oddaliliśmy się trochę od samochodu.
-Coś Ty z nią robił w tej łazience?-zapytała surowo.
-Yyy ja? Pomagałem jej...zapiąć...zamek-odpowiedziałem zakłopotany.
-Haha! Chcesz mi powiedzieć, że zapinałeś jej zamek? Dobre! Myślałam, że jesteś inny!-krzyknęła.
-Myślałam, że jesteś jedyną normalną gwiazdą, ale nie. Następny bachor. Według Ciebie fakt, że koło siebie masz tyle dziewczyn daje Ci możliwość wykorzystywania ich?Opamiętaj się kiedy już będziesz miał dość-uderzyła mnie w policzek i odeszła. Wróciłem do Kennyego.
-Wow, stary co to za akcja?-zapytał od razu.
-Chodzi o to, że mam pewien problem...
To tyle na dzisiaj! Nie mam już pomysłów xD Mój limit na dzień się wyczerpał :)
sobota, 13 listopada 2010
"UNTIL I MET YOU" Rozdział II "Nie potrafię inaczej"
To już dziś koncert. Miałem jakiś dziwny humor więc tym bardziej musiałem sobie go poprawić.
-Justin! Zbieraj się-krzyczała mama z łazienki.
-No juuuuż!-krzyczałem.
-Nie tym tonem Panie Bieberze-spojrzała na mnie Pattie.
-O tak masz do mnie mówić...żartowałem-zaśmiałem się. Pod hotel przyjechała limuzyna więc zbiegłem na dół. Usiadłem na siedzenie, a w sumie położyłem się.
-Justin! Weź te nogi-darła się Pattie.
-O Boże-chrząknąłem i wyprostowałem plecy.
Wysiadając z limuzyny od razu pobiegłem do garderoby, ale już na placu zebrało się jakieś kilkadziesiąt fanek. Oczami zacząłem w nich przebierać i wybierać, która byłaby najlepsza na dzisiejszą noc. O jest!-pomyślałem i się ucieszyłem na sam jej widok. No nawet mój "przyjaciel" zareagował.
-Justin! Zbieraj się-krzyczała mama z łazienki.
-No juuuuż!-krzyczałem.
-Nie tym tonem Panie Bieberze-spojrzała na mnie Pattie.
-O tak masz do mnie mówić...żartowałem-zaśmiałem się. Pod hotel przyjechała limuzyna więc zbiegłem na dół. Usiadłem na siedzenie, a w sumie położyłem się.
-Justin! Weź te nogi-darła się Pattie.
-O Boże-chrząknąłem i wyprostowałem plecy.
Wysiadając z limuzyny od razu pobiegłem do garderoby, ale już na placu zebrało się jakieś kilkadziesiąt fanek. Oczami zacząłem w nich przebierać i wybierać, która byłaby najlepsza na dzisiejszą noc. O jest!-pomyślałem i się ucieszyłem na sam jej widok. No nawet mój "przyjaciel" zareagował.
*PO KONCERCIE*
Kazałem Kennyemu wejść w tłum fanek i wziąć dziewczynę, którą wcześniej wypatrzyłem.
-Aaaa! JUSTIN!-rzuciła się na mnie.
-Czeeeść. Jak się nazywasz?-zapytałem. Na szczęście ja nigdy nie muszę się przedstawiać.
-Yyy Laura-zaczerwieniła się.
-Chodź ze mną-pociągnąłem ją za rękę.
-Gdzie idziemy?-zapytała nieśmiało.
-Do mojego hotelowego pokoju-zaczarowałem ją uśmiechem.
-Ale dlaczego akurat ja?
-Bo sobie Ciebie wybrałem. Nie marudź już tylko chodź.-uciszałem ją.
Wsiedliśmy do limuzyny w której nikogo nie było oprócz szofera i szybko pojechaliśmy do hotelu.
Otworzyłem drzwi i wpuściłem ją do środka. Usiadła na łóżko i rozglądnęła się ściągając z siebie bluzę.
-Gorąco tu jest-sapnęła.
-Bo ja tu jestem-puściłem jej oczko i ściągając koszulkę przybliżałem się do niej.
-Co Ty robisz?-zapytała zdziwiona.
-Spełniam Twoje marzenie-całowałem ją po szyi.
Nie stawiała oporu jak wszystkie inne dziewczyny i stało się.
-Dziękuję-pocałowała mnie w policzek i udała się do limuzyny, którą dla niej "zamówiłem".
Siedziałem na łóżku i śmiejąc się jak małe dziecko. Wszystko szło po mojej myśli. Prawda jest taka, że mogę mieć je wszystkie. Wyszedłem z hotelu na miasto bez Kennyego. Postanowiłem, że dam mu wolne, a sam się zabawię w którymś z klubów. Wszedłem do jednego, który bardzo mnie zaciekawił. Od pierwszego kroku postawionego w tym klubie od razu zobaczyłem dziewczynę inną niż wszystkie. Była niesamowita i pierwszą myślą jaka mi przyszła do głowy to nie "muszę ją przelecieć", a "może teraz coś zmienię i zacznę traktować dziewczyny inaczej?". Podszedłem do niej, siedziała sama jakaś zasmucona.
-Cześć...mogę się dosiąść?
-Jasne-mruknęła.-Zaraz, zaraz...Justin Bieber chce usiąść obok mnie?-zdziwiła się nieco.
-A czy w tym coś złego? Jak przeszkadzam czy coś to...-przerwała mi.
-Nie no siedź. Uwielbiam Cię, ale nie będę piszczeć na Twój widok-zaśmiała się.
-Heh...spoko. Czemu jesteś taka smutna?-zapytałem patrząc w jej oczy.
-Nie wiem czy chcę o tym mówić, ale powiem. Chłopak mnie rzucił kilka dni temu, a ja nadal nie potrafię się pozbierać-mówiła popijając jakiś napój.
-Przykro mi-odparłem. Na prawdę była inna i szkoda mi jej.
-Nie potrzebnie...
-To ja się chyba będę zbierał-zacząłem podnosić się z siedzenia.
-A mogę dołączyć się do Ciebie? Proszę, nie chcę być teraz sama-popatrzyła z nadzieją. Nie mogłem odmówić.
-Chodźmy.
Poszliśmy na długi spacer, ale zupełnie zapomniałem zapytać o jej imię, aż tak bardzo mnie oczarowała, że zapomniałem o bożym świecie, a zwłaszcza o tym aby ją przelecieć.
-Mogę poznać Twoje imię? Zupełnie zapomniałem o nie zapytać bo ja nie mam w zwyczaju przedstawiania się-wybuchłem śmiechem.
-Jumi Jefferson-schyliła głowę.
-Cudne...imię.
Odprowadziłem ją do domu, a jednocześnie poprosiłem o numer telefonu. Sama się do mnie przytuliła. Jeszcze nigdy nie czułem tego co czuję teraz. Może w końcu się zakochałem? Jednak szczęście, może wyglądać inaczej.-myślałem wracając do hotelu.
-Gdzie byłeś?-rzuciła mama ze swojego pokoju. Jeszcze dobrze nie wszedłem, a ona już o to pyta.
-Gdzie idziemy?-zapytała nieśmiało.
-Do mojego hotelowego pokoju-zaczarowałem ją uśmiechem.
-Ale dlaczego akurat ja?
-Bo sobie Ciebie wybrałem. Nie marudź już tylko chodź.-uciszałem ją.
Wsiedliśmy do limuzyny w której nikogo nie było oprócz szofera i szybko pojechaliśmy do hotelu.
Otworzyłem drzwi i wpuściłem ją do środka. Usiadła na łóżko i rozglądnęła się ściągając z siebie bluzę.
-Gorąco tu jest-sapnęła.
-Bo ja tu jestem-puściłem jej oczko i ściągając koszulkę przybliżałem się do niej.
-Co Ty robisz?-zapytała zdziwiona.
-Spełniam Twoje marzenie-całowałem ją po szyi.
Nie stawiała oporu jak wszystkie inne dziewczyny i stało się.
-Dziękuję-pocałowała mnie w policzek i udała się do limuzyny, którą dla niej "zamówiłem".
Siedziałem na łóżku i śmiejąc się jak małe dziecko. Wszystko szło po mojej myśli. Prawda jest taka, że mogę mieć je wszystkie. Wyszedłem z hotelu na miasto bez Kennyego. Postanowiłem, że dam mu wolne, a sam się zabawię w którymś z klubów. Wszedłem do jednego, który bardzo mnie zaciekawił. Od pierwszego kroku postawionego w tym klubie od razu zobaczyłem dziewczynę inną niż wszystkie. Była niesamowita i pierwszą myślą jaka mi przyszła do głowy to nie "muszę ją przelecieć", a "może teraz coś zmienię i zacznę traktować dziewczyny inaczej?". Podszedłem do niej, siedziała sama jakaś zasmucona.
-Cześć...mogę się dosiąść?
-Jasne-mruknęła.-Zaraz, zaraz...Justin Bieber chce usiąść obok mnie?-zdziwiła się nieco.
-A czy w tym coś złego? Jak przeszkadzam czy coś to...-przerwała mi.
-Nie no siedź. Uwielbiam Cię, ale nie będę piszczeć na Twój widok-zaśmiała się.
-Heh...spoko. Czemu jesteś taka smutna?-zapytałem patrząc w jej oczy.
-Nie wiem czy chcę o tym mówić, ale powiem. Chłopak mnie rzucił kilka dni temu, a ja nadal nie potrafię się pozbierać-mówiła popijając jakiś napój.
-Przykro mi-odparłem. Na prawdę była inna i szkoda mi jej.
-Nie potrzebnie...
-To ja się chyba będę zbierał-zacząłem podnosić się z siedzenia.
-A mogę dołączyć się do Ciebie? Proszę, nie chcę być teraz sama-popatrzyła z nadzieją. Nie mogłem odmówić.
-Chodźmy.
Poszliśmy na długi spacer, ale zupełnie zapomniałem zapytać o jej imię, aż tak bardzo mnie oczarowała, że zapomniałem o bożym świecie, a zwłaszcza o tym aby ją przelecieć.
-Mogę poznać Twoje imię? Zupełnie zapomniałem o nie zapytać bo ja nie mam w zwyczaju przedstawiania się-wybuchłem śmiechem.
-Jumi Jefferson-schyliła głowę.
-Cudne...imię.
Odprowadziłem ją do domu, a jednocześnie poprosiłem o numer telefonu. Sama się do mnie przytuliła. Jeszcze nigdy nie czułem tego co czuję teraz. Może w końcu się zakochałem? Jednak szczęście, może wyglądać inaczej.-myślałem wracając do hotelu.
-Gdzie byłeś?-rzuciła mama ze swojego pokoju. Jeszcze dobrze nie wszedłem, a ona już o to pyta.
-Przeszedłem się po okolicy. Poznałem miłą dziewczynę...Jumi. Tak Jumi! To jej imię-zamyślony odpowiedziałem.
-Zaraz kelner przyniesie nam kolację.-oznajmiła.
-To ja pójdę się wykąpać w międzyczasie. Po kolacji napisałem do Jumi. Niestety mi nie odpisała. Może już śpi?-rozmyślałem leżąc w łóżku. Nagle mój iPhone wydał dźwięk, który mógł oznaczać tylko jedno. Jeszcze nigdy nie byłem tak rozradowany odbierając zwykłego sms-a.
Jumi:"Jestem na dole. Zejdź proszę jeśli możesz"
Justin:"Już biegnę"
Bez zastanowienia wybiegłem z pokoju i dopiero w połowie zbiegania po schodach zauważyłem, że nie mam na sobie spodni. Z szybkością światła udałem się do pokoju i ubrałem jakiś dres.
-Już jestem-stanąłem przed nią zdyszany.
-Mmm...ładny masz oddech-zaśmiała się słodko Jumi.
-Um, dzięki. A więc coś się stało?-zapytałem.
-Myślałam o Tobie i postanowiłam, że tu przyjdę. Mam nadzieję, że Cię nie obudziłam.
-Nie no nic się nie stało. Czekałem aż...-zaczerwieniłem się.
-Czekałeś aż...? No powiedz-błagała mnie oczami.
-Czekałem aż odpiszesz.-pokazałem lekki nieśmiały uśmiech.
-Aww...dlaczego jesteś taki spięty i nieśmiały?
-Bo mi się po...dobasz-znów ukazałem jej zęby.
-Eh, nie przesadzaj, ale dziękuję-odparła.-No to co? Będziemy tu tak stać?
-Tak. Wolę stać tu z Tobą, niż leżeć sam w moim mrocznym pokoju.-pocałowałem ją nagle w chwili ciszy.
-Uh, sorry-skrzywiłem się trochę.
-Eee, nic się nie stało-pogłaskała moje ramię.
Stanąłem obok niej i wskazałem palcem na gwiazdę.
-Widzisz ją?-zapytałem cicho.
-Tak-drżała.
-Jest piękna. Wiesz często stoję w oknie, albo zwyczajnie siadam na parapet i myślę, że mogłoby być inaczej. Lepiej niż jest. Modlę się...chcę znaleźć część mnie, na prawdę tego chcę, ale potem dochodzę do wniosku, że mimo tego iż wokół mnie jest tyle dziewczyn, to nie jestem w stanie znaleźć tej odpowiedniej...-mówiłem cicho. Jumi stała w bezruchu, a ja wyszeptałem do jej ucha kilka słów:
-Obyś to była Ty Jumi-nie wiem czy to słyszała czy nie. Nie ważne. Będę się o nią starał, dotąd, aż ta gwiazda wygaśnie-myślałem.
Odprowadziłem ją do domu. Nigdy nie wierzyłem w opowiadania ludzi, że miłość na prawdę istnieje, a jednak. Zaczynam ją powoli odkrywać. W hotelu sprawdziłem tylko czy u Pattie wszystko w porządku i zupełnie tak jak ona ma w zwyczaju przykryłem ją kołdrą.
Stanąłem obok niej i wskazałem palcem na gwiazdę.
-Widzisz ją?-zapytałem cicho.
-Tak-drżała.
-Jest piękna. Wiesz często stoję w oknie, albo zwyczajnie siadam na parapet i myślę, że mogłoby być inaczej. Lepiej niż jest. Modlę się...chcę znaleźć część mnie, na prawdę tego chcę, ale potem dochodzę do wniosku, że mimo tego iż wokół mnie jest tyle dziewczyn, to nie jestem w stanie znaleźć tej odpowiedniej...-mówiłem cicho. Jumi stała w bezruchu, a ja wyszeptałem do jej ucha kilka słów:
-Obyś to była Ty Jumi-nie wiem czy to słyszała czy nie. Nie ważne. Będę się o nią starał, dotąd, aż ta gwiazda wygaśnie-myślałem.
Odprowadziłem ją do domu. Nigdy nie wierzyłem w opowiadania ludzi, że miłość na prawdę istnieje, a jednak. Zaczynam ją powoli odkrywać. W hotelu sprawdziłem tylko czy u Pattie wszystko w porządku i zupełnie tak jak ona ma w zwyczaju przykryłem ją kołdrą.
-Oh Justin. Już jesteś? Połóż się.-mruknęła.
-Csiii. Śpij. Ja też się położę-przytuliłem ją. Jakoś zacząłem ją bardziej kochać.
Wskoczyłem do łóżka i napisałem jeszcze z iPhone'a tweeta o treści "Miłość istnieje".
piątek, 12 listopada 2010
"UNTIL I MET YOU" Rozdział I "Jeszcze tylko chwila"
Już wypatrzyłem sobie niezłą laskę. Jeszcze tylko chwila i ją przelecę-myślałem podczas koncertu. To przecież wiadome, że mi nie odmówi. Muszę tylko wytrzymać te cholerne 10 minut. Najchętniej skończyłbym już śpiewać tą głupią piosenkę. Po kilkunastu minutach zszedłem ze sceny i podszedłem do wcześniej upatrzonej fanki.
-Hej. Jak się masz piękna?-zapytałem z uśmiechem. Wiedziałem, że jest moja.
-Aaaa! Justin? To Ty?-piszczała.
-Jak masz na imię? Pewnie jest równie pięknie jak Ty.
-Sue. To moje imię-przedstawiła się i dalej piszczała.
-Cichooo, jeszcze ktoś usłyszy-złapałem ją za rękę.
-Oh my Bieber-mówiła ciągle co mnie rozbawiło.
-Chodź coś Ci pokażę-pociągnąłem ją w stronę garderoby.
Nie protestowała, ani nie stawiała oporu.
-Wejdź tu-otworzyłem drzwi. Nadal nie mogła uwierzyć w to co się dzieje.
-Jesteś cudowna-szepnąłem delikatnie dwa słowa do jej ucha.
-Na pra...-zapytała, ale ja nie dałem jej dokończyć. Położyłem swojego kciuka na jej ustach. Powoli przysunąłem się do niej, złapałem za podbródek i pocałowałem. Nie chciała się ode mnie odkleić co dla mnie było korzystne.
Ręce Sue powędrowały pod moją koszulkę, a moje odwdzięczyły się tym samym. Podniosłem ją nie przerywając pocałunku i kierowałem się w stronę kanapy na której zwykle odpoczywam i nie tylko.
Położyłem ją i ściągnąłem z siebie koszulkę rzucając ją gdzieś w kąt.
-Co jeśli ktoś wejdzie?-zapytała. Dobrze, że mi przypomniała. Wziąłem klucz i zamknąłem drzwi.
Wróciłem do niej i kontynuowałem swoją robotę. Cały czas mnie całowała, nie chciała mnie puścić, ale dla mnie to mogło być tylko pocieszenie. Podniosła się, a ja w pośpiechu zdarłem z niej bluzkę, a potem ona rozpięła moje spodnie. Moje usta wylądowały na jej szyi i powoli schodziły w okolice rzucha. Delikatnie zdjąłem jej stanik, który również wylądował gdzieś na podłodze. Oddech Sue przypominał oddech po wielkim wysiłku.
Po krókiej chwili byliśmy całkiem nadzy. Przeszedłem do części na której najbardziej mi zależało. Przypadkowa fanka krzyczała i piszczała jednocześnie. Nie zależało mi na niej ani trochę. Po tym wszystkim wyjdziemy stąd jakgdyby nigdy nic-pomyślałem. Minęło pół godziny od naszego poznania się, a ona jest w stanie zrobić dla mnie wszystko. Czyż to nie jest piękne? Jestem z siebie dumny, a Sue dostała najlepszy dar jaki mogłem jej dać.
-I co teraz?-zapytała zdyszana.
-Nic. Po prostu wyjdziemy stąd jak gdyby nigdy nic rozumiesz?-rzuciłem w nią jej ubraniami zakładając swoje spodnie. Mimo mojego zachowania na jej twarzy widniał wielki uśmiech.
-Marzenia się spełniają-uśmiechnęła się podchodząc do mnie. Złapała mnie za krocze, a ja jęknąłem nagle.
-Jakby co to dzwoń- szepnęła i wsadziła mi karteczkę do kieszeni prawdopodobnie z jej numerem telefonu. Puściła mi oczko i wyszła.
No i kolejny udany plan. Teraz muszę wracać na scenę. Dobrze, że mogę robić sobie długie przerwy na chwilę przyjemności-uśmiechałem się pod nosem.
Po koncercie pojechałem do hotelu rozradowany jak zawsze kiedy coś mi się udaje. Jutro kolejny koncert i powtórka z rozrywki-pomyślałem rzucając się na łóżko. Dziewczyny traktuję jak przedmioty nic nie warte, ale potrzebuję ich do zaspakajania swoich potrzeb. Nie chcę mieć laski na stałe bo z nią tak dobrze mi nie będzie.
Mam nadzieję, że moja nowa idea na opowiadanie komuś będzie odpowiadać :) Na tym zdjęciu Justin jest do zjedzenia haha <333 No z resztą jak na wszystkich :) I chyba też to zdjęcie mnie zainspirowało do Justina jako nimfomana *.* Rozdział pisałam o 3 w nocy na kompie -.- haha jaka wena w nocy <3
-Hej. Jak się masz piękna?-zapytałem z uśmiechem. Wiedziałem, że jest moja.
-Aaaa! Justin? To Ty?-piszczała.
-Jak masz na imię? Pewnie jest równie pięknie jak Ty.
-Sue. To moje imię-przedstawiła się i dalej piszczała.
-Cichooo, jeszcze ktoś usłyszy-złapałem ją za rękę.
-Oh my Bieber-mówiła ciągle co mnie rozbawiło.
-Chodź coś Ci pokażę-pociągnąłem ją w stronę garderoby.
Nie protestowała, ani nie stawiała oporu.
-Wejdź tu-otworzyłem drzwi. Nadal nie mogła uwierzyć w to co się dzieje.
-Jesteś cudowna-szepnąłem delikatnie dwa słowa do jej ucha.
-Na pra...-zapytała, ale ja nie dałem jej dokończyć. Położyłem swojego kciuka na jej ustach. Powoli przysunąłem się do niej, złapałem za podbródek i pocałowałem. Nie chciała się ode mnie odkleić co dla mnie było korzystne.
Ręce Sue powędrowały pod moją koszulkę, a moje odwdzięczyły się tym samym. Podniosłem ją nie przerywając pocałunku i kierowałem się w stronę kanapy na której zwykle odpoczywam i nie tylko.
Położyłem ją i ściągnąłem z siebie koszulkę rzucając ją gdzieś w kąt.
-Co jeśli ktoś wejdzie?-zapytała. Dobrze, że mi przypomniała. Wziąłem klucz i zamknąłem drzwi.
Wróciłem do niej i kontynuowałem swoją robotę. Cały czas mnie całowała, nie chciała mnie puścić, ale dla mnie to mogło być tylko pocieszenie. Podniosła się, a ja w pośpiechu zdarłem z niej bluzkę, a potem ona rozpięła moje spodnie. Moje usta wylądowały na jej szyi i powoli schodziły w okolice rzucha. Delikatnie zdjąłem jej stanik, który również wylądował gdzieś na podłodze. Oddech Sue przypominał oddech po wielkim wysiłku.
Po krókiej chwili byliśmy całkiem nadzy. Przeszedłem do części na której najbardziej mi zależało. Przypadkowa fanka krzyczała i piszczała jednocześnie. Nie zależało mi na niej ani trochę. Po tym wszystkim wyjdziemy stąd jakgdyby nigdy nic-pomyślałem. Minęło pół godziny od naszego poznania się, a ona jest w stanie zrobić dla mnie wszystko. Czyż to nie jest piękne? Jestem z siebie dumny, a Sue dostała najlepszy dar jaki mogłem jej dać.
-I co teraz?-zapytała zdyszana.
-Nic. Po prostu wyjdziemy stąd jak gdyby nigdy nic rozumiesz?-rzuciłem w nią jej ubraniami zakładając swoje spodnie. Mimo mojego zachowania na jej twarzy widniał wielki uśmiech.
-Marzenia się spełniają-uśmiechnęła się podchodząc do mnie. Złapała mnie za krocze, a ja jęknąłem nagle.
-Jakby co to dzwoń- szepnęła i wsadziła mi karteczkę do kieszeni prawdopodobnie z jej numerem telefonu. Puściła mi oczko i wyszła.
No i kolejny udany plan. Teraz muszę wracać na scenę. Dobrze, że mogę robić sobie długie przerwy na chwilę przyjemności-uśmiechałem się pod nosem.
Po koncercie pojechałem do hotelu rozradowany jak zawsze kiedy coś mi się udaje. Jutro kolejny koncert i powtórka z rozrywki-pomyślałem rzucając się na łóżko. Dziewczyny traktuję jak przedmioty nic nie warte, ale potrzebuję ich do zaspakajania swoich potrzeb. Nie chcę mieć laski na stałe bo z nią tak dobrze mi nie będzie.
Mam nadzieję, że moja nowa idea na opowiadanie komuś będzie odpowiadać :) Na tym zdjęciu Justin jest do zjedzenia haha <333 No z resztą jak na wszystkich :) I chyba też to zdjęcie mnie zainspirowało do Justina jako nimfomana *.* Rozdział pisałam o 3 w nocy na kompie -.- haha jaka wena w nocy <3
czwartek, 11 listopada 2010
"Until I met you"
Ruszam z nowym opowiadaniem, ale jak na razie przedstawienie postaci :) Opowiadanie nazywa się "UNTIL I MET YOU"
Jumi Jefferson-szalona nastolatka, kochająca życie, przygody, rodzinę i przyjaciół. Najlepsza koleżanka i córka.
Hailey Rogers-Najlepsza przyjaciółka Jumi.
Rosalie Moore(Joanna Noel Leavsqe)-Była dziewczyna Justina. Piosenkarka.
Justin Bieber-Idol milionów nastolatek i nastolatków. Niby zwykły 16-letni chłopak. Nimfoman :)
Pattie Malette-mama Justina.
Megane Jefferson-Mama Jumi.
Bruce Jefferson-Tata Jumi.
Usher, Christian Beadles, Ryan Butler, Chaz Somers, Caitlin Beadles.
Jumi Jefferson-szalona nastolatka, kochająca życie, przygody, rodzinę i przyjaciół. Najlepsza koleżanka i córka.
Hailey Rogers-Najlepsza przyjaciółka Jumi.
Rosalie Moore(Joanna Noel Leavsqe)-Była dziewczyna Justina. Piosenkarka.
Justin Bieber-Idol milionów nastolatek i nastolatków. Niby zwykły 16-letni chłopak. Nimfoman :)
Pattie Malette-mama Justina.
Megane Jefferson-Mama Jumi.
Bruce Jefferson-Tata Jumi.
Usher, Christian Beadles, Ryan Butler, Chaz Somers, Caitlin Beadles.
Rozdział VIII "Po co wróciłaś?"
Lekko uchyliłam drzwi do domu i rozglądnęłam się. Nikogo nie było więc weszłam. Zrobiłam kilka kroków i zobaczyłam mamę. Robiła coś w kuchni.
-Po co wróciłaś?-zapytała z pretensjami.
-Nie ważne. Nie Twoja sprawa.
-Jak to nie moja sprawa? Przecież jesteś moją córką.-zaczęła tulić się do mnie.
-Proszę Cię. Nie mam pewności, że jestem Twoją córką pomimo tego, że mnie wychowujesz. Z dnia na dzień darzę Cię nienawiścią. A wiesz dlaczego?-wyjaśniałam patrząc na nią z pogardą. Pokiwała głową przecząco.
-To Ci wyjaśnię. Żyjemy ze sobą 16 lat, a ja dopiero kilkanaście dni temu dowiedziałam się o Georgu. Nie uważasz, że to jest nie na miejscu? Skoro nie on jest moim ojcem, to kto nim jest? Powiesz mi, czy sama mam go poszukać?-mówiłam głośno.
-Ja nie wiem kto jest Twoim ojcem.-spuściła głowę i wyraźnie zaczęła płakać.
-Co?! Jak to nie wiesz?
-Byłam młoda i głupia. Wiesz jak to jest. Impreza, alkohol i urwał mi się film. Dopiero 7 miesięcy po tym zobaczyłam skutki tego.
-7 miesięcy? To jeszcze w dodatku jestem wcześniakiem?-mówiłam już ze łzami w oczach.
-Nadużywałam alkoholu, papierosów, a nawet narkotyków. Ja na prawdę przepraszam Nicole.-płakała co raz bardziej.
-Przeprosiny nic tu nie dadzą. Za dużo dla mnie znaczyłaś, a teraz dowiedziałam się jaka na prawdę jesteś. Nie chcę Cię już nigdy widzieć.-pobiegłam do pokoju i wzięłam rzeczy. Zakładając buty w przedpokoju, matka próbowała mnie zatrzymać, ale ja nie zamierzałam jej ulec i wyszłam.
Pobiegłam przed siebie, bo nie wiedziałam dokąd iść. Było już trochę ciemno, ale jeszcze przez chmury prześwitywały resztki promieni słońca. Stanęłam przy jednym z domów, gdzie w ogrodzie rodzice bawili się z dziećmi. Widać było jak bardzo się kochają. Kiedy jedno z uroczych dzieci popatrzyło na mnie spuściłam głowę, odsapnęłam i poprawiłam torebkę. Ruszyłam gdzieś przed siebie, zupełnie bezwiednie stawiałam kroki. Będę tam gdzie mnie poniosą-pomyślałam.
-Po co wróciłaś?-zapytała z pretensjami.
-Nie ważne. Nie Twoja sprawa.
-Jak to nie moja sprawa? Przecież jesteś moją córką.-zaczęła tulić się do mnie.
-Proszę Cię. Nie mam pewności, że jestem Twoją córką pomimo tego, że mnie wychowujesz. Z dnia na dzień darzę Cię nienawiścią. A wiesz dlaczego?-wyjaśniałam patrząc na nią z pogardą. Pokiwała głową przecząco.
-To Ci wyjaśnię. Żyjemy ze sobą 16 lat, a ja dopiero kilkanaście dni temu dowiedziałam się o Georgu. Nie uważasz, że to jest nie na miejscu? Skoro nie on jest moim ojcem, to kto nim jest? Powiesz mi, czy sama mam go poszukać?-mówiłam głośno.
-Ja nie wiem kto jest Twoim ojcem.-spuściła głowę i wyraźnie zaczęła płakać.
-Co?! Jak to nie wiesz?
-Byłam młoda i głupia. Wiesz jak to jest. Impreza, alkohol i urwał mi się film. Dopiero 7 miesięcy po tym zobaczyłam skutki tego.
-7 miesięcy? To jeszcze w dodatku jestem wcześniakiem?-mówiłam już ze łzami w oczach.
-Nadużywałam alkoholu, papierosów, a nawet narkotyków. Ja na prawdę przepraszam Nicole.-płakała co raz bardziej.
-Przeprosiny nic tu nie dadzą. Za dużo dla mnie znaczyłaś, a teraz dowiedziałam się jaka na prawdę jesteś. Nie chcę Cię już nigdy widzieć.-pobiegłam do pokoju i wzięłam rzeczy. Zakładając buty w przedpokoju, matka próbowała mnie zatrzymać, ale ja nie zamierzałam jej ulec i wyszłam.
Pobiegłam przed siebie, bo nie wiedziałam dokąd iść. Było już trochę ciemno, ale jeszcze przez chmury prześwitywały resztki promieni słońca. Stanęłam przy jednym z domów, gdzie w ogrodzie rodzice bawili się z dziećmi. Widać było jak bardzo się kochają. Kiedy jedno z uroczych dzieci popatrzyło na mnie spuściłam głowę, odsapnęłam i poprawiłam torebkę. Ruszyłam gdzieś przed siebie, zupełnie bezwiednie stawiałam kroki. Będę tam gdzie mnie poniosą-pomyślałam.
*RANO*
Przenocowałam w jakimś przydrożnym barze. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na wyświetlacz, ale nie potrzebnie. Nikt do mnie nie pisze, ani nie dzwoni. W pewnej chwili podeszła do mnie kelnerka.
-Pewien chłopak kazał Ci to przekazać-oznajmiła, wyciągając rękę w moim kierunku. To jakaś kartka którą pospiesznie przeczytałam.
"Nie zapomnij o mnie proszę. Jeszcze tu jestem..."
Wyszłam stamtąd. Szłam jakieś 10 minut, aż nagle usłyszałam jak ktoś woła moje imie.
Stanęłam na chwilę i znów ruszyłam.
-Nicole-usłyszałam szept i delikatny dotyk. Przełknęłam głośno ślinę. Moje włosy uniósł wiatr.
-Nicole, ja wciąż tu jestem. Wiem, że potrzebujesz pomocy.-powiedział znów. Wiedziałam, że to Justin.
-Nie potrzebuję pomocy.-wybełkotałam.-Potrzebuję Ciebie-dodałam po chwili ciszy, która panowała między nami.
-Kocham Cię-usłyszałam ciepły szept skierowany prosto do mojego ucha. Ja nadal stałam tyłem do Justina.
Wtedy z mojego oka wypłynęła ciepła, słona i nieoczekiwana łza...
Love always comes back, even when we don't wait for it...
*KONIEC*
Tak, już nadszedł kres tego opowiadania :( Ale będzie następne, natomiast nie mam pojęcia kiedy :)
sobota, 6 listopada 2010
Rozdział VII "Najlepsi przyjaciele też potrafią zadać na ból"
Leżałam już na sali operacyjnej. Pielęgniarki chodziły dookoła mnie. Oczywiście wcześniej zrobiono mi badania. Trochę to trwało, ale robię to dla dobra Justina. Patrzyłam w sufit i dochodziłam do wniosku, że co raz bardziej zależy mi na Biebsie. Pattie i Amelia czekały w szpitalnym korytarzu. Chwilę później już nic nie widziałam ani nie słyszałam.
*
-Wie pani już kiedy wyjdę?-zapytałam mamy JB. Siedziała przy łóżku wraz z Amm.
-Prawdopodobnie już dziś w nocy wypiszą Cię i pojedziemy do domu. To nie była poważna operacja więc nie wymagasz długiej rekonwalescencji.-wyjaśniła uśmiechając się miło.
-A co z Justinem? Wie, że tą nerkę dostał ode mnie?
-Właśnie leży na sali operacyjnej już 2 godziny, a operacja nadal trwa. Dziękuję Ci Nicole-pogłaskała mnie po głowie. Amelia patrzyła na mnie jakbym obiecała jej kanapkę. Wcale się nie odzywała.
*TYDZIEŃ PÓŹNIEJ*
Moi rodzice zdążyli już wziąć rozwód, a mama zupełnie się ode mnie odsunęła. Justin ma się dobrze. Amm pogodziła się z matką. Ja nadal mieszkam u Biebera. Pewnego dnia moja ukochana Amelia postanowiła odwiedzić nas, a dokładniej JB-iego. Jak było widać wcale nie protestował, wręcz cieszył się tym faktem. Ze mną jakoś specjalnie nie rozmawia. Nie chcę mu mówić o tej nerce, bo uważam, że to zbędne. Być może dowie się, ale to w swoim czasie.
-Cześć Amm-przytulił ją Bieber.
-To ja może pójdę zrobić coś do przekąszenia?
-Mhm-mruknął niechętnie.
Zbiegłam na dół i wyciągnęłam z lodówki mrożoną pizzę i wsadziłam do piekarnika. Z szafki wyjęłam dwa soki. Jeden jabłkowy, a drugi pomarańczowy. Pattie wskazała palcem na Pepsi stojące przy lodówce. Z powrotem wspięłam się po schodach i udałam się w stronę pokoju Biebsa. Chciałam tylko zapytać, czego się napiją. Bez zastanowienia otworzyłam drzwi. Wytrzeszczyłam oczy i się przeraziłam. Amelia i Justin uprawiali seks, jeśli tak delikatnie można to określić. Raczej pasowałoby "ruchali się". Odkleili się od siebie, po czym oboje pokazali środkowy palec śmiejąc się przy tym prawdopodobnie ze mnie. Zatrzasnęłam drzwi. Moje oczy zeszkliły się mimo tego, że udawałam twardą jak gdyby nigdy nic. Własna przyjaciółka jest w stanie wyrządzić taką krzywdę. Wiedziałam, że ona coś kombinuje. Wróciłam do Pattie i kazałam wyłączyć piekarnik. Soki odłożyłam na miejsce, a szklanki wsadziłam do szafki. Oparłam się o blat, a mama Biebsa zdezorientowana dopytywała się dlaczego posmutniałam. Okłamałam ją mówiąc, że nic się nie stało.
-Stracili ochotę na jedzenie-tłumaczyłam.
-Na pewno wszystko dobrze?-dociekała.
-Tak-wybełkotałam naciskając na guzik pilota z co raz to większą siłą.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak-nalegała wiercąc mi dziurę w brzuchu.
-Pani ukochany syn, zabawia się z moją najlepszą przyjaciółką. Po prostu nie mogę w to uwierzyć, że wyrządza mi taką krzywdę. Pomimo tego iż mnie i Justina nie łączy nic specjalnego i tak czuję ból.-nie wytrzymałam. Musiałam jej to wyznać.
Schowałam twarz w ręce. Pattie była w szoku. Siedziała i się nie ruszała.
-Zrobili to raz więc zrobią to jeszcze raz-powiedziała w końcu.
-Ja jej tego nie daruję. Wykorzystała mnie. Jest be bezczelną suką-zaczęłam płakać.
Usłyszałam kroki dobiegające ze schodów. Schowałam głowę w poduszkę i czekałam aż Amm wyjdzie. Pożegnali się tak zwyczajnie jak się witają. Justin poszedł do pokoju, a po chwili i ja skierowałam tam swoje kroki. On jeszcze nie zdążył zamknąć drzwi więc wykorzystałam chwilę i wdarłam się do pokoju.
-Wytłumacz mi! Co to miało znaczyć?!-krzyknęłam uderzając go w policzek.-Powiedz jak bardzo mnie kochasz. Mów cicho i delikatnie-ściszyłam głos.
-Potrzebowałem tego, a że znalazłem chętną i naiwną laskę to pomyślałem "czemu nie?"-tłumaczył.
-Tak? Ciekawe. To moja przyjaciółka. Wiem, że mnie i Ciebie nic nie łączy, ale następnym razem użyj mózgu, a nie tego kabanosa, którego masz w bokserkach.-krzyknęłam.
-To prawda...nic nas nie łączy-dodał śmiejąc się. Czekałam na inną reakcję z jego strony.
-Co Ty kurwa wiesz?-mruknęłam pod nosem i wyszłam. On nagle wyszedł za mną, złapał mnie za rękę i rzucił o ścianę. Poczułam wielki ból z tyłu głowy
-Dobrze Ci tak! Niczego dla mnie nie zrobiłaś! Tylko ja Ci pomogłem, a Ty się nie odwdzięczyłaś.-krzyczał prosto w moją twarz.
Pozbierałam się z podłogi i zaczęłam biec do łazienki. Zamknęłam się na klucz i powoli obsunęłam się po ścianie. Jak on może robić coś takiego?-pomyślałam. Przecież ja go kocham.
Wyszłam stamtąd zapłakana i poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku i włączyłam iPod'a. Puściłam sobie "Love the way you lie part2" i wsłuchiwałam się w słowa. Były piękne i nie do opisania. W zupełności pasowały do tego, co teraz się działo. Nagle do mojego pokoju weszła Pattie i usiadła na łóżku.
-Wiem co się stało. Wiem co Ci zrobił i dlatego myślę, że powinnaś mu powiedzieć co dla niego zrobiłaś. Nie chcę, żebyś żyła w bólu. On siedzi i ogląda telewizor. Namówię go abyście gdzieś wyszli dobrze?-zapytała głaskając mnie po głowie.
-A co jeśli się nie zgodzi?
-Zgodzi się tylko proszę, przełam się i mu o tym powiesz Niki-prosiła.
-No dobrze.-i poszłam na dół wraz z nią. Walczyła z Biebsem, a ja tylko czekałam. W końcu go przekonała i wyszliśmy. Między nami panowała cisza.
-To co zrobiłeś, na prawdę było złe-zaczęłam.
-Niby dlaczego?
-Uważasz, że nic nas nie łączy? Fakt, nie łączy nas uczucie, ale łączy nas to-wtedy podniosłam bluzkę i pokazałam bliznę po operacji. On zamarł. Zupełnie nie wiedział co powiedzieć.
-Nicole. Jaki ja jestem głupi-kucnął na chodniku i zaczął płakać.
-No i co, nadal twierdzisz, że nic nas nie łączy?-zapytałam cwaniacko.
Słyszałam tylko łkanie i nic więcej, żadnej odpowiedzi.
-Powinienem zginąć za to co Ci zrobiłem. Boże jak ja tak mogłem?-bił się po głowie.
-Przytul się do mnie-rozkazałam mu. Wstał i rzucił mi się w ramiona.
-Nie jestem w stanie wybaczyć Ci tego od razu, ale dla mnie liczy się, że pomogłam Tobie, Ty pomogłeś mi. Jesteś zdrowy i nic Ci już nie grozi. Cieszę się po prostu, że jesteś. Często tak jest, że układamy sobie jakieś plany w głowie, chcemy je ożywić, wprowadzić w życie, ale to nie jest tak łatwe jak się nam wydaje. Myślałam, że coś do mnie czujesz, ale myliłam się. Myliłam się, nie pierwszy i nie ostatni raz w życiu. Myliłam się co do Ciebie i do Amelii. Nie przepraszaj za nic, bo i tak nic tego nie zmieni. Dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś i tylko tyle. W końcu poczułam się użyteczna kiedy leżałam na stole operacyjnym ale kilka chwil temu poczułam się jak zwykły nie potrzebny nikomu do szczęścia przedmiot. Nawet nie wyobrażasz sobie jaki to jest ból. Podjęłam najważniejszą dotychczas decyzję w życiu i byłam przekonana w stu procentach, że nie będę jej żałować, a tymczasem przekonałeś mnie do zupełnie czegoś innego. To przykre, ale z jednej strony to też moja wina, że Ci o tym nie powiedziałam-mówiłam. Z rozwagą wypowiadałam każde słowo, aby go tylko nie urazić.
-Dopiero teraz zobaczyłem, że jesteś dla mnie kimś ważnym. Tak na prawdę tylko i wyłącznie dzięki Tobie żyję. Nie jestem w stanie określić słowami tego jak bardzo się dla mnie poświęciłaś. Dziękuję i przepraszam, choć wiem, że nic tego nie zmieni. I to wszystko z Amm...ja nawet nie wiem jak to się stało. Chyba chciałem zrobić Ci na złość. Nicole, nie proszę o nic więcej tylko o to abyśmy żyli w zgodzie. Tylko tego teraz chcę. Nic więcej tylko zgoda dobrze?
-Myślę, że dasz sobie radę bez relacji ze mną. Skoro do tej pory wytrzymywałeś bez wyczerpujących rozmów ze mną to teraz też nic Ci się nie stanie.-odparłam. Zwyczajnie poszłam sobie od niego. Do siebie, do domu. Nie ważne jak będzie wyglądać reakcja mojej mamy kiedy mnie zobaczy. Już wiem, że się przeliczyłam i za dużo oczekiwałam od Justina...
Wyszłam stamtąd zapłakana i poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku i włączyłam iPod'a. Puściłam sobie "Love the way you lie part2" i wsłuchiwałam się w słowa. Były piękne i nie do opisania. W zupełności pasowały do tego, co teraz się działo. Nagle do mojego pokoju weszła Pattie i usiadła na łóżku.
-Wiem co się stało. Wiem co Ci zrobił i dlatego myślę, że powinnaś mu powiedzieć co dla niego zrobiłaś. Nie chcę, żebyś żyła w bólu. On siedzi i ogląda telewizor. Namówię go abyście gdzieś wyszli dobrze?-zapytała głaskając mnie po głowie.
-A co jeśli się nie zgodzi?
-Zgodzi się tylko proszę, przełam się i mu o tym powiesz Niki-prosiła.
-No dobrze.-i poszłam na dół wraz z nią. Walczyła z Biebsem, a ja tylko czekałam. W końcu go przekonała i wyszliśmy. Między nami panowała cisza.
-To co zrobiłeś, na prawdę było złe-zaczęłam.
-Niby dlaczego?
-Uważasz, że nic nas nie łączy? Fakt, nie łączy nas uczucie, ale łączy nas to-wtedy podniosłam bluzkę i pokazałam bliznę po operacji. On zamarł. Zupełnie nie wiedział co powiedzieć.
-Nicole. Jaki ja jestem głupi-kucnął na chodniku i zaczął płakać.
-No i co, nadal twierdzisz, że nic nas nie łączy?-zapytałam cwaniacko.
Słyszałam tylko łkanie i nic więcej, żadnej odpowiedzi.
-Powinienem zginąć za to co Ci zrobiłem. Boże jak ja tak mogłem?-bił się po głowie.
-Przytul się do mnie-rozkazałam mu. Wstał i rzucił mi się w ramiona.
-Nie jestem w stanie wybaczyć Ci tego od razu, ale dla mnie liczy się, że pomogłam Tobie, Ty pomogłeś mi. Jesteś zdrowy i nic Ci już nie grozi. Cieszę się po prostu, że jesteś. Często tak jest, że układamy sobie jakieś plany w głowie, chcemy je ożywić, wprowadzić w życie, ale to nie jest tak łatwe jak się nam wydaje. Myślałam, że coś do mnie czujesz, ale myliłam się. Myliłam się, nie pierwszy i nie ostatni raz w życiu. Myliłam się co do Ciebie i do Amelii. Nie przepraszaj za nic, bo i tak nic tego nie zmieni. Dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś i tylko tyle. W końcu poczułam się użyteczna kiedy leżałam na stole operacyjnym ale kilka chwil temu poczułam się jak zwykły nie potrzebny nikomu do szczęścia przedmiot. Nawet nie wyobrażasz sobie jaki to jest ból. Podjęłam najważniejszą dotychczas decyzję w życiu i byłam przekonana w stu procentach, że nie będę jej żałować, a tymczasem przekonałeś mnie do zupełnie czegoś innego. To przykre, ale z jednej strony to też moja wina, że Ci o tym nie powiedziałam-mówiłam. Z rozwagą wypowiadałam każde słowo, aby go tylko nie urazić.
-Dopiero teraz zobaczyłem, że jesteś dla mnie kimś ważnym. Tak na prawdę tylko i wyłącznie dzięki Tobie żyję. Nie jestem w stanie określić słowami tego jak bardzo się dla mnie poświęciłaś. Dziękuję i przepraszam, choć wiem, że nic tego nie zmieni. I to wszystko z Amm...ja nawet nie wiem jak to się stało. Chyba chciałem zrobić Ci na złość. Nicole, nie proszę o nic więcej tylko o to abyśmy żyli w zgodzie. Tylko tego teraz chcę. Nic więcej tylko zgoda dobrze?
-Myślę, że dasz sobie radę bez relacji ze mną. Skoro do tej pory wytrzymywałeś bez wyczerpujących rozmów ze mną to teraz też nic Ci się nie stanie.-odparłam. Zwyczajnie poszłam sobie od niego. Do siebie, do domu. Nie ważne jak będzie wyglądać reakcja mojej mamy kiedy mnie zobaczy. Już wiem, że się przeliczyłam i za dużo oczekiwałam od Justina...
Uhuhu! Długie nawet :) Już mnie palce bolą xD Trochę inspiracji ze snu jak oni się tam ten tego, tylko, że w śnie robił to z Jasmine -.- No mam nadzieję, że się podoba :D W następnym opowiadaniu zamierzam zrobić z niego nimfomana, ale gdzie tam do następnego opowiadania wohoo! Lovciam <3
piątek, 5 listopada 2010
Rozdział VI "Decyzja"
-Mamo! Wróciłem z Nicole-krzyknął Justin. Pattie wyszła z pokoju i miło mnie przywitała.
-Ona będzie u nas mieszkać jakiś czas.-wyznał obejmując mnie.
-Nie ma problemu. Miło mi Cię poznać-uśmiechnęła się opiekuńczo mama JB podając mi rękę.-Justin, zaprowadź ją do pokoju.-dodała kładąc rękę na jego plecach. Bieber puścił mnie przodem i nagle wybuchnął z pretensjami:
-Dlaczego tak na nas patrzysz?!
-Bo ładnie razem wyglądacie.
-Ale mamo to tylko...-przerwała mu.
-No idź idź i ją zaprowadź bo na Ciebie czeka.-zaśmiała się. Ja tylko stałam w przedsionku i chichotałam.
-A Ty się lepiej nie śmiej.-mruknął Justin z ironią.
Nagle zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
-Cześć Nicole. Mogłabym u Ciebie przenocować kilka dni?-pytała Amelia.
-Widzisz ja też uciekłam z domu i teraz nocuję u...yyy...eee...Justina Biebera.
-Cooo?! U kogo? Gdzie on mieszka?-zaciekawiona krzyczała do telefonu.
Zapytałam Biebera o zgodę na podanie jej adresu, a ten bez głębszych refleksji pozwolił mi.
-Mogłabym też u niego zanocować? Nie mam się gdzie podziać.-płakała.
-No w sumie to wiesz-drapałam się po głowie, ale Justin nie zaprzeczał, ale wręcz namawiał do tego, aby zanocowała.
-No możesz.-ale głupi pomyślałam mówiąc jej to.
-To zaraz będę.-i rozłączyła się.
Lada chwila wbiegła do pokoju. Justin i Amm świetnie się dogadywali, ale za to ja siedziałam z boku i tylko na nich patrzyłam.
-Czekajcie. Zrobię coś do jedzenia i picia-puścił nam oczko Justin. W drodze do kuchni usłyszałyśmy wielkie bum więc podeszłyśmy do drzwi. Biebs leżał na podłodze chyba nieprzytomny. Pattie wybiegła po schodach i szybko złapała za telefon i dzwoniła po karetkę.
-Ona będzie u nas mieszkać jakiś czas.-wyznał obejmując mnie.
-Nie ma problemu. Miło mi Cię poznać-uśmiechnęła się opiekuńczo mama JB podając mi rękę.-Justin, zaprowadź ją do pokoju.-dodała kładąc rękę na jego plecach. Bieber puścił mnie przodem i nagle wybuchnął z pretensjami:
-Dlaczego tak na nas patrzysz?!
-Bo ładnie razem wyglądacie.
-Ale mamo to tylko...-przerwała mu.
-No idź idź i ją zaprowadź bo na Ciebie czeka.-zaśmiała się. Ja tylko stałam w przedsionku i chichotałam.
-A Ty się lepiej nie śmiej.-mruknął Justin z ironią.
Nagle zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
-Cześć Nicole. Mogłabym u Ciebie przenocować kilka dni?-pytała Amelia.
-Widzisz ja też uciekłam z domu i teraz nocuję u...yyy...eee...Justina Biebera.
-Cooo?! U kogo? Gdzie on mieszka?-zaciekawiona krzyczała do telefonu.
Zapytałam Biebera o zgodę na podanie jej adresu, a ten bez głębszych refleksji pozwolił mi.
-Mogłabym też u niego zanocować? Nie mam się gdzie podziać.-płakała.
-No w sumie to wiesz-drapałam się po głowie, ale Justin nie zaprzeczał, ale wręcz namawiał do tego, aby zanocowała.
-No możesz.-ale głupi pomyślałam mówiąc jej to.
-To zaraz będę.-i rozłączyła się.
Lada chwila wbiegła do pokoju. Justin i Amm świetnie się dogadywali, ale za to ja siedziałam z boku i tylko na nich patrzyłam.
-Czekajcie. Zrobię coś do jedzenia i picia-puścił nam oczko Justin. W drodze do kuchni usłyszałyśmy wielkie bum więc podeszłyśmy do drzwi. Biebs leżał na podłodze chyba nieprzytomny. Pattie wybiegła po schodach i szybko złapała za telefon i dzwoniła po karetkę.
*
-Doktorze co mu jest?-zapytała Pattie, a ja i Amelia stałyśmy wsłuchując się dokładnie w słowa lekarza.
-Jest wyczerpany. Odwodniony i jeszcze ma problem z jedną nerką.-tłumaczył.
-Jak długo będzie musiał tutaj być?
-Hmm...trudno jest mi powiedzieć. Zależy kiedy z tego wyjdzie. Jak narazie nie jest w zbyt dobrym stanie.
-A czy to coś poważnego z tą nerką?-wtrąciłam.
-Być może będzie nawet potrzebował przeszczepu, ale jeszcze niczego nie jestem pewny w stu procentach więc nie martwcie się na zapas. Do widzenia.-mówił i odszedł.
Te koncerty pewnie tak go przemęczyły-pomyślałam w duchu.
Wzięłam Pattie na bok, z dala od Amm.
-Jeśli ta nerka na prawdę będzie potrzebna, to jestem w stanie mu ją oddać.
-Oh, nie żartuj Nicole.
-Ale nie. Ja mówię na prawdę. Niech pani mi wierzy. Jestem pewna, że będzie to słuszna decyzja.-przekonywałam ją.
-No nie wiem Niki. Zastanowię się-i odeszła. Lekarze nie pozwalali nam do niego wejść, aż w pewnym momencie podszedł do nas doktor z którym wcześniej prowadziłyśmy rozmowę.
-Mam złą wiadomość. Ten przeszczep nerki jest niezbędny. Potrzebny już nawet dziś, ale nie mamy nikogo kto mógłby mu ją podarować-opowiadał zmartwiony.
-Ja chciałabym to zrobić. Na prawdę, on mi pomógł więc jemu też się coś należy-powiedziałam nagle.
-Jesteś pewna?-zapytał.
-Tak. Jestem pewna tego, że to pierwsza dobra decyzja jaką podejmuję w moim dotychczasowym życiu.
Amelia patrzyła na mnie jak na idiotkę. Jakby w ogóle mnie nie znała. Lekarz z mamą JB-iego wytłumaczyli sobie wszystko, a mnie skierowali prosto na stół operacyjny. W końcu na coś się przydam-pomyślałam...
Heh xD Takie coś :) Wg mnie pomysł na to opowiadanie jest dobry :) jeszcze dużo rozdziałów do końca hihi^^ Bless ya guys <3
czwartek, 4 listopada 2010
Rozdział V "Jak to?!"
Nie kocham go. Nie jestem jego fanką. Nie słucham jego piosenek. Nie podoba mi się.
-Myślisz, że jak będziesz mnie zdradzać to ujdzie Ci to na sucho?!-usłyszałam krzyk w pokoju moich rodziców.
Podniosłam się z krzesła i uchyliłam lekko drzwi. To moi rodzice.
-Kim ona jest?-zapytała mama krzycząc.
-Co Cię to obchodzi? Nie masz prawa ingerować się w moje życie suko-krzyczał tata. Byłam w szoku. Jak to możliwe, że mówi o niej takie rzeczy?
-Wynoś się z tego domu i nie wracaj! Rozumiesz?! Rozwalasz mi całe życie. Muszę udawać przed Nicole, że wszystko między nami jest w porządku. Nie wiem nawet jak jej powiedzieć, że to nie Ty jesteś jej ojcem. Nie starasz się mnie wspierać. Bierzemy rozwód i to wszystko co mam Ci do powiedzenia.-krzyczała co raz głośniej, aż w końcu usłyszałam plask. Uderzyła go w policzek. Ale jak to nie jest moim ojcem?!
Zamknęłam drzwi i otworzyłam okno. Chciałam uciec z domu. To nie było fair. Żyję z nimi już 16 lat i nie mam pojęcia o tym, że George nie jest moim biologicznym ojcem. Pobiegłam przed siebie nawet nie wiem gdzie. Moją uwagę przykuł pewien budynek na którego dach spokojnie mogłam wejść. Jeszcze nigdy tam nie byłam. Wspięłam się po drabince, którą pokrywała rdza. Udało mi się trafić na piękny zachód słońca. Odległość od ziemi do dachu była przerażająca, a nie znalazłam tam żadnej barierki, mimo tego postanowiłam tam posiedzieć. Nagle usłyszałam czyjeś kroki.
-Cześć Nicole-powiedział Justin.
-Hej-mruknęłam.
-Coś się stało?
-Myślę, że nie powinno Cię to interesować.-chwila ciszy.-Tak stało się. Moi rodzice się pokłócili, a w międzyczasie dowiedziałam się, że mój tata nie jest biologicznym ojcem.-mówiłam ze spuszczoną głową.
-Przykro mi. Ale między nimi jest wszystko dobrze prawda?-zapytał kładąc swoją rękę na moje ramie.
Gwałtownie się odwróciłam, a on odruchowo zabrał swoją dłoń.
-Nie, nie jest dobrze. Biorą rozwód, a z resztą po co ja Ci to mówię skoro i tak się tym nie przejmiesz. Masz szczęśliwą rodzinę. Twoi rodzice na pewno się kochają. Masz kupę kasy więc moje problemy nie są Ci potrzebne do szczęścia.-mówiłam z pobłażliwością.
-Jednak mało o mnie wiesz. Mój tata opuścił nas gdy byłem jeszcze małym kajtkiem. Z resztą możesz o tym poczytać w internecie.-spuścił głowę i robił coś ze swoimi dłońmi.
-Ups. Tak mi przykro. Nie chciałam.
-Spoko, nic nie szkodzi. A Ty co tutaj robisz?
-Może wydać się śmieszne, ale uciekłam z domu i nie mam za bardzo się gdzie podziać. Chyba pójdę do Amelii. To moja przyjaciółka, choć ona też ma niezbyt ciekawą sytuację.
-Spokojnie. Możesz u mnie przenocować czy coś-zaproponował miło Bieber.
-Nie no poradzę sobie. Nie musisz się o mnie martwić. Tymczasem ja spadam.-pożegnałam się posyłając mu spojrzenie.
Łiii! Naszło mnie coś <3 Jutro piątek hura!!! Potem próba o 8 rano w sobotę i występ -.- Jednym słowem ZAJEBIŚCIE xD Mam nadzieję, że te nędzne wypociny się podobają kocham :*<3
-Myślisz, że jak będziesz mnie zdradzać to ujdzie Ci to na sucho?!-usłyszałam krzyk w pokoju moich rodziców.
Podniosłam się z krzesła i uchyliłam lekko drzwi. To moi rodzice.
-Kim ona jest?-zapytała mama krzycząc.
-Co Cię to obchodzi? Nie masz prawa ingerować się w moje życie suko-krzyczał tata. Byłam w szoku. Jak to możliwe, że mówi o niej takie rzeczy?
-Wynoś się z tego domu i nie wracaj! Rozumiesz?! Rozwalasz mi całe życie. Muszę udawać przed Nicole, że wszystko między nami jest w porządku. Nie wiem nawet jak jej powiedzieć, że to nie Ty jesteś jej ojcem. Nie starasz się mnie wspierać. Bierzemy rozwód i to wszystko co mam Ci do powiedzenia.-krzyczała co raz głośniej, aż w końcu usłyszałam plask. Uderzyła go w policzek. Ale jak to nie jest moim ojcem?!
Zamknęłam drzwi i otworzyłam okno. Chciałam uciec z domu. To nie było fair. Żyję z nimi już 16 lat i nie mam pojęcia o tym, że George nie jest moim biologicznym ojcem. Pobiegłam przed siebie nawet nie wiem gdzie. Moją uwagę przykuł pewien budynek na którego dach spokojnie mogłam wejść. Jeszcze nigdy tam nie byłam. Wspięłam się po drabince, którą pokrywała rdza. Udało mi się trafić na piękny zachód słońca. Odległość od ziemi do dachu była przerażająca, a nie znalazłam tam żadnej barierki, mimo tego postanowiłam tam posiedzieć. Nagle usłyszałam czyjeś kroki.
-Cześć Nicole-powiedział Justin.
-Hej-mruknęłam.
-Coś się stało?
-Myślę, że nie powinno Cię to interesować.-chwila ciszy.-Tak stało się. Moi rodzice się pokłócili, a w międzyczasie dowiedziałam się, że mój tata nie jest biologicznym ojcem.-mówiłam ze spuszczoną głową.
-Przykro mi. Ale między nimi jest wszystko dobrze prawda?-zapytał kładąc swoją rękę na moje ramie.
Gwałtownie się odwróciłam, a on odruchowo zabrał swoją dłoń.
-Nie, nie jest dobrze. Biorą rozwód, a z resztą po co ja Ci to mówię skoro i tak się tym nie przejmiesz. Masz szczęśliwą rodzinę. Twoi rodzice na pewno się kochają. Masz kupę kasy więc moje problemy nie są Ci potrzebne do szczęścia.-mówiłam z pobłażliwością.
-Jednak mało o mnie wiesz. Mój tata opuścił nas gdy byłem jeszcze małym kajtkiem. Z resztą możesz o tym poczytać w internecie.-spuścił głowę i robił coś ze swoimi dłońmi.
-Ups. Tak mi przykro. Nie chciałam.
-Spoko, nic nie szkodzi. A Ty co tutaj robisz?
-Może wydać się śmieszne, ale uciekłam z domu i nie mam za bardzo się gdzie podziać. Chyba pójdę do Amelii. To moja przyjaciółka, choć ona też ma niezbyt ciekawą sytuację.
-Spokojnie. Możesz u mnie przenocować czy coś-zaproponował miło Bieber.
-Nie no poradzę sobie. Nie musisz się o mnie martwić. Tymczasem ja spadam.-pożegnałam się posyłając mu spojrzenie.
*JUSTIN*
Szkoda mi jej. Jest taka wspaniała, a spotkało ją takie nieszczęście. To załamujące kiedy ja nie mogę nic zrobić, chociaż starałem się. Pójdę już do domu bo robi się późno.
*NICOLE*
Pomyślałam, że udam się do Amm. Może mi pomoże, jednak na pukanie do jej drzwi odpowiedziała tylko mama z podbitym okiem.
-Dobry wieczór. Yyy, jest może Amelia?
-Nie ma. Uciekła z domu.-i już miała zamykać mi drzwi przed nosem, ale ja zatrzymałam je ręką.
-Co się pani stało?-zapytałam wyciągając dłoń w kierunku jej twarzy.
-Nic. Idź już sobie.-krzyknęła i trzasnęła drzwiami.
Fajnie, teraz jeszcze Amelia nie ma się gdzie podziać. Zadzwonię do niej-pomyślałam. Ma wyłączony telefon.
I co ja teraz zrobię? Muszę chyba skorzystać z ulicy i zasnąć pod jakimś mostem. Po kilkunastu minutach poszukiwań znalazłam jakiś stary materac w krzakach i położyłam się.
*RANO*
-Nicole. Obudź się-usłyszałam. Podniosłam głowę i zobaczyłam Justina klęczącego nade mną.
-Co Ty tu robisz?-zapytałam poprawiając włosy.
-A Ty co tutaj robisz? Chodź pójdziemy do mnie. Mogło Ci się coś tutaj stać.-mówił i podał mi rękę. Ja wstałam i podążałam pewnymi krokami za nim...Łiii! Naszło mnie coś <3 Jutro piątek hura!!! Potem próba o 8 rano w sobotę i występ -.- Jednym słowem ZAJEBIŚCIE xD Mam nadzieję, że te nędzne wypociny się podobają kocham :*<3
środa, 3 listopada 2010
Rozdział IV "Czekam"
Przez najbliższe kilka tygodni nie widziałam Justina. Co noc specjalnie nastawiałam budzik i budziłam się, aby tylko go zobaczyć, ale to na nic. Nie było go u mnie. Czułam jakąś pustkę i już powoli świrowałam. Nie mogłam spać. Pewnego wieczoru siedziałam w oknie z herbatą w ręce. Nagle zobaczyłam Justina podchodzącego pod mój dom. Jak oparzona zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi, jednak bardzo się rozczarowałam. Zdawało mi się, albo miałam zwidy. Z płaczem pobiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Wtuliłam się w poduszkę i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. W środku nocy otworzyłam oczy. Na przeciwko mnie leżał Justin głaszcząc mnie po głowie.
-Jesteś tutaj.-powiedziałam cicho.
-Tak jestem. Śpij i nie przeszkadzaj sobie. Ja tu będę do samego rana, aż się obudzisz-i czule pocałował mnie w czoło. Kiedy rano obudziłam się Biebera znowu przy mnie nie było. Jeśli to jest tylko sen? Jeśli to tylko moja wyobraźnia?-myślałam. Musiałam wyjść z domu i coś porobić, bo powoli mi odbijało. Szłam ulicą, aż nagle ujrzałam jego twarz. Szybko podbiegłam do niego.
-Mówiłeś, że będziesz rano, a Ciebie nie było.-powiedziałam.
-Kim jesteś? Znamy się?-zapytał robiąc minę jakby pierwszy raz mnie widział.
-No przecież wiesz Justin. To ja Nicole. Odwiedzasz mnie co noc, chociaż ostatnimi czasy Cię nie było.-odparłam.
-Chyba mnie z kimś pomyliłaś. To znaczy jestem Justin Bieber, ale nic mi nie wiadomo o tym, że kogoś w nocy odwiedzam, a raczej nie zdarzyło mi się jeszcze lunatykować.-uśmiechał się.
Śniło mi się-pomyślałam w duchu.
-Miło mi Cię poznać Nicole-podał mi rękę. Ja odwdzięczyłam się tym samym.
-Mógłbym być szczęśliwym posiadaczem Twojego numeru telefonu?-zapytał z najsłodszym uśmiechem jaki w życiu widziałam.
-Myślę, że tak. Zasługujesz za to nieporozumienie-i podałam mu kilka cyfr.
-No to może do kiedyś Nicole?-proponował niepewnie.
-Mhm-mruknęłam. On odszedł, a ja patrzyłam na niego. Już nie wiem w co mam wierzyć. Włożyłam słuchawki do uszu i powoli szłam w stronę mojego ulubionego miejsca. Ściągnęłam buty i delikatnie stawiałam kroki po piasku wchodząc do wody. Fale przyjemnie obijały się o moje nogi. Usłyszałam grę na gitarze. Odwróciłam się za siebie i zobaczyłam Justina. To chyba ten z moich snów.
-Justin!-zawołałam idąc w jego kierunku. Posłał mi spojrzenie i zniknął. O co do cholery chodzi?-zapytałam na głos. Czułam się jak co najmniej opętana. To było takie dziwne. Jak ktoś może nagle zniknąć? Jakim cudem przed chwilą rozmawiałam z nim na ulicy? Przecież on nie składa u mnie wizyt po nocach. Nawet mnie nie zna. Ja sama w tym wszystkim się pogubiłam. Postanowiłam, że jednak wrócę do domu. Szłam chodnikiem śpiewając coś pod nosem. W pewnym momencie moją uwagę przykuł dzieciak siedzący na schodach. Śpiewał ze smutkiem w oczach, ale jego palce radośnie tańczyły ze strunami gitary. Widać było, że nie gra dla przyjemności. Przed nim leżał futerał w którym miał jakieś drobne pieniądze. Podeszłam do niego bo coś zakuło mnie w sercu i rzuciłam mu wszystkie pieniądze jakie przy sobie miałam...
W domu weszłam na internet i wpisałam w wyszukiwarkę "Justin Bieber". Kliknęłam w filmik na którym zobaczyłam chłopaka grającego na gitarze. Siedział i śpiewał o tym samym o czym śpiewał ten dzieciak, który przykuł moją uwagę. Nagle zaczęłam płakać i zrozumiałam jedno: To nie był sen...to zapowiedź czegoś co ma nadejść za jakiś czas...
Uhhhh :) Mam nadzieję, że się podoba. Wiem, że to wszystko takie niezrozumiałe i zawiłe no ale...nie chciałam, żeby to było coś co można znaleźć na prawie każdym blogu i w moich pozostałych opowiadaniach :) Po prostu nasunął mi się pomysł i tyle haha xD Spadam uczyć się na 2 kartkówki i spr z angielskiego -.- Miłego wieczorka *.* Kocham i całuję <3
-Jesteś tutaj.-powiedziałam cicho.
-Tak jestem. Śpij i nie przeszkadzaj sobie. Ja tu będę do samego rana, aż się obudzisz-i czule pocałował mnie w czoło. Kiedy rano obudziłam się Biebera znowu przy mnie nie było. Jeśli to jest tylko sen? Jeśli to tylko moja wyobraźnia?-myślałam. Musiałam wyjść z domu i coś porobić, bo powoli mi odbijało. Szłam ulicą, aż nagle ujrzałam jego twarz. Szybko podbiegłam do niego.
-Mówiłeś, że będziesz rano, a Ciebie nie było.-powiedziałam.
-Kim jesteś? Znamy się?-zapytał robiąc minę jakby pierwszy raz mnie widział.
-No przecież wiesz Justin. To ja Nicole. Odwiedzasz mnie co noc, chociaż ostatnimi czasy Cię nie było.-odparłam.
-Chyba mnie z kimś pomyliłaś. To znaczy jestem Justin Bieber, ale nic mi nie wiadomo o tym, że kogoś w nocy odwiedzam, a raczej nie zdarzyło mi się jeszcze lunatykować.-uśmiechał się.
Śniło mi się-pomyślałam w duchu.
-Miło mi Cię poznać Nicole-podał mi rękę. Ja odwdzięczyłam się tym samym.
-Mógłbym być szczęśliwym posiadaczem Twojego numeru telefonu?-zapytał z najsłodszym uśmiechem jaki w życiu widziałam.
-Myślę, że tak. Zasługujesz za to nieporozumienie-i podałam mu kilka cyfr.
-No to może do kiedyś Nicole?-proponował niepewnie.
-Mhm-mruknęłam. On odszedł, a ja patrzyłam na niego. Już nie wiem w co mam wierzyć. Włożyłam słuchawki do uszu i powoli szłam w stronę mojego ulubionego miejsca. Ściągnęłam buty i delikatnie stawiałam kroki po piasku wchodząc do wody. Fale przyjemnie obijały się o moje nogi. Usłyszałam grę na gitarze. Odwróciłam się za siebie i zobaczyłam Justina. To chyba ten z moich snów.
-Justin!-zawołałam idąc w jego kierunku. Posłał mi spojrzenie i zniknął. O co do cholery chodzi?-zapytałam na głos. Czułam się jak co najmniej opętana. To było takie dziwne. Jak ktoś może nagle zniknąć? Jakim cudem przed chwilą rozmawiałam z nim na ulicy? Przecież on nie składa u mnie wizyt po nocach. Nawet mnie nie zna. Ja sama w tym wszystkim się pogubiłam. Postanowiłam, że jednak wrócę do domu. Szłam chodnikiem śpiewając coś pod nosem. W pewnym momencie moją uwagę przykuł dzieciak siedzący na schodach. Śpiewał ze smutkiem w oczach, ale jego palce radośnie tańczyły ze strunami gitary. Widać było, że nie gra dla przyjemności. Przed nim leżał futerał w którym miał jakieś drobne pieniądze. Podeszłam do niego bo coś zakuło mnie w sercu i rzuciłam mu wszystkie pieniądze jakie przy sobie miałam...
*JUSTIN*
Cały czas ją obserwowałem. Pomogła temu chłopakowi siedzącemu na schodach. Gdyby mi nikt nie pomógł ja nie miałbym tego co mam teraz. Uśmiecham się kiedy ludzi robią coś dobrego dla innych i nawzajem sobie pomagają. Cały czas w głowie słyszę jej imię "Nicole". Słyszę jej głos kiedy ze mną rozmawiała, mimo tego, że to była tak krótka chwila. Wiem, że ona jest kimś. Nie jest zwykłą dziewczyną, to wiem na pewno. Jej oczy, uśmiech i mowa ciała mówią same za siebie. Muszę tylko znaleźć odpowiedni moment na to, aby do niej zadzwonić. Nie chcę zrobić tego za wcześnie, ani też za późno bo wiem, że mógłbym się rozczarować...*NICOLE*
Przykucnęłam przy nim na chwilę i wsłuchiwałam się w każde słowo, które śpiewał. Opowiadał różne historie o miłości szczęśliwej i nieszczęśliwej i o rodzinie. Widziałam w jego oczach wielki ból i smutek, ale jestem pewna, że nadejdzie dzień o którym nawet nie śnił i nie marzył.W domu weszłam na internet i wpisałam w wyszukiwarkę "Justin Bieber". Kliknęłam w filmik na którym zobaczyłam chłopaka grającego na gitarze. Siedział i śpiewał o tym samym o czym śpiewał ten dzieciak, który przykuł moją uwagę. Nagle zaczęłam płakać i zrozumiałam jedno: To nie był sen...to zapowiedź czegoś co ma nadejść za jakiś czas...
Uhhhh :) Mam nadzieję, że się podoba. Wiem, że to wszystko takie niezrozumiałe i zawiłe no ale...nie chciałam, żeby to było coś co można znaleźć na prawie każdym blogu i w moich pozostałych opowiadaniach :) Po prostu nasunął mi się pomysł i tyle haha xD Spadam uczyć się na 2 kartkówki i spr z angielskiego -.- Miłego wieczorka *.* Kocham i całuję <3
niedziela, 31 października 2010
Rozdział III "Oddech"
PUK PUK!-usłyszałam pukanie do drzwi.
-Wejdź-odparłam przeciągając się.
Do pokoju weszła moja mama:
-Jadę do koleżanki, więc zostaniesz sama na kilka godzin.
-No spoko. Coś porobię.-oznajmiłam i przykryłam się kołdrą po same uszy mimo tego, że za oknem jest pięknie mi nic nie chce się robić i nie marzę o niczym innym jak o leżeniu tu przez cały dzień.
Po godzinie drzemki wstałam z łóżka. Kiedy popatrzyłam na zegarek przestraszyłam się. Wskazówki pokazywały 13. Cały dzień stracony-pomyślałam. Bez zastanowienia podbiegłam do szafy i nakładałam na siebie ciuchy jak najszybciej potrafiłam. W końcu czas jest cenny. Stojąc przy lustrze poczułam czyjś oddech na plecach.
-Boże co to?-krzyknęłam biorąc w rękę pilota.
-Nie bój się to tylko ja-usłyszałam gdzieś szept.
-Ty czyli kto?
-Justin. Za każdym razem mam Ci się przedstawiać?-zapytał łapiąc mnie za rękę.
-Jesteś jakiś dziwny. Nie wiem jak tu wchodzisz. Pojawiasz się z nikąd. Jak Ty to robisz?-zapytałam ze zdziwieniem.
-Dowiesz się kiedy przyjdzie na to czas-mruknął pod nosem dotykając ramki z moim zdjęciem.
-Jak Ty tu pięknie wyglądasz. Z resztą jak zawsze.
-Na prawdę?
-Mhm. Te oczy, włosy, usta...może chodźmy się gdzieś przejść.-zaproponował odrywając wzrok od zdjęcia i szybko przelewając go na mnie.
-W zasadzie nie mam co robić więc...no dobra.
Otworzył drzwi mojego pokoju i kazał mi iść przodem.
-Czekaj. Ty na prawdę jesteś Justinem Bieberem?-upewniałam się. Zaczął śpiewać i wtedy dotarło do mnie, że to na pewno on. Tylko dlaczego taki tajemniczy i w ogóle?
-Co lubisz robić?-pytał Justin kiedy szliśmy po chodniku.
-No wiesz, właściwie to nie ma takiej rzeczy. Robię to na co mam czas. Nie robię niczego na co miałabym ochotę bo po prostu raz nie mam z kim, albo jestem zbytnio zajęta.
Między nami panowała zupełna cisza, aż w końcu Justin wyskoczył z propozycją łapiąc mnie za rękę:
-Chodź pokażę Ci coś.
Ja nie protestowałam, bo przy nim czułam się jakoś dziwnie bezpieczna.
-Widzisz tamtą wysepkę?-zapytał pokazując palcem.-To właśnie tam spędzam wolne chwile, jak na razie sam, ale chcę aby to się kiedyś zmieniło. Może któregoś dnia popłyniesz tam ze mną? Lub nawet dziś? Co Ty na to Niki.
Pokiwałam głową twierdząco, a Justin podbiegł do jakiegoś faceta i zamówił dla nas motorówkę.
-Wskakuj-rozkazał trzymając moją rekę. Mimo tego prawie wpadłabym do wody.
-Uważaj Niki!-zaśmiał się trzymając mnie za biodra. Spojrzeliśmy sobie głeboko w oczy.
-Ok. Więc na czym skończyliśmy? Ah tak. Wsiadaj.-dodał.
Na tej wysepce jest trochę strasznie. Żadnej żywej duszy.
-Justin? Nie boisz się tutaj bywać sam?-zapytałam przybliżając się do niego.
-Niby dlaczego skoro nie ma tu nikogo.
Spędziliśmy tam tak dużo czasu, że wracając do domu nie świeciło słońce, a księżyc.
Zastanawiałam się, czy dziś Justin znów zamierza złożyć u mnie wizytę o dziwnej porze.
Zmęczona położyłam się do łóżka. Mimo tego, że w nocy znów się przebudziłam, to nikogo u mnie nie było...
-Wejdź-odparłam przeciągając się.
Do pokoju weszła moja mama:
-Jadę do koleżanki, więc zostaniesz sama na kilka godzin.
-No spoko. Coś porobię.-oznajmiłam i przykryłam się kołdrą po same uszy mimo tego, że za oknem jest pięknie mi nic nie chce się robić i nie marzę o niczym innym jak o leżeniu tu przez cały dzień.
Po godzinie drzemki wstałam z łóżka. Kiedy popatrzyłam na zegarek przestraszyłam się. Wskazówki pokazywały 13. Cały dzień stracony-pomyślałam. Bez zastanowienia podbiegłam do szafy i nakładałam na siebie ciuchy jak najszybciej potrafiłam. W końcu czas jest cenny. Stojąc przy lustrze poczułam czyjś oddech na plecach.
-Boże co to?-krzyknęłam biorąc w rękę pilota.
-Nie bój się to tylko ja-usłyszałam gdzieś szept.
-Ty czyli kto?
-Justin. Za każdym razem mam Ci się przedstawiać?-zapytał łapiąc mnie za rękę.
-Jesteś jakiś dziwny. Nie wiem jak tu wchodzisz. Pojawiasz się z nikąd. Jak Ty to robisz?-zapytałam ze zdziwieniem.
-Dowiesz się kiedy przyjdzie na to czas-mruknął pod nosem dotykając ramki z moim zdjęciem.
-Jak Ty tu pięknie wyglądasz. Z resztą jak zawsze.
-Na prawdę?
-Mhm. Te oczy, włosy, usta...może chodźmy się gdzieś przejść.-zaproponował odrywając wzrok od zdjęcia i szybko przelewając go na mnie.
-W zasadzie nie mam co robić więc...no dobra.
Otworzył drzwi mojego pokoju i kazał mi iść przodem.
-Czekaj. Ty na prawdę jesteś Justinem Bieberem?-upewniałam się. Zaczął śpiewać i wtedy dotarło do mnie, że to na pewno on. Tylko dlaczego taki tajemniczy i w ogóle?
-Co lubisz robić?-pytał Justin kiedy szliśmy po chodniku.
-No wiesz, właściwie to nie ma takiej rzeczy. Robię to na co mam czas. Nie robię niczego na co miałabym ochotę bo po prostu raz nie mam z kim, albo jestem zbytnio zajęta.
Między nami panowała zupełna cisza, aż w końcu Justin wyskoczył z propozycją łapiąc mnie za rękę:
-Chodź pokażę Ci coś.
Ja nie protestowałam, bo przy nim czułam się jakoś dziwnie bezpieczna.
-Widzisz tamtą wysepkę?-zapytał pokazując palcem.-To właśnie tam spędzam wolne chwile, jak na razie sam, ale chcę aby to się kiedyś zmieniło. Może któregoś dnia popłyniesz tam ze mną? Lub nawet dziś? Co Ty na to Niki.
Pokiwałam głową twierdząco, a Justin podbiegł do jakiegoś faceta i zamówił dla nas motorówkę.
-Wskakuj-rozkazał trzymając moją rekę. Mimo tego prawie wpadłabym do wody.
-Uważaj Niki!-zaśmiał się trzymając mnie za biodra. Spojrzeliśmy sobie głeboko w oczy.
-Ok. Więc na czym skończyliśmy? Ah tak. Wsiadaj.-dodał.
*
-Justin? Nie boisz się tutaj bywać sam?-zapytałam przybliżając się do niego.
-Niby dlaczego skoro nie ma tu nikogo.
Spędziliśmy tam tak dużo czasu, że wracając do domu nie świeciło słońce, a księżyc.
Zastanawiałam się, czy dziś Justin znów zamierza złożyć u mnie wizytę o dziwnej porze.
Zmęczona położyłam się do łóżka. Mimo tego, że w nocy znów się przebudziłam, to nikogo u mnie nie było...
Rozdział II "To chyba sen"
Rano obudziłam się już sama. Nikogo w moim pokoju nie było, a zwłaszcza Justina. Specjalnie włączyłam lap topa i zalogowałam się na twittera, aby zobaczyć czy coś napisał. Trochę to trwało więc w międzyczasie pobiegłam do ubikacji w wiadomym celu. Kiedy wróciłam do pokoju, usiadłam na łóżko i zaczęłam buszować po twitterze. W pewnej chwili ogarnęło mnie zdziwienie. Justin napisał, że wczoraj wieczorem grał koncert, a potem poszedł spać. Coś tu jest nie tak-pomyślałam. Czyli to nie był Justin? Sama już nie wiem. Pewnie to wszystko mi się śniło. Na pewno mi się śniło.-mówiłam sama do siebie. Nie myśląc zbytnio nad tym zamknęłam lap top i zbiegłam na dół.
-Cześć Niki. Jak się spało?-zapytała mama całując mnie opiekuńczo w głowę.
-Umm dobrze, ale były lepsze noce-wyznałam myśląc o tym kimś w moim pokoju.
-Co zjadłabyś na śniadanie? Właśnie robię tosty. Może się skusisz?
-No pewnie, że się skuszę! Jestem taka głodna, że już żołądek mi się sam zżera.-powiedziałam stanowczo.
Mama zaśmiała się, a ja usiadłam przy stole.
-Mmm! Już dawno nie jadłam takich dobrych tostów. Pewnie dlatego, że zawsze robiłam je sama.
-A co na obiad?-zapytała znów mama.
-Zrób co chcesz. Ja zjem wszystko co dobre-mruknęłam i odeszłam od stołu oblizując się.
Zadzwoniłam do swojej koleżanki i poprosiłam o spotkanie. Tak dawno jej nie widziałam. Pobiegłam do pokoju i ubrałam się w byle co. Za kilka minut w moich drzwiach stała Amelia. Amelia Westwood jest moją najlepszą przyjaciółką. Znamy się od małego i zawsze dzielimy się swoimi przeżyciami.
-Hej!-przytuliła mnie.
-Gdzie idziemy?-zapytałam okazując przy tym entuzjazm.
-Nie wiem. Gdzie chcesz-odparła i zbiegłyśmy po schodach.
-Mamo. Idziemy z Amm na spacer. Będę za jakąś godzinę.-krzyknęłam z przedpokoju i wybiegłam z koleżanką z domu.
Szłyśmy w ciszy, aż nagle Amelia rzuciła:
-Coś się stało? Taka cicha jesteś i nic nie mówisz.
-Nie, czemu? Wszystko jest w porządku.-mruknęłam spuszczając głowę.
-Niki! Przecież widzę! Co się stało?-stanęła przede mną i złapała za ramiona.
-No przecież mówię, że nic!-krzyknęłam jej w twarz.
-Jesteśmy przyjaciółkami. Mi możesz mówić wszystko, więc powiedz o co chodzi.-męczyła mnie.
-Do cholery nic!-krzyknęłam.
-Skoro tak...
-A co u Ciebie?-ochłonęłam trochę.
-No u mnie nie zupełnie dobrze. Moi rodzice się rozwiedli, bo mama przyprowadzała do domu jakiegoś faceta-oznajmiła mi ze smutkiem w oczach.
-Oh Amm. Nie będę mówić, że będzie dobrze bo dobrze nigdy nie będzie. Może być tylko lepiej, ale nic nie obiecuję.-przytuliłam ją.
-Do tego doszło rozstanie z Jamesem.-dodała.
-Jak to? Przecież byliście najbardziej kochającą się parą nastolatków pod słońcem.
-No tak, ale zostawił mnie dla innej. Boże, gdyby za zabicie nic nie groziło to zrobiłabym to teraz bez zastanowienia.-mówiła ze złości tupiąc nogą. Świat się kończy-pomyślałam.
-Dobra powiem Ci co się dzieje-sapnęłam.
-A jednak-przerwała Amelia.
-Bo się rozmyślę i Ci nie powiem.-posłałam jej groźne spojrzenie.
-Ostatnio jak wracałam od Amandy szedł za mną jakiś koleś. Prawie mnie zaatakował, ale usłyszałam krzyk ostrzegawczy z ulicy po drugiej stronie więc tam pobiegłam. Szedł jakiś chłopak i próbował mi jakby uciec, ale ja go złapałam. Nie chciał nic powiedzieć. Później kiedy przebudziłam się w nocy on siedział na moim łóżku i uważał, że jest Justinem Bieberem.-zaczęłam się śmiać.
-Na pewno Ci się wydawało. Niby którędy miał wejść do Twojego pokoju?-zapytała.
-Wydaje mi się, że to tylko sen, ale wiesz w śnie nie czułabym chyba buziaka, którego od niego dostałam.
-Oh Niki. Świrujesz...-pokręciła głową. Pewnie tak-pomyślałam.
-Dobra ja muszę iść do domu na obiad. Idziesz ze mną czy wolisz siedzieć ze swoją matką?-zaproponowałam. Nie usłyszałam jednoznacznej odpowiedzi, ale odwróciła się w kierunku drogi do mojego domu więc odebrałam to za zgodę.
-O to Ty-mruknęłam. On nie odpowiedział, aż po chwili zniknął. Jego skóra tym razem nie była zimna, a za to ciepła. Nie była zwykle ciepła. Czułam jak biło od niej to ciepło, które ogarniało mnie z każdej strony. Jego piękny, opiekuńczy uśmiech mam cały czas przed oczyma mimo tego, że już zniknął.
Zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Na pewno mi się to śniło-pomyślałam i obróciłam się na drugi bok...
Myślałam, że ta wena to fałszywy alarm, ale jednak nie :D Jestem bardzo szczęśliwa :) To pewnie przez tą piękną pogodę :) Jest 18 stopni! A ja se tu w spodenkach krótkich paraduje xD Mama wysyłała mnie do sklepu jakieś 10 minut temu a ja jej odpowiedziałam "Czekaj niech skończę bo mam wenę. Jak znowu odejdzie to szybko nie wróci więc muszę ją wykorzystać" :) Mam nadzieję, że się podoba, bo to tylko tyle na co mnie stać :) Pozdrawiam i mocno całuję <333 :*
http://www.youtube.com/watch?v=hqxTpd0kND8 <------ nowy teledysk *.* o ile można to tak nazwać, ale mimo tego i tak bym go zgwałciła hahahahaha!
-Cześć Niki. Jak się spało?-zapytała mama całując mnie opiekuńczo w głowę.
-Umm dobrze, ale były lepsze noce-wyznałam myśląc o tym kimś w moim pokoju.
-Co zjadłabyś na śniadanie? Właśnie robię tosty. Może się skusisz?
-No pewnie, że się skuszę! Jestem taka głodna, że już żołądek mi się sam zżera.-powiedziałam stanowczo.
Mama zaśmiała się, a ja usiadłam przy stole.
-Mmm! Już dawno nie jadłam takich dobrych tostów. Pewnie dlatego, że zawsze robiłam je sama.
-A co na obiad?-zapytała znów mama.
-Zrób co chcesz. Ja zjem wszystko co dobre-mruknęłam i odeszłam od stołu oblizując się.
Zadzwoniłam do swojej koleżanki i poprosiłam o spotkanie. Tak dawno jej nie widziałam. Pobiegłam do pokoju i ubrałam się w byle co. Za kilka minut w moich drzwiach stała Amelia. Amelia Westwood jest moją najlepszą przyjaciółką. Znamy się od małego i zawsze dzielimy się swoimi przeżyciami.
-Hej!-przytuliła mnie.
-Gdzie idziemy?-zapytałam okazując przy tym entuzjazm.
-Nie wiem. Gdzie chcesz-odparła i zbiegłyśmy po schodach.
-Mamo. Idziemy z Amm na spacer. Będę za jakąś godzinę.-krzyknęłam z przedpokoju i wybiegłam z koleżanką z domu.
Szłyśmy w ciszy, aż nagle Amelia rzuciła:
-Coś się stało? Taka cicha jesteś i nic nie mówisz.
-Nie, czemu? Wszystko jest w porządku.-mruknęłam spuszczając głowę.
-Niki! Przecież widzę! Co się stało?-stanęła przede mną i złapała za ramiona.
-No przecież mówię, że nic!-krzyknęłam jej w twarz.
-Jesteśmy przyjaciółkami. Mi możesz mówić wszystko, więc powiedz o co chodzi.-męczyła mnie.
-Do cholery nic!-krzyknęłam.
-Skoro tak...
-A co u Ciebie?-ochłonęłam trochę.
-No u mnie nie zupełnie dobrze. Moi rodzice się rozwiedli, bo mama przyprowadzała do domu jakiegoś faceta-oznajmiła mi ze smutkiem w oczach.
-Oh Amm. Nie będę mówić, że będzie dobrze bo dobrze nigdy nie będzie. Może być tylko lepiej, ale nic nie obiecuję.-przytuliłam ją.
-Do tego doszło rozstanie z Jamesem.-dodała.
-Jak to? Przecież byliście najbardziej kochającą się parą nastolatków pod słońcem.
-No tak, ale zostawił mnie dla innej. Boże, gdyby za zabicie nic nie groziło to zrobiłabym to teraz bez zastanowienia.-mówiła ze złości tupiąc nogą. Świat się kończy-pomyślałam.
-Dobra powiem Ci co się dzieje-sapnęłam.
-A jednak-przerwała Amelia.
-Bo się rozmyślę i Ci nie powiem.-posłałam jej groźne spojrzenie.
-Ostatnio jak wracałam od Amandy szedł za mną jakiś koleś. Prawie mnie zaatakował, ale usłyszałam krzyk ostrzegawczy z ulicy po drugiej stronie więc tam pobiegłam. Szedł jakiś chłopak i próbował mi jakby uciec, ale ja go złapałam. Nie chciał nic powiedzieć. Później kiedy przebudziłam się w nocy on siedział na moim łóżku i uważał, że jest Justinem Bieberem.-zaczęłam się śmiać.
-Na pewno Ci się wydawało. Niby którędy miał wejść do Twojego pokoju?-zapytała.
-Wydaje mi się, że to tylko sen, ale wiesz w śnie nie czułabym chyba buziaka, którego od niego dostałam.
-Oh Niki. Świrujesz...-pokręciła głową. Pewnie tak-pomyślałam.
-Dobra ja muszę iść do domu na obiad. Idziesz ze mną czy wolisz siedzieć ze swoją matką?-zaproponowałam. Nie usłyszałam jednoznacznej odpowiedzi, ale odwróciła się w kierunku drogi do mojego domu więc odebrałam to za zgodę.
*W NOCY*
Otworzyłam oczy i zobaczyłam tego chłopaka. Siedział przy mnie i głaskał mnie po głowie.-O to Ty-mruknęłam. On nie odpowiedział, aż po chwili zniknął. Jego skóra tym razem nie była zimna, a za to ciepła. Nie była zwykle ciepła. Czułam jak biło od niej to ciepło, które ogarniało mnie z każdej strony. Jego piękny, opiekuńczy uśmiech mam cały czas przed oczyma mimo tego, że już zniknął.
Zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Na pewno mi się to śniło-pomyślałam i obróciłam się na drugi bok...
Myślałam, że ta wena to fałszywy alarm, ale jednak nie :D Jestem bardzo szczęśliwa :) To pewnie przez tą piękną pogodę :) Jest 18 stopni! A ja se tu w spodenkach krótkich paraduje xD Mama wysyłała mnie do sklepu jakieś 10 minut temu a ja jej odpowiedziałam "Czekaj niech skończę bo mam wenę. Jak znowu odejdzie to szybko nie wróci więc muszę ją wykorzystać" :) Mam nadzieję, że się podoba, bo to tylko tyle na co mnie stać :) Pozdrawiam i mocno całuję <333 :*
http://www.youtube.com/watch?v=hqxTpd0kND8 <------ nowy teledysk *.* o ile można to tak nazwać, ale mimo tego i tak bym go zgwałciła hahahahaha!
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)






















