niedziela, 31 października 2010

Rozdział III "Oddech"

PUK PUK!-usłyszałam pukanie do drzwi.
-Wejdź-odparłam przeciągając się.
Do pokoju weszła moja mama:
-Jadę do koleżanki, więc zostaniesz sama na kilka godzin.
-No spoko. Coś porobię.-oznajmiłam i przykryłam się kołdrą po same uszy mimo tego, że za oknem jest pięknie mi nic nie chce się robić i nie marzę o niczym innym jak o leżeniu tu przez cały dzień.
Po godzinie drzemki wstałam z łóżka. Kiedy popatrzyłam na zegarek przestraszyłam się. Wskazówki pokazywały 13. Cały dzień stracony-pomyślałam. Bez zastanowienia podbiegłam do szafy i nakładałam na siebie ciuchy jak najszybciej potrafiłam. W końcu czas jest cenny. Stojąc przy lustrze poczułam czyjś oddech na plecach.
-Boże co to?-krzyknęłam biorąc w rękę pilota.
-Nie bój się to tylko ja-usłyszałam gdzieś szept.
-Ty czyli kto?
-Justin. Za każdym razem mam Ci się przedstawiać?-zapytał łapiąc mnie za rękę.
-Jesteś jakiś dziwny. Nie wiem jak tu wchodzisz. Pojawiasz się z nikąd. Jak Ty to robisz?-zapytałam ze zdziwieniem.
-Dowiesz się kiedy przyjdzie na to czas-mruknął pod nosem dotykając ramki z moim zdjęciem.
-Jak Ty tu pięknie wyglądasz. Z resztą jak zawsze.
-Na prawdę?
-Mhm. Te oczy, włosy, usta...może chodźmy się gdzieś przejść.-zaproponował odrywając wzrok od zdjęcia i szybko przelewając go na mnie.
-W zasadzie nie mam co robić więc...no dobra.
Otworzył drzwi mojego pokoju i kazał mi iść przodem.
-Czekaj. Ty na prawdę jesteś Justinem Bieberem?-upewniałam się. Zaczął śpiewać i wtedy dotarło do mnie, że to na pewno on. Tylko dlaczego taki tajemniczy i w ogóle?
-Co lubisz robić?-pytał Justin kiedy szliśmy po chodniku.
-No wiesz, właściwie to nie ma takiej rzeczy. Robię to na co mam czas. Nie robię niczego na co miałabym ochotę bo po prostu raz nie mam z kim, albo jestem zbytnio zajęta.
Między nami panowała zupełna cisza, aż w końcu Justin wyskoczył z propozycją łapiąc mnie za rękę:
-Chodź pokażę Ci coś.
Ja nie protestowałam, bo przy nim czułam się jakoś dziwnie bezpieczna.
-Widzisz tamtą wysepkę?-zapytał pokazując palcem.-To właśnie tam spędzam wolne chwile, jak na razie sam, ale chcę aby to się kiedyś zmieniło. Może któregoś dnia popłyniesz tam ze mną? Lub nawet dziś? Co Ty na to Niki.
Pokiwałam głową twierdząco, a Justin podbiegł do jakiegoś faceta i zamówił dla nas motorówkę.
-Wskakuj-rozkazał trzymając moją rekę. Mimo tego prawie wpadłabym do wody.
-Uważaj Niki!-zaśmiał się trzymając mnie za biodra. Spojrzeliśmy sobie głeboko w oczy.
-Ok. Więc na czym skończyliśmy? Ah tak. Wsiadaj.-dodał.

*

Na tej wysepce jest trochę strasznie. Żadnej żywej duszy.
-Justin? Nie boisz się tutaj bywać sam?-zapytałam przybliżając się do niego.
-Niby dlaczego skoro nie ma tu nikogo.
Spędziliśmy tam tak dużo czasu, że wracając do domu nie świeciło słońce, a księżyc.
Zastanawiałam się, czy dziś Justin znów zamierza złożyć u mnie wizytę o dziwnej porze.
Zmęczona położyłam się do łóżka. Mimo tego, że w nocy znów się przebudziłam, to nikogo u mnie nie było...

Rozdział II "To chyba sen"

Rano obudziłam się już sama. Nikogo w moim pokoju nie było, a zwłaszcza Justina. Specjalnie włączyłam lap topa i zalogowałam się na twittera, aby zobaczyć czy coś napisał. Trochę to trwało więc w międzyczasie pobiegłam do ubikacji w wiadomym celu. Kiedy wróciłam do pokoju, usiadłam na łóżko i zaczęłam buszować po twitterze. W pewnej chwili ogarnęło mnie zdziwienie. Justin napisał, że wczoraj wieczorem grał koncert, a potem poszedł spać. Coś tu jest nie tak-pomyślałam. Czyli to nie był Justin? Sama już nie wiem. Pewnie to wszystko mi się śniło. Na pewno mi się śniło.-mówiłam sama do siebie. Nie myśląc zbytnio nad tym zamknęłam lap top i zbiegłam na dół.
-Cześć Niki. Jak się spało?-zapytała mama całując mnie opiekuńczo w głowę.
-Umm dobrze, ale były lepsze noce-wyznałam myśląc o tym kimś w moim pokoju.
-Co zjadłabyś na śniadanie? Właśnie robię tosty. Może się skusisz?
-No pewnie, że się skuszę! Jestem taka głodna, że już żołądek mi się sam zżera.-powiedziałam stanowczo.
Mama zaśmiała się, a ja usiadłam przy stole.
-Mmm! Już dawno nie jadłam takich dobrych tostów. Pewnie dlatego, że zawsze robiłam je sama.
-A co na obiad?-zapytała znów mama.
-Zrób co chcesz. Ja zjem wszystko co dobre-mruknęłam i odeszłam od stołu oblizując się.
Zadzwoniłam do swojej koleżanki i poprosiłam o spotkanie. Tak dawno jej nie widziałam. Pobiegłam do pokoju i ubrałam się w byle co. Za kilka minut w moich drzwiach stała Amelia. Amelia Westwood jest moją najlepszą przyjaciółką. Znamy się od małego i zawsze dzielimy się swoimi przeżyciami.
-Hej!-przytuliła mnie.
-Gdzie idziemy?-zapytałam okazując przy tym entuzjazm.
-Nie wiem. Gdzie chcesz-odparła i zbiegłyśmy po schodach.
-Mamo. Idziemy z Amm na spacer. Będę za jakąś godzinę.-krzyknęłam z przedpokoju i wybiegłam z koleżanką z domu.
Szłyśmy w ciszy, aż nagle Amelia rzuciła:
-Coś się stało? Taka cicha jesteś i nic nie mówisz.
-Nie, czemu? Wszystko jest w porządku.-mruknęłam spuszczając głowę.
-Niki! Przecież widzę! Co się stało?-stanęła przede mną i złapała za ramiona.
-No przecież mówię, że nic!-krzyknęłam jej w twarz.
-Jesteśmy przyjaciółkami. Mi możesz mówić wszystko, więc powiedz o co chodzi.-męczyła mnie.
-Do cholery nic!-krzyknęłam.
-Skoro tak...
-A co u Ciebie?-ochłonęłam trochę.
-No u mnie nie zupełnie dobrze. Moi rodzice się rozwiedli, bo mama przyprowadzała do domu jakiegoś faceta-oznajmiła mi ze smutkiem w oczach.
-Oh Amm. Nie będę mówić, że będzie dobrze bo dobrze nigdy nie będzie. Może być tylko lepiej, ale nic nie obiecuję.-przytuliłam ją.
-Do tego doszło rozstanie z Jamesem.-dodała.
-Jak to? Przecież byliście najbardziej kochającą się parą nastolatków pod słońcem.
-No tak, ale zostawił mnie dla innej. Boże, gdyby za zabicie nic nie groziło to zrobiłabym to teraz bez zastanowienia.-mówiła ze złości tupiąc nogą. Świat się kończy-pomyślałam.
-Dobra powiem Ci co się dzieje-sapnęłam.
-A jednak-przerwała Amelia.
-Bo się rozmyślę i Ci nie powiem.-posłałam jej groźne spojrzenie.
-Ostatnio jak wracałam od Amandy szedł za mną jakiś koleś. Prawie mnie zaatakował, ale usłyszałam krzyk ostrzegawczy z ulicy po drugiej stronie więc tam pobiegłam. Szedł jakiś chłopak i próbował mi jakby uciec, ale ja go złapałam. Nie chciał nic powiedzieć. Później kiedy przebudziłam się w nocy on siedział na moim łóżku i uważał, że jest Justinem Bieberem.-zaczęłam się śmiać.
-Na pewno Ci się wydawało. Niby którędy miał wejść do Twojego pokoju?-zapytała.
-Wydaje mi się, że to tylko sen, ale wiesz w śnie nie czułabym chyba buziaka, którego od niego dostałam.
-Oh Niki. Świrujesz...-pokręciła głową. Pewnie tak-pomyślałam.
-Dobra ja muszę iść do domu na obiad. Idziesz ze mną czy wolisz siedzieć ze swoją matką?-zaproponowałam. Nie usłyszałam jednoznacznej odpowiedzi, ale odwróciła się w kierunku drogi do mojego domu więc odebrałam to za zgodę.

*W NOCY*
Otworzyłam oczy i zobaczyłam tego chłopaka. Siedział przy mnie i głaskał mnie po głowie.
-O to Ty-mruknęłam. On nie odpowiedział, aż po chwili zniknął. Jego skóra tym razem nie była zimna, a za to ciepła. Nie była zwykle ciepła. Czułam jak biło od niej to ciepło, które ogarniało mnie z każdej strony.  Jego piękny, opiekuńczy uśmiech mam cały czas przed oczyma mimo tego, że już zniknął.
Zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Na pewno mi się to śniło-pomyślałam i obróciłam się na drugi bok...


Myślałam, że ta wena to fałszywy alarm, ale jednak nie :D Jestem bardzo szczęśliwa :) To pewnie przez tą piękną pogodę :) Jest 18 stopni! A ja se tu w spodenkach krótkich paraduje xD Mama wysyłała mnie do sklepu jakieś 10 minut temu a ja jej odpowiedziałam "Czekaj niech skończę bo mam wenę. Jak znowu odejdzie to szybko nie wróci więc muszę ją wykorzystać" :) Mam nadzieję, że się podoba, bo to tylko tyle na co mnie stać :) Pozdrawiam i mocno całuję <333 :*
http://www.youtube.com/watch?v=hqxTpd0kND8   <------ nowy teledysk *.* o ile można to tak nazwać, ale mimo tego i tak bym go zgwałciła hahahahaha!

sobota, 30 października 2010

Rozdział I "Uciekaj!"

Pewnego wieczora szłam ciemną uliczką. Byłam sama. Ktoś szedł po drugiej stronie ulicy, ale nie zwracałam uwagi na niego. To chyba był chłopak. Nagle usłyszałam szelest liści i wtedy przyspieszyłam krok. Chwilę później do moich uszu dotarł dźwięk kopniętego kamyka. Spojrzałam za siebie kontem oka. Zobaczyłam tylko postać w kapturze. Ten ktoś szedł co raz szybciej, a kiedy ja przyspieszałam on też. Nagle usłyszałam krzyk.
-Uciekaj!-zaczęłam biec w stronę tej osoby. Kiedy już dobiegłam popatrzyłam w jego oczy. Było ciemno i niczego nie widziałam. Stałam dosyć blisko niego. Był nie zbyt wysoki i szczupły. Nagle zaczął odchodzić gdzieś w głąb nie znanej mi dotychczas ścieżki.
-Stój.-powiedziałam stanowczym głosem podążając za nim. Gdy był już w zasięgu mojej ręki wyciągnęłam ją w jego stronę i złapałam za ramię. Obrócił się.
-Dlaczego to zrobiłeś?-zapytałam próbując wydusić z niego chociaż wzruszenie ramionami.
Nastała cisza, a on nie odpowiadał i najwyraźniej nie miał zamiaru tego robić.
-Kim jesteś?-zapytałam jeszcze raz. Dzięki światłu z pobliskiej latarni byłam w stanie zobaczyć chociaż jego oczy. Były czekoladowe, a jego twarz była bardzo blada. Nic nie mówił tylko stał w bezruchu. Nagle wyrwał się z moich rąk, ale ja nie dałam za wygraną i złapałam go za dłoń. Była tak lodowata, że aż ze strachu ją puściłam. Wiem jakie w dotyku są zimne dłonie, ale od nich biło zimnem. To jakieś dziwne-pomyślałam i odeszłam. Przez całą drogę do domu szłam w niesamowitym strachu i czułam obecność tego chłopaka, który prawdopodobnie uratował mi życie. Pewnie już nigdy nie dowiem się kim jest i dlaczego to zrobił.
W domu wskoczyłam do łóżka. W środku nocy przebudziłam się. Zaczęłam piszczeć bo zauważyłam, że ktoś siedzi na skraju mojego wyrka. Nawet nie zauważyłam kiedy rzucił się w moją stronę i przyłożył palec do moich ust.
-Kim jesteś i co tu robisz o tej porze?-zapytałam głośno.
-Uratowałem Cię dziś w nocy. Nie pamiętasz mnie?-odparł, a na jego twarzy widniał szyderczy uśmiech którego niesamowicie się bałam.
-Czego chcesz?
-Po prostu przyszedłem popatrzeć na Ciebie. Tak słodko wyglądasz kiedy śpisz.-odparł szeptając mi do ucha. Jego słowa były jak gdyby zimnie. Moje serce ze strachu waliło jak młot pneumatyczny.
-Nie bój się...-wyszeptał znowu wsadzając swoją dłoń pod moją bluzkę. Kiedy zamierzałam znów krzyczeć on zatkał moje usta swoim pocałunkiem. Był tak delikatny, że nawet go nie poczułam. Chciałam zadać mu jeszcze pytanie, aby podał mi swoje imię, ale zniknął. Rozpłynął się gdzieś. Po plecach przeszły mi ciarki. Wtem dostrzegłam raz jeszcze tego tajemniczego chłopaka na moim krześle.
-Matko! Kim Ty do cholery jesteś i jak to robisz?-zapytałam szeptem. Do moich oczu napłynęły łzy.
On usiadł przy mnie i przytulił mnie do siebie.
-Powiesz mi w końcu kim jesteś?
-Ja mam na imię...yyy...Justin-odparł z zakłopotaniem.
-Jaki Justin do cholery? Co Ty tu w ogóle robisz?-odepchnęłam go od siebie.
-Justin...Justin Bieber...może w to nie wierzysz, ale popatrz-i wtedy wstał i zapalił lampkę nocną, która znajdowała się przy moim łóżku.
-Jasne?! To na prawdę Ty?-nie wierzyłam własnym oczom.
-Tak to ja. Pewnie zastanawiasz się co ja tu robię-mruknął spoglądając na mnie ukradkiem.
-Już od kilku minut usiłuję się tego dowiedzieć, a teraz mnie uszczypnij-parsknęłam.
-Ałaaaaa! To bolało!-pisnęłam uderzając go w głowę nie zważając na to ile siły w to wkładam.
-No co?! Sama chciałaś żebym Cię uszczypną.-pokręcił głową śmiejąc się cicho pod nosem.-Jestem tu po to, żeby Cię chronić. Ten koleś który za Tobą szedł chciał zrobić Ci coś strasznego. Na pewno wie gdzie mieszkasz i szybko nie da Ci spokoju-dodał.
-Skąd wiesz?
-Znam go i to bardzo dobrze. Wykorzystuje to, że w okół mnie kręci się bardzo dużo dziewczyn. On jest gwałcicielem i mordercą więc radzę Ci się trzymać z dala od tej uliczki, ale za to blisko mnie. Skoro Ty już mnie poznałaś to może teraz czas, abym ja poznał Ciebie hmm?-mówił.
-Nazywam się Nicole Joyce.-szepnęłam. Nie byłam w stanie wydusić z siebie więcej słów. Zaszokowało mnie to co powiedział Justin...


Ale to dziwne haha! Ciekawe czy skapniecie się kto to jest :) Tzn kim jest ten ktoś :D Ogólnie to opowiadanie poświęcam Sabinie :) Mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałaś <3 Wena wróciła ze zwiększoną siłą :D Radujcie się narody xD Dziś w nocy ma wyjść nowy teledysk JB :) Ciekawe co to takiego ;>?

piątek, 29 października 2010

Keep smiling :)

Witojcie! Haha xD Sodówka uderzyła mi do głowy gdyż jeszcze bardziej pokochałam JB dlaczego? A dlatego, że nie zgodził się zagrać w teledysku Jasmine :D Normalnie zrobiłabym mu co nieco za to haha! Nie trudno się domyślić o co mi chodzi ;) Teraz lepiej wstrzymajcie oddech, a ci którzy mają słabe nerwy niech tego nie czytają!!! Nowa piosenka "Jasmine ft. Josiah- Hello" powoduje, że mam ciary kurwa -.- Normalnie wstyd się przyznać ;/ A dlatego z małej litery bo po prostu palę buraka ze wstydu pisząc to o.O Nie wiem jakim cudem ta plastikowa niby "piosenkarka" zrobiła, że wywołała u mnie ciary -.- Jezuuuu! Ze mną jest już na prawdę baaaaardzo ale to baaaaaaardzo źle ;( Słucham jej już z 100 raz...ALE NA PRAWDE ZAJEBISTA JEST!!! Jeb! Co ja gadam?! Daria opanuj się do cholery!!! Wrrr! W filmiku jak śpiewała to w studiu da się zauważyć, że tańczy "Teach me how to dougie" i to mnie tak wkurzyło, że normalnie...myśli, że jak pokazała kawałek cycka Justinowi to jest zajebista i on ją kocha najbardziej w świecie i może wszystko...no to się myli...Jak to Marta określiła ubiór JV "Ubiera się w ciuchy z kontenera PCK" hahahaha! Mam taką ochotę na nią jechać bo kurde to jej wina, że mi się ta piosenka spodobała, ale ja uważam, że Jessica Jarrell powinna ją śpiewać z JB ^^ Co do opowiadania to nie mam pojęcia kiedy się pojawi ;/ Nie chcę nic obiecywać bo potem znowu będzie, że Was zaniedbuje xD Pewnego dnia przyjdzie czas, że moja cudowna wena wróci, gdyż teraz wywiała gdzieś zupełnie i pozostawiła po sobie tylko resztki twórczości w mojej głowie. Tyle razy zabierałam się za pisanie nowego rozdziału tego ostatniego, że miałam dosyć. Za każdym razem kiedy byłam już na końcu pisania, stwierdzałam, że treść jest wprost z dupy i na tym się to kończyło. Nawet już nie mam weny na religii i historii! Hańba! Proszę weno powróć! Najlepsze jest to, że teraz już codziennie śni mi się Justin i to nie takie sceny dla dzieci haha, ale dzięki temu chodzę z wielkim bananem na twarzy :) Kocham Was i pozdrawiam <333

czwartek, 28 października 2010

Rozdział V "Nie spodziewałam się tego"

Już jutro gram koncert z którego pieniądze zostaną przeznaczone na operację Alice, która nie odzywa się do mnie, a ja do niej, bo chcę zrobić jej niespodziankę.
*
Od razu po koncercie zadzwoniłem do niej i poprosiłem o spotkanie. Alice z niechęcią rozmawiała ze mną, ale w końcu ją do tego przekonałem. 

*Chwilę później*
-Dlaczego chciałeś ze mną porozmawiać?-zapytała.
-Kiedyś ludzie mi pomagali, a teraz czas na to abym ja zaczął pomagać. Właśnie chwilę temu miałem koncert na którym chodziło o to, aby zebrać pieniądze na Twoją operację.-powiedziałem.
-Na prawdę?-zapytała nie wierząc mi w to co powiedziałem.
-Tak na prawdę. Zrobiłem to dlatego bo Cię na prawdę kocham Alice.-mówiłem do niej trzymając jej delikatną dłoń. Alice spuściła głowę i zaczęła mówić:
-Nie pomyślałabym, że jesteś w stanie tyle dla mnie zrobić...myślałam, że Twoje słowa "Kocham Cię" są tak po prostu rzucane na wiatr bezmyślnie i bez sensu...jednak myliłam się...nie wiem czemu, ale zawsze mylę się co do Twoich czynów...to co teraz pokazałeś to prawdziwa miłość z Twojej strony...mimo tego, że ja zbytnio Ci jej nie okazuję nie znaczy, że Cię nie kocham...tak na prawdę duszę to w sobie, ale teraz powiem już bez oporu, że Cię kocham...Justin dziękuję! Tak dużo dla mnie robisz!-rzuciła mi się w ramiona, a z jej pięknych oczu lały się łzy, które wyglądały jak diamenty i jedna za drugą spoczywały na mojej bluzie.
-Alice, na prawdę nie ma za co. To co ja dla Ciebie zrobiłem to tak na prawdę nic w porównaniu z tym co Ty robisz dla mnie. Jesteś tu ze mną, kochasz mnie, a to o wiele więcej. Alice, będziesz ze mną?-zapytałem bez głębszych refleksji.
-Tak, tak będę z Tobą, bo teraz już wiem, że na prawdę jestem dla Ciebie wszystkim.-wyznała z uśmiechem, który przedzierał się przez morze łez.

*ROK PÓŹNIEJ*
Jestem już po operacji, która została przeprowadzona nie cały miesiąc po koncercie Justina. Nawet nie potraficie wyobrazić sobie jak bardzo jestem szczęśliwa. Tak szczerze nie myślałam nawet o wsparciu przez kogokolwiek, a co dopiero operacji, która miała uratować i jednocześnie zmienić moją codzienną egzystencję, która robiła się powoli co raz bardziej szara, ale z Justinem zwinnie zaczęła nabierać pięknych barw. Jeszcze raz za wszystko mu dziękuję, bo gdyby nie jego miłość byłabym nikim i pewnie siedziałabym teraz gdzieś w kącie bez jakichkolwiek planów na życie, lub w ogóle nie byłoby mnie tutaj...

*KONIEC*

niedziela, 24 października 2010

Rozdział III "Nie potrafię inaczej"

*KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ*
-Justin, postanowiłam, że powiem Ci co leży mi na sercu-wyznałam.
-Słucham-wpatrywał mi się w oczy.
-Nie chcę abyś zrozumiał mnie źle, ale nie chciałam z Tobą być, bo wiedziałam, że zaboli Cię kilka rzeczy o których nie chciałam Ci mówić, ale teraz podjęłam ostateczną decyzję. Justin ja...jestem chora. Mam wadę serca, którą da się wyleczyć, ale tylko dzięki operacji na którą mnie nie stać. Nie mogę się denerwować, ani wysilać się za bardzo.-mówiłam ze łzami w oczach.
-Ale jak to?-zapytał łapiąc mnie za rękę.
-No niestety tak bywa, że ludziom wali się życie i już nie ma dla nich jakiegokolwiek sensu, ale ja znalazłam sens mojego życia...jesteś nim Ty, tylko po prostu boję się, że mnie opuścisz.-wybełkotałam.
-Oh Alice...mi na prawdę na Tobie zależy-powiedział, a oczy zeszkliły mu się niczym szkło.
-Ani ja ani Ty nie mamy na to wpływu, chciałam dobrze ale wybacz...Kocham Cię.-mruknęłam z ledwością i pocałowałam go w policzek po czym odeszłam. Zostawiłam go, nie potrafię inaczej. Z rękami w kieszeni uciekłam do domu. Byłam w takim stanie, że musiałam się położyć. Robiąc to, złamałam serce Justinowi i sobie, ruinując plany na przyszłość...
*JUSTIN*
Nie wierzę. Przecież ona jest taka wspaniała, pełna radości i energii, a nagle dowiaduję się o takiej rzeczy. Skoro ta operacja jest droga, a ją na to nie stać muszę działać. Nie mogę pozwolić jej na dalsze życie w smutku i z nadzieją o lepsze jutro. Jestem w szoku, bo nigdy nie przytrafiło mi się coś takiego. Mi wielu ludzi pomogło, a teraz czas na mnie, abym ja zaczął pomagać. Chcę, aby Alice żyła pełnią życia i mam już pewien plan...
*ALICE*
Justin ma bardzo dobre serce i wiem, że nie zostawi mnie bez niczego. Wiem, że nie pozwoli mi żyć nadzieją i zrobi dla mnie wszystko. Wiem to, bo obiecywał mi tyle rzeczy, więc jeśli na prawdę mnie kocha weźmie wszystko w swoje ręce i będzie mnie chociaż wspierał, ale dla kogoś takiego jak ja to wszystko czego mogę sobie zapragnąć...

Koniec bo nie mam weny -.- znowu nooo!!!

sobota, 23 października 2010

Rozdział II "Nie mogę"

-Alice, proszę powiedz mi.-męczył mnie Justin.
-Na prawdę, teraz nie mogę. Poczekaj, a się dowiesz.-uspakajałam go.
Nie chciałam mu o tym mówić. Uważam, że to jeszcze za wcześnie. Ja jestem co raz słabsza i nie mogę się denerwować. Tyle rzeczy mnie przerasta i jeszcze nie mogę pogodzić się z tym, że nigdy nie będę z Biebsem.
Boję się tylko tego, że Justin nie wytrzyma i odejdzie ode mnie i mnie zostawi. To jest bardzo możliwe, bo przecież oddał mi siebie, swoją miłość, której ja nie mogę mu dać. Nie jestem w stanie pozbierać wszystkiego w jedną całość.
-Co chciałabyś dziś robić?-zapytał.
-Nie mam pojęcia. Najlepiej zamknąć się w jednym pokoju i zapomnieć o wszystkim.-mruknęłam. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, a zwłaszcza z Bieberem, bo czuję się jakbym go oszukiwała.
-Ale co się dzieje?-drążył jeszcze bardziej.
-NIC SIĘ NIE DZIEJE JUSTIN! Daj mi spokój-krzyczałam na niego i wyszłam z domu.
Udałam się w stronę plaży, aby posiedzieć tam przez chwilę. Chciałam po prostu pomyśleć o tym wszystkim.
Po powrocie, Biebs siedział na łóżku w samych spodenkach. Weszłam do pokoju i kiedy Justin popatrzył na mnie tym uwodzącym wzrokiem do tego uśmiechając się, bez zastanowienia rzuciłam się na łóżko obok niego.
-Co powiesz?-zapytał śmiejąc się, bo wiedział co chcę zrobić.
-Że jesteś fajny.-odparłam i zrobiłam znany na całym świecie wzrok kota ze shreka i pocałowałam go w nos.
-Oh, bo się zarumienię-oznajmił.
-No dalej! Wiesz o co mi chodzi.
-Przykro mi, ale nie mam pojęcia.-mruknął i schował się pod kołdrę.
-No to ja Ci pokażę!-i zaczęłam ściągać z siebie ubrania.
Wiedziałam, że w końcu się "przyłączy".
-To mi się podoba, ale zaraz, zaraz...czy my nie jesteśmy za młodzi-zastanawiał się.
-Oh nie przesadzaj Justin!-powiedziałam stanowczym głosem i zaczęłam się do niego tulić.
-Raz się żyje!-krzyknął i wpił się w moje usta.
Wydawało mi się, że śnię, ale jednak nie. Myślałam kilka razy, czy na pewno to zrobić, ale serce mówiło mi, że to dobry czas.
Położyłam swoje ręce na jego plecach, a on delikatnie całował moją szyję, a potem brzuch.
Wplótł swoją dłoń w moje włosy i spojrzał mi w oczy uśmiechając się lekko.
-Jestem tutaj, cały i tylko Twój Alice-wyszeptał zdyszany.
Po tym wszystkim zasnęliśmy jak aniołki...
-Nigdy nie będę żałował tego co wczoraj się stało-powiedział zachrypniętym głosem budząc mnie z błogiego snu. Ja też-pomyślałam i wtuliłam się w jego tors. Nie miałam ochoty wstawać, bo kiedy miałam Biebsa przy sobie to tak na prawdę miałam wszystko co jest mi potrzebne do szczęścia.


Marta mnie natchnęła ^^ Dzisiaj byłam z Wąską(Karoliną:*) w kinie o 19.00 na paranormal activity 2. OMB! powiem tylko tyle, że Wąska żałowała, że na to poszła, a mi przez całą drogę do domu trzęsły się ręce i nogi...zwłaszcza, że była wtedy 21.00. MASAKRA...Teraz boli mnie głowa, mam gorące czoło i wielkie rumieńce na twarzy oraz kicham nieznośnie ;/ BIEBER FEVER się nasila xD

piątek, 22 października 2010

Rozdział I "Nowhere but up"

Znalazłam się w innej bajce. Tak nagle, nie wiedząc dlaczego. Po prostu złapał mnie za rękę i porwał do nieznanej mi krainy.
Obiecał złote góry, kolorowe ścieżki, po których będzie mnie prowadził, a u moich stóp złoży mi siebie, swoją miłość. Zostawi wszystko dla mnie. Chce mi pokazać to inne życie, które nie jest łatwe i od niedawna się z nim zmaga. Zmaga się z przeciwnościami losu, które czekają na niego za każdym rogiem. Obiecywał mi to wszystko, bo potrzebuje kogoś z kim mógłby dzielić swoje życie. Moja miłość ma złagodzić jego ból, który mimo wszystko jest gdzieś w sercu. Na pozór jest twardy jak skała, ale są też chwile w których staje się delikatnym człowiekiem, bo jak każdy inny ma trudne chwile. Niby zwykły chłopak, ale jednak ósmy cud świata...Justin Bieber- to on zmienił moje życie...
*
-Dlaczego siedzisz tutaj sama?-zapytał cicho stojąc w trawie.
-Bo nie potrafię inaczej opanować moich uczuć do Ciebie.
-To powiedz co czujesz...
-Że powietrze i słońce nie daje mi tyle co Ty-powiedziałam wpatrując się w jego szkliste oczy.
-Wiesz? Nie wiem po co żyję, skoro nikt mnie nie kocha. Staram się każdemu oddać siebie, ale to nigdy nie działa-spuścił głowę i posmutniał.
-Nie bój się, ktoś w końcu Cię pokocha-odparłam pocieszając go.
-Jesteśmy tutaj, na tej łące. Patrzę na Ciebie i z każdą sekundą co raz bardziej przekonuje się, że to powinnaś być Ty-dodał bawiąc się kosmykiem moich włosów.
-Kiedyś przyjdzie czas Justin-wybełkotałam po czym wstałam i odeszłam.
Zupełnie jak w bajce, ale to nie jest takie proste...on nie wie o jednym, najważniejszym, dlatego nie chcę robić mu nadziei, bo czas wciąż płynie, a ja nie mogę mu niczego obiecywać.
-Zależy mi na Tobie, ale ja nie mogę Cię kochać...dowiesz się w swoim czasie dlaczego-wyznałam z trudem przełykając ślinę.
-Ale jak to?-zapytał z niepokojem łapiąc moją dłoń.
-Dowiesz się kiedy przyjdzie czas, a teraz chodźmy-mruknęłam.
Alice Anderson-tak się nazywam. Kiedy poznałam Justina moje życie znacznie się zmieniło i nabrało sensu. Jednak teraz, kiedy ukrywam przed nim mój sekret, boję się, że gdy się dowie będzie miał mi za złe. Ja wiem na pewno, że będę miała sobie za złe to czego nie zrobiłam. Nie chcę, żeby go bolało, bo przecież miałam łagodzić ból, a nie nasilać go jeszcze bardziej, ale jeśli na prawdę mnie kocha zrozumie mnie...
-Alice, wiesz, że możesz zawsze na mnie liczyć, bo ja na Ciebie też mogę liczyć i w Tobie widzę tą podporę i odskocznię do rzeczywistości, która dla wielu ludzi jest okrutna i brutalna, ale dla mnie wręcz przeciwna. Niczym piękny sen, z którego nie chcę się budzić. I wtedy zaczął śpiewać "That should be me". Mimo tych słów, nie potrafię się przełamać i powiedzieć mu prawdy. Wolę, żeby było tak jak jest, choć wiem, że jest mu z tym trudno, ale w głębi serca oddałabym za niego życie. Liczy się to co czuje się w środku i czyny, a nie tylko słowa często bezmyślnie rzucane na wiatr. Kiedyś zrozumiesz-pomyślałam głaskając go po głowie. Może chociaż to mu pomoże.
*JUSTIN*
Wystarczy mi dotyk jej dłoni jej oczy i jej słodki zapach ciała, abym znalazł się w niebie. Za każdym razem tak się dzieje, mimo tego, że znamy się już dosyć długo to zawsze na widok jej pięknego uśmiechu i całej jej anielskiej osoby moje nogi miękną. Niczego więcej nie potrzebuję tylko jej obecności, która na prawdę daje mi szczęście o jakim jeszcze niedawno mogłem tylko pomyśleć. Patrząc na jej włosy, zakrywające jej miękkie wargi podczas delikatnego podmuchu wiatru wiem, że to anioł, który zstąpił z nieba, specjalnie dla mnie.

Hihi ^^ Tak króciutko, ale taka wena trochę gdzieś tu w powietrzu nade mną wisi więc pomyślałam, że coś stworzę :) Mam nadzieję, że się podoba Martucha hmmm? :* Teraz taka bajka mi z tego powstała haha :) Kocham Was moje krasnoludki :***

Rozdział IV "To na nic..."

Stojąc tak pomyślałem, że następna szansa uciekła mi sprzed nosa. To na nic. Muszę zacząć działać bo samo się nie zrobi. Może jeszcze poczekam, na kolejną szansę. Już sam nie wiem co mam robić. Będąc już w domu, wziąłem jakieś tabletki. Czuję, że choroba rozkłada mnie na łopatki. Chyba położę się spać...

*
Uciekłam stamtąd w porę. To był zły pomysł, aby iść na ten koncert, ale to była jedyna szansa, żeby go zobaczyć. Teraz, gdy Amanda się dowie, że byłam na koncercie Justina to mnie zabije, ale będzie jeszcze szansa i spotka go. Jestem zmęczona, za dużo przeżyć jak na dzisiaj więc idę spać...
-Brooke, jadę teraz do taty. Może jutro przyjadę, to cześć-oznajmiła mi Amanda.
Ja udawałam, że nic nie słyszę, a kiedy już wyszła z domu wstałam. Muszę iść na zakupy-pomyślałam. Zebrałam się szybko i poszłam na miasto. Zajrzałam do kilku sklepów z ciuchami i jak to ja, nie mogłam się oprzeć wielu rzeczom, więc kupiłam je. Kiedy wróciłam do domu, rozpakowałam torby, a ubrania wsadziłam do mojej szafy. Nie chciało mi się robić obiadu, więc zadzwoniłam po pizzę. W między czasie posprzątałam wszędzie. Usiadłam przed telewizorem i oglądałam jakieś głupoty. Nie było nic ciekawego, więc cały czas przełączałam programy. Po zjedzeniu pizzy, postanowiłam się gdzieś przejść. Szłam tak ulicą ze spuszczoną głową. Nagle zobaczyłam Justina. Stał w pobliskim lasku. Podeszłam do niego cicho, a kiedy poczułam jego zapach moje serce oszalało. Bieber oglądał zachód słońca, który można było zobaczyć między drzewami. W oddali, widniało jezioro, które na pozór było daleko, ale tak na prawdę znajdowało się tuż przed nami. Podeszłam jeszcze bliżej i zaszłam go od tyłu, kładąc  moje ręce na jego oczach.
-Kto tam?-zapytał zdziwiony. Puściłam go i wyszeptałam do ucha:
-To ja, pamiętasz mnie?
Zapadła cisza, aż w końcu powiedział.
-Brooke?! To Ty?-zapytał cichutko.
-Tęskniłem!-wykrzyczał i rzucił się na mnie trzymając mnie i kręcąc się w kółko.
Zaczęłam się śmiać, ze szczęścia, bez możliwości opanowania moich emocji.
-Wiedziałam, że jeszcze się spotkamy-dodał i mnie do siebie przytulił. Ja usłyszałam wtedy bicie jego serca, którego nigdy nie zapomnę.
Wziął mnie za rękę i pociągnął gdzieś ze sobą, wprowadzając mnie w jego życie...

*KONIEC*


To by było na tyle z tego opowiadania. Jak już mówiłam one będą krótkie więc no -.- Nie liczcie na więcej, bo to też zależy od mojej weny, której dzisiaj kompletnie nie posiadam, a to pewnie dlatego, że cały czas zgrzytam zębami i trzepię się z zimna przez tą jebniętą pogodę, oraz przez mój pięciogodzinny sen. To zakończenie według mnie jest piękne ^^ Według Was pewnie zwyczajne, ale ja sama chciałabym przeżyć coś takiego, nawet już nie z Justinem, a z kimkolwiek kogo bym pokochała. Być może jeszcze dzisiaj dodam 1 rozdział następnego opowiadania :) Wciąż możecie zapisywać się do głównych bohaterów :) 
PS: Wielkie dzięki Sabinko, za reklamowanie mnie na swoim blogu <333 KOCHAM CIĘ! :*** A co do Kasi, już nie mogę się doczekać opowiadania w roli głównej ze mną :D Mogę dać uciąć sobie głowę, że będzie o 10000000000...razy lepsze od mojego, ale jak już mówiłam, masz większe doświadczenie niż ja słońce Ty moje :***** 
Pomimo tego, że świeci słońce to i tak jest zimno. Piździ jak na Syberii lub innym zadupiu. Jednym słowem totalna masakra xD Ok już kończę bo palce mi zgrabiały, a i tak nikt tego nie czyta -.-

czwartek, 21 października 2010

Rozdział III "Zazdroszczę Ci!"

Szłam sobie ulicą. Nagle podbiegła do mnie jakaś dziewczyna.
-Cześć! Mam na imię Amanda.
-Hej. Kim jesteś?-zapytałam.
-To ja! Amanda! Pamiętasz?!-pytała.
-Yyy...no nie za bardzo. Aaaa! Już wiem! Amanda! Czeeeeść! Jak się masz? Co u Ciebie? Opowiadaj!-krzyczałam. Amanda to moja przyjaciółka, której nie widziałam wieki i bardzo się zmieniła, stąd ta reakcja.
-A no wiesz. U mnie jakoś leci, chociaż ostatnio jestem trochę jakby zdołowana i przybita.-posmutniała.
-Mów, co się stało?
-Rodzice się rozwiedli i jest mi ciężko, bo widzisz, musiałam zostać z mamą, a ona jest uzależniona od narkotyków. Nie wie co robi, cały czas jest na haju, przyprowadza do domu facetów. To już mnie tak bardzo zaczęło wkurzać, że popatrz co robię-i wtedy pokazała mi rękę. Była cała pocięta, było jeszcze widać sączące się rany i te już zanikające.
-Matko. Może chcesz zamieszkać u nas. Wiesz? Myślę, że przydałby Ci się psycholog, bo to co ze sobą robisz, będzie się pogłębiać i będzie jeszcze gorzej.-zaproponowałam.
-A Twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko?-zapytała z nadzieją w oczach.
-Nie ma ich. Pojechali w delegację i nie wiem kiedy wrócą, ale raczej nie szybko. I tak by się zgodzili, żebyś została więc wiesz...
-Dziękuję. Wiedziałam, że na Ciebie mogę liczyć.-podziękowała i rzuciła mi się w ramiona.
-Oh nie ma za co Amando.-zaprowadziłam ją do domu.
-A więc będziesz musiała spać razem ze mną. Chyba nic strasznego no nie?
-Nie no spoko! Aaaaaaa!!! Ty masz autograf Biebera! Skąd go masz?! Powiedz mi, proszę.
I opowiedziałam jej wszystko.
-Jeju! Zazdroszczę Ci szczęściaro.-powiedziała i zaczęła się śmiać.
-Eh, nie przesadzaj. Jest fajny, ale wiesz czasem za słodki jak dla mnie.-odparłam.
I tak gadałyśmy, przez kilka godzin. Musiałyśmy się wygadać za te wszystkie czasy. Amanda zasnęła.


*Z PERSPEKTYWY JUSTINA*
Mam dzisiaj koncert, ale nie mogę się skupić, bo cały czas myślę o Brooke. Zadanie zostało wykonane, ale to nie wszystko. Ja czuję do niej więcej. Wiem, że nie chciałaby ze mną być, bo przecież była moją antyfanką, a ja nie przekonałem jej do końca. To takie głupie, bo siedzę tu teraz, za 10 minut wychodzę na scenę. Pomimo wszystkich fanów, czuję gdzieś w powietrzu tą pustkę. Na każdym kroku widzę Twarz Brooke. Nie mam pojęcia, czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę. Chciałbym ją dotknąć, spojrzeć w jej oczy, ale to nie możliwe...
*Z PERSPEKTYWY BROOKE*
Siedzę tutaj. Kiedy był Justin, było fajnie, chociaż ja nie potrafiłam okazać mu czułości w jakikolwiek sposób. Cały czas go odpychałam. Taka szansa zdarzyła się tylko raz, a ja jej nie wykorzystałam. JB pewnie już mnie nie pamięta, albo pamięta jak przez mgłę. Gdyby dane mi było jeszcze raz go spotkać, to zrobiłabym wszystko, by ukraść jego serce. Wzięłabym go za rękę i szłabym z nim przez życie. On teraz ma koncert, a ja chyba wiem co zrobić...

*
Stoję tu i patrzę na niego. Atmosfera jest niesamowita. Teraz wiem, że bycie fanką Justina jest cudownym przeżyciem. Antyfani powinni tutaj ze mną teraz być i patrzeć na to wszystko co tutaj się dzieje. Tłum szaleje, ale ja patrzę na niego i coś mi mówi, że powinnam stąd iść bo to na nic...

*JUSTIN*
Gdzieś w tłumie ujrzałem ją. To była Brooke. Ale teraz zniknęła. Chyba mi się zdawało. Teraz jeszcze bardziej o niej myślę.

*BROOKE*
Poszłam gdzieś głębiej w tłum, żeby mnie nie zauważył. Stałam i patrzyłam, na niego. Wlepiłam w niego oczy. Mogłabym tak przez cały czas. Chyba mnie wcześniej zauważył, ale nie jestem tego pewna.

*
Po koncercie, starałam się wyjść jak najszybciej, ale niestety zostałam z samego tyłu. Justin zszedł ze sceny i zaczął iść w moją stronę. Ja szybko przedarłam się przez tłumy i ostatni raz popatrzyłam na Biebsa.

*
Zszedłem ze sceny, a w tłumie fanek ujrzałem sylwetkę Brooke. Zacząłem iść w jej stronę, ale ona szybko zniknęła w tłumie, jednak odwzajemniła moje spojrzenie. Pobiegłem za nią, ale jej już tam nie było. Stałem na wietrze i tylko patrzyłem w dal...

Myślę, że tyle Wam wystarczy :) Miałam wenę teraz niesamowitą. Tyle słów chciałam napisać, że masakra, ale to dlatego, że słucham 100% Justin Bieber w Open FM :) Uzależniłam się od tego hihi ^^
Kurde, potrzebuję zdjęć, na prawdę xD Trzeba się udać na jakąś sesję. W sobotę albo w niedzielę znowu występ ;| Jak teraz dam ciała to się chyba załamię xD a jak ludzie nie będą klaskać to po prostu nie wiem haha! Rozumiem, że nie każdemu się podoba to co robimy no ale sorry. Jesteśmy chyba lepsi np od...szczerze nie wiem od kogo *.* Jutro teatr na szczęście :) Zero lekcji!!! tzn połowa religii, ale może coś napiszę haha :D Ok ja spadam i pozdrawiam wszystkich Was <3 moich lovelasów :*

środa, 20 października 2010

Rozdział II "Pustka"

Usłyszałam pukanie do moich drzwi.
Z niechęcią zwlekłam się z łóżka i otworzyłam "wrota" do mojego pokoju.
-Witaj!-rozległ się zachrypnięty głos Justina.
-O nie! Znowu Ty-wyjęczałam.
-Z reguły dotrzymuję obietnicy-dodał i śmiało usiadł na łóżko częstując się żelkami.
-Mmm! To moje ulubione-mruknął i pochłonił ich jeszcze więcej.
-I co? Będziesz tak teraz codziennie u mnie siedzieć i wcinać żelki?-zapytałam.
-Mam Cię do siebie przekonać więc nie wykluczam tej możliwości-uśmiechnął się szyderczo.
-No to będzie Ci ciężko. W taki sposób chcesz mnie przekonać do tego, że jesteś fajny?
-Tak. Czekam, aż się ubierzesz, zjesz i w ogóle.-odparł.
-Masz zamiar mnie gdzieś zabrać?!-sprzeciwiłam się nieco.
Gwiazdor pokiwał głową twierdząco. No dobra miejmy to już za sobą-mruknęłam pod nosem.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej ubrania, jakie tylko wpadły mi w ręce.
-Zaraz wrócę.-oznajmiłam idąc do łazienki.
Pod prysznicem zaczęłam śpiewać "Baby", aby podrażnić się trochę z Justinem.
-Ładnie...wyjesz-wyskoczył Bieber kiedy wyszłam z wanny i z impetem wpadłam do pokoju.
Popatrzyłam na niego spod byka.
-Ale nie! Na prawdę ładnie śpiewasz. Wiesz? myślę, że mógłbym nagrać z Tobą duet.
-Mądre...nagrywać duet z antyfanką!-zaczęłam się głośno śmiać, a Justin stał jak wryty.
-Może chodźmy się gdzieś przejść Brooke-zaproponował.
Wyszliśmy z domu i udaliśmy się do wesołego miasteczka. Na widok tych wszystkich karuzel zrobiło mi się niedobrze. Staliśmy pod dużym szyldem, który zaczął spadać prosto na mnie. Ja jak oblana wrzątkiem, rzuciłam się w ramiona JB, który nieco się zdziwił widząc moje zachowanie.
-Oh...sorry-przeprosiłam i odsunęłam się od niego.
-Nie, nie przepraszaj-powiedział odgarniając delikatnie włosy z mojej twarzy.
Zrobiło mi się ciepło kiedy to zrobił i wtedy poczułam się niezręcznie.
-Ładne masz oczy-rzucił spoglądając w nie jeszcze głębiej.
Ja odwróciłam głowę i popatrzyłam gdzieś w dal czerwieniąc się. Nie wiem czemu, miałam trudności z powiedzeniem czegokolwiek. Zapadła cisza. Justin poszedł na stoisko. Wrzucał piłkę do kosza, a ja pisałam sms-a do koleżanki. Kiedy podniosłam głowę, zobaczyłam JB-iego niosącego wielkiego pluszowego misia.
-To dla Ciebie-oznajmił, wręczając mi go.
-Dzięki.-powiedziałam ciesząc się w duchu.
Mój anty-idol spojrzał na zegarek.
-Muszę już iść. Chodź odprowadzę Cię-powiedział.
Pod moim domem, przytulił mnie.
-Mogę coś zrobić?-zapytał.
-Mhm.-mruknęłam, po czym pocałował mnie w policzek.
-Opanuj się!-krzyknęłam odpychając go.
-To do jutra-pożegnał się i ze spuszczoną głową odszedł.
Ja otworzyłam drzwi do domu i poszłam do swojego pokoju. Położyłam miśka na łóżku i usiadłam na krześle.
Muszę przyznać, że zachowywałam się głupio, ale kto powiedział, że z antyfanką jest łatwo-powiedziałam do siebie. Zaczęłam go lubić, ale nienawidzę go! Jest drażniący i w ogóle.

*TYDZIEŃ PÓŹNIEJ*

Między mną i Justinem coś zaczęło się dziać. To znaczy, nie kocham go, ani nic z tych rzeczy, tylko po prostu jakby przekonał mnie do siebie.
-Dobra, mój czas już się skończył. Wydaje mi się, że wykonałem zadanie na ocenę celującą, no chociażby bardzo dobrą. Zgadza się Brooke?-zapytał.
-No wiesz, zmieniłam zdanie o Tobie. Ale nie jestem Twoją chorą fanką, ale nie jestem też po stronie antyfanów więc jesteś mi obojętny-stwierdziłam.
-Okey to ja spadam. Miło się gadało-dodał i podał mi rękę.
-A! Do zobaczenia...może, kiedyś-dorzucił.
Kiedy poszedł poczułam dziwną pustkę. Teraz będę się nudzić całymi dniami. Najlepsze jest to, że większość fanów nie miało poznać Justina, a ja jego antyfanka spędziłam z nim kilka dni. To dziwne, ale muszę przyznać, że fajne. Teraz mam się czym chwalić-myślałam.


Okey! Ludacrisy(ludzie) ja już kończę :( Tak w ogóle to...pisałam ten rozdział w szkole i stwierdzam iż na lekcjach religii i historii mam wenę! :D No powiedzmy, że trochę teraz dopisałam i pozmieniałam, żeby było więcej do czytania, ale mam nadzieję, żę mimo wszystko się podoba ^^ Dziękuję Kasiu za komentarz i opowiadanie, które piszesz ze mną w roli głównej :D Będę miała co czytać xD Tylko Twoje opowiadanie na pewno będzie lepsze, ale to pewnie dlatego, że jesteś starsza ode mnie o 3 lata o ile się nie mylę i Justin wziął Cię na scenę więc wiesz więcej o nim niż ja haha! Teraz "One less lonely girl" mi leci w uszach i jest fajnie! Taka faza, że ja nie mogę <3 Uzależniłam się od niego i od jego głosu. Tak ogólnie to zamierzam napisać może jeszcze 3 rozdziały, gdyż moje zakończenie raczej Wam się spodoba(tak myślę) i już chcę go pisać i podzielić się nim z Wami :) Ok już lecę bo miałam tylko 30 minut do siedzenia przed kompem, ale wiecie co Wam jeszcze powiem?! A więc, zrobiłam wszystkie zadania i uczyłam się więc jestem z siebie dumna :) Trzeba w końcu brać dupę w troki a nie siedzieć i się lenić c'nie *.* To B.Y.E B.Y.E :* Kocham Was wszystkich z osobna =*
PS: NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NA NOWĄ PŁYTĘ JUSTINA(nową jak nową) hihi, a Wy? ;> I muszę mieć ten plakat z POPCORNU! :D Napiszcie mi w komentarzach ile macie plakatów JB-iego :D

wtorek, 19 października 2010

Rozdział I "Dlaczego właśnie ON?!"

Kiedy wróciłam do domu byłam bardzo zmęczona. Nie czułam nóg. Wspięłam się po kilkunastu schodach do swojego pokoju i zdjęłam bluzę. Było mi tak gorąco, że miałam halucynacje. Widziałam jakby Biebsa stojącego przy moim biurku.
-Hej laska-powiedział i zaczął iść w moją stronę.
Ja szybko wstałam z łóżka i złapałam się za głowę i zaczęłam się mu przyglądać.
-To na prawdę Ty? Ten Justin Bieber?-zapytałam.
-Tak to ja. Uspokój się-oznajmił śmiejąc się i podchodził jeszcze bardziej.
-O nie! Czemu tutaj jesteś?! Boże, czemu mi go tu przyniosłeś? Przecież jestem jego antyfanką!-mówiłam z pretensjami.
-Twoja siostra mnie tutaj wpuściła, a to, że mnie nienawidzisz to już mnie najmniej obchodzi. Tak właściwie co ja Ci zrobiłem? Ale ten świat jest dziwny!-zadawał pytania PAN Bieber.
-W sumie nie mam dobrych argumentów aby to wytłumaczyć. Jedyne jakie przychodzą mi na myśl to takie, że jesteś pedałem, śpiewasz jak wykastrowany chłopczyk i ubierasz się jak obojniak. Wystarczy?-wytłumaczyłam.
-Um...ok, to ja może sobie pójdę bo widzę, że nic tu po mnie. Te argumenty faktycznie są yyy przekonujące.
-Nie, zostań. Powiedz mi skąd Ty tak właściwie się tu wziąłeś? Jestem przypadkową dziewczyną?-zapytałam.
-No bo widzisz. Moje fanki zorganizowały akcję, według mnie nie jest aż tak fajna, ale chodzi w niej o to aby przekonywać antyfanów do mnie. Są szalone, ale kocham je.-powiedział z nutką romantyzmu i oparł się o ścianę ręką pochylając nade mną głowę. Nie mogę się oprzeć jego perfumom.
-Jaki to zapach?-zapytałam śmiało.
-Haha! Po prostu się myję.-parsknął i pokręcił głową.
-Dobra, a teraz idź stąd bo zakłócasz moje chi (czytaj: czi).-dodałam wypychając go z pokoju.
-Czekaj! Jak masz na imię?!-zapytał jeszcze.
-Brooke Davis-oznajmiłam zamykając mu drzwi przed nosem.
-Wrócę tu jutro-rzucił uśmiechając się.
Już nie mogę się doczekać-pomyślałam z ironią.
Poszłam do łazienki, która znajdowała się w moim pokoju. Wykorzystałam moment i otworzyłam okno, z którego był widok na ścieżkę prowadzącą do bramy. Wychyliłam się i rzuciłam butem w stronę Justina.
-Auuuuua!!!-krzyknął. Dostał nim w...tyłek. Zaczęłam się śmiać. Teraz będę miała się czym chwalić wśród innych antyfanów.
A może zrobimy jakiś postęp?!-pomyślałam chytro. Z resztą nie ważne, mi nigdy nic nie wychodzi mimo tego, że planuję coś od dwóch tygodni.
Wchodząc pod prysznic myślałam "Dlaczego właśnie ON?! Mogliby mi dać np. Roberta Pattisona, albo dziadka chorego na parkinsona...Ja mam zawsze pecha"-myślałam.
Po kąpieli od razu wskoczyłam do łóżka i nawet nie wiem kiedy zasnęłam...



To taki krótki rozdział. Ważne, że jest :) Musiałam zaspokoić potrzeby i ciekawość czytelników w tym MARTY :D To tyle :) A i opowiadanie dedykuję Kasi :*
PS: Link do mojego filmiku, który zrobiłam z nudów :) ---> 
http://www.youtube.com/watch?v=ZEjh2JWrpgE

niedziela, 17 października 2010

Come back!

Wszyscy, którzy czytają mojego bloga pytają czy będzie jeszcze jakieś moje opowiadanie, a więc będzie ich dużo, ale będą krótkie i będzie się w nich więcej działo :) Będę pisać takie opowiadania w roli głównej z Wami, więc piszcie jakie chcecie mieć imiona i nazwiska :) Jeśli chodzi o mnie jest dobrze, natomiast muszę odpocząć od tańca. Na wczorajszym pokazie zapomniałam połowy ruchów i w głowie mi się kręciło, no po prostu załamka. Jestem już przemęczona, a na moich kolanach widnieją wielkie siniaki. Ogólnie to już od dawna mam problemy z kolanami. I jeszcze tekst pewnej dziewczyny, która nas oglądała na pokazie "Jak długo tańczycie", "Półtora roku", "Widać..." i ta jej mina. Nikt nie potrafi docenić tego jak bardzo się poświęcamy. Oni sobie jeszcze smacznie śpią, a my w weekendy mamy próby o 7,8 lub 9. Najgorsze jest to, że wydaje mi się, że psuję reputację naszej grupy, bo jak jedna zawali to już cały wizerunek się psuje. Ja się nie przyzwyczaiłam jeszcze do porażek, no ale czas najwyższy. Nie dziwię się Justinowi, że jeździ na wakacje xD Tylko ja bym pojechała sama, a nie z Jasmine haha! No ale cóż...Teraz kicham, a na polu zimno jak nie wiem. I jeszcze na meczu nam kazali wczoraj tańczyć gdy temperatura wynosiła zaledwie 5 stopni. Dali nam szatnię, w której jest grzyb w sumie to nie jest szatnia, a stara siłownia i tak właśnie nas traktują. Wczoraj jeszcze byłam z Pauliną w kinie na "Dorian Gray". Ogólnie film jest fajny, ale tylko w jakichś 20 lub 30 minutach tego filmu nie ma scen +18 haha! W sobotę znów występ i jak znowu mi źle pójdzie to się chyba powieszę...Ale cieszę się, iż w szkole wołają na mnie Bieber, a nie tak jak wcześniej "Wierzba" i takie tam xD
To chyba na tyle :) Pozdrawiam Was gorąco w te zimne i brzydkie jesienne dni :*

sobota, 16 października 2010

Rozdział XIV "Chloe..."

-Chloe!-wołała z dołu mama.
-Idę!-krzyknęłam.
-No to papa.-dodałam i przytuliłam Bieberka.
Idąc po korytarzu, który prowadził do schodów, usłyszałam jeszcze głos Justina.
-Już tęsknię kochanie!
Ja też-pomyślałam.
*W SAMOLOCIE*

Włączyłam sobię mp3 i słuchałam anielskiego głosu Justina. Nagle, mój telefon przemówił. Odebrałam. Oczywiście to Justin:
-Nie mogę spać! Dlaczego mnie tu zostawiłaś samego?!-zapytał z pretensjami.
-Oh! Nie przesadzaj to tylko tydzień. Jesteś dzielny, wytrzymasz.-pocieszałam go.
-Już zaczynam odliczać i nie mogę się doczekać Twojego powrotu.
-Aww! To takie słodkie Justin. A teraz już śpij, bo musisz odpoczywać.-dodałam, a on zaziewał mi do słuchawki.
-Dobrze, więc kładę się na Twojej poduszce, która pachnie Tobą i zasyyypiaaa...-reszty nie usłyszałam bo JB zasnął.
 *WIADOMOŚCI*
(oczami Justina)

Rano obudziłem się i włączyłem telewizor. Na wszystkich stacjach podawano wiadomość o rozbiciu samolotu. Kiedy zacząłem słuchać pomyślałem: Eee...pewnie znowu jakieś fałszywe informacje. Tak myślałem dopóki dziennikarz zaczął mówić o samolocie, który wyleciał stąd o 2 w nocy, a kierował się do Polski. Wszyscy pasarzerowie zginęli. Nie zastanawiając się złapałem za telefon i zadzwoniłem do Chloe. Miała wyłączony telefon.
Popatrzyłem na telewizor i zobaczyłem listę pasarzerów. Znajdowała się tam też Chloe i jej rodzice.
Jak to?!-pomyślałem. To jest niemożliwe, przecież za tydzień miała wrócić! Czy to jest jakiś żart?! Jednak to prawda. Zsunąłem się z fotela i usiadłem na podłodze. Dlaczego to akurat ona?! Ja ją tak kocham, a jej już nie ma! Nigdy więcej jej nie zobaczę, zostały mi tylko zdjęcia, jej ubrania i wspomnienia. Boże jak mogłeś na to pozwolić?! Zabrałeś mi najcenniejszą osobę, która wypełniała każdą moją chwilę! DLACZEGO?!-krzyczałem głośno.
Zacząłem płakać, jak małe dziecko. Pobiegłem na górę do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Mój świat się zawalił, ale ja muszę żyć dalej. Wiem tylko tyle, że nie chcę być z nikim innym. Pomogła mi wyjść z palenia, picia i ćpania. Gdyby nie Chloe stoczyłbym się na samo dno. Zasnąłem...śniła mi się Chloe. Jej twarz, głos bicie serca i nasze wspólne chwile. Pamiętam tylko tyle, albo aż tyle. Zwlokłem się z łóżka i poczułem pustkę. Było cicho i głucho. Nikt nie odpowiadał na moje pytania. Nie wiem jak mam jechać w trasę koncertową w takim stanie. Przecież straciłem swojego anioła. Sens mojego życia...

                                                              *ROK PÓŹNIEJ*

Codziennie chodzę na plażę. Siędzę tam godzinami. Można powiedzieć, że tam spędziłem dużą część minionego roku. Tak, to już rok po tym co się stało, a ja nadal nie mogę się z tym pogodzić. Czasami siedząc tak na piasku, "widzę" ją w oddali. Widzę jej włosy, które tańczą z wiatrem. Cały czas, prowadzę monolog w mojej głowie. Ona, Chloe, nie odpowiada mi, ale ja domyślam się jak brzmiałaby jej odpowiedzi. Układam sobie słowo po słowie z wielką rozwagą, słysząc jej głos gdzieś w tle. W ciszy słyszę bicie jej serca. To nie jest zwykłe bicie serca, to dźwięk który towarzyszy mi codziennie. W trasę koncertową biorę jej rzeczy, aby chociaż to mi ją przypominało. Przed każdym koncertem modlę się o to aby wszystko poszło dobrze, ale też w głębi duszy modlę się o nią. Każdą piosenkę dedykuję nie tylko fankom, ale też jej. Wiem, że ona była, jest i będzie jedyną osobą, która wspierała mnie w trudnych chwilach, pomagała, a przede wszystkim dawała to szczęście, którego już nigdy nie znajdę...
"  I still love You baby, and I never let You go..."

Rozdział XIII "Pożegnanie"

-No dobrze już dobrze. Nigdzie nie idę-powiedziałam siadając koło niego na kanapie.
-Masz szczęście. Nie wytrzymuję bez Twojej obecności kilku sekund Chloe-dodał.
-No właśnie, muszę Ci coś powiedzieć Justin. Muszę lecieć do mojej kuzynki do Polski, bo moi rodzice chcą odwiedzić ciocię. Mam nadzieję, że wybierzesz się ze mną.-oznajmiłam z nadzieją w sercu.
-NIE! Ja teraz mam trasę koncertową po Ameryce. No niestety musimy się rozstać na jakiś czas. Przynajmniej to będzie dla nas taki sprawdzian. Raczej nie wytrzymam bez Ciebie długo, a jedziesz na tydzień tak?-zapytał.
-Tak. Więc zobaczymy się niedługo. Dzisiaj moi rodzice wracają z Londynu i o 2 w nocy mamy samolot.
-No cóż. Pójdę później spać.-zaśmiał się Biebs.
-Może się gdzieś przejdziemy zanim polecę?-zaproponowałam.
-No jasne, że tak! Jeszcze o to pytasz.
Postanowiliśmy iść w nasze ulubione w miejsce, czyli na plażę.
Rysowaliśmy serca na piasku, oglądaliśmy zachód słońca i śmialiśmy się. Nagle nie wiadomo skąd, zaczął padać deszcz. Justin chwycił moją rękę i wracaliśmy do domu bez pośpiechu. Wygłupialiśmy się między innymi tańcząc, a JB zaczął śpiewać "One Time". Byliśmy cali mokrzy, ale najważniejsze, że świetnie się bawiliśmy. Niestety wszystko co dobre zawsze się kończy i szliśmy już w stronę domu. Posiedziałam jeszcze chwilę przed komputerem, bo Biebs brał prysznic. Tym razem on był pierwszy. Usłyszałam kroki.
To byli moi rodzice.
-Cześć! Jak leci?-zapytali oboje wchodząc do mojego pokoju.
-A no dobrze. Nawet bardzo dobrze.
-A czemu Ty jesteś taka mokra? Chcesz być chora?-zapytała opiekuńczo mama.
Nasza rozmowa nie miała końca. Z łazienki wyszedł Justin i przywitał się z "teściami" haha! Rozmawiali, no i jak to oni rozbawiali mojego słodziaka.
-Dobra. Teraz ja idę pod prysznic-oznajmiłam i poszłam do łazienki. Justin puścił mi oczko i obdarzył swoim pięknym uśmiechem.
Biorąc prysznic, myślałam ze smutkiem, że muszę go tutaj zostawić, ale to tylko na tydzień. Kiedy wróciłam do pokoju już grzał miejsce w łóżku. Ja wskoczyłam do niego w pośpiechu, ponieważ zawsze po kąpieli jest mi zimno i zgrzytam zębami, a na skórze mam gęsią skórkę.
-Wiesz, że będę tęsknił za Tobą księżniczko-zapytał nagle Justin.
-Ah! Oczywiście, że tak, a ja będę tęsknić za Tobą księciu z bajki, którą nazywam "Biebsworld"-i zaśmiałam się.
Nastała cisza, a Justin po kilku minutach zaczął się śmiać.
-Z czego się śmiejesz?
-A nic, nic.
-No mów!-zagroziłam mu.
-Przypomniał mi się Twój upadek i jak pomogłem Ci wstać.-śmiał się chrumkając jak świnka. To takie irytujące, a zarazem słodkie-pomyślałam.
Nie wiem kiedy zasnęliśmy. Na szczęście pakowaniem zajęła się mama, gdyż nikt poza nią nie robi tego lepiej.
O 12 w nocy obudziła mnie mama, a Justin jeszcze słodko śnił. Postanowiłam, że nie będę go budzić. Wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki załatwić potrzeby fizjologiczne. Następnie ubrałam się i popatrzyłam na Justina po czym podeszłam do niego i powiedziałam szeptem "Ja już lecę. Kocham Cię, pamiętaj..." i odwróciłam się w celu wyjścia z pokoju, aż nagle poczułam, że złapał mnie za rękę.
-Jak Ty się żegnasz?!-zapytał śmiejąc się.
-Chodź tu i daj mi buziaka.-dodał słodko.
Podeszłam więc i pocałowałam go w usta. Nie był to długi pocałunek, ale za to intensywny.
-Papa!-dodałam i wyszłam z pokoju, a on wybiegł za mną i przytulił mnie mocno...

czwartek, 14 października 2010

Rozdział XII "Nie pozwolę Ci na to!"

Złapałam go za ramię, a on stanął.
-Justin. Ty wiesz, że ja Cię kocham tak? Przysięgałam Ci, że te piękne chwile nie minął, a teraz Ty to wszystko psujesz. Gdzie jest ta atmosfera, która zawsze wisiała w powietrzu, gdy widywaliśmy się? Proszę nie rób tego dalej. Pomyśl na czym najbardziej Ci zależy: Narkotyki? Czy Twoja mama, przyjaciele i ja? Mówiłeś, że Pattie chce tylko Twojego szczęścia, a teraz popatrz co jej robisz! Jej serce nie wytrzymuje, bo widzi Ciebie takiego jak teraz w takim stanie o którym nigdy nie myślała. Nie chciała do tego dopuścić, ale jednak to się stało bo jest bezradna. Nie wiemy jak można Ci pomóc dlatego wróć do domu i pomyśl nad wszystkim. Wiedz, że nie pozwolę Ci na to! Za bardzo Cię kocham rozumiesz?!-powiedziałam.
 Na jego twarzy pojawił się wyraz twarzy jakiego do tej pory nie widziałam u Justina. Wyglądał jakby nad czymś na prawdę myślał. Może się uda? Co będzie jeśli podejmie decyzję, której ja i Pattie się obawiamy?
-Jeśli chcesz kontynuować to co teraz nam robisz po prostu odejdź...Justin ja Cię kocham!-oznajmiłam ponownie i wtuliłam się w niego jak najmocniej się dało.
Justin nadal nic nie mówił, ale wszedł do domu i udał się do swojego pokoju.

*RANO*
Zeszłam na dół do salonu i siadłam przed telewizorem, ale jednak nie oglądałam go z zainteresowaniem. Pattie była u siebie w domu. Nagle usłyszałam Justina schodzącego po schodach. Trzymał się za serce, aż na ostatnim stopniu upadł.
 Podbiegłam do niego szybko i zapytałam:
-Justin?! Co Ci się dzieje?
-Nic po prostu zabolało mnie serce.-powiedział. To pewnie przez te wszystkie używki-pomyślałam.
Pomogłam mu wstać po czym kazał mi usiąść.
-Wiesz Chloe. Ja przepraszam...jestem skończonym draniem. Nie mam pojęcia co się wczoraj ze mną działo. Boże! Ja wiem Chloe, że nie mam już szans na miłość z Twojej strony, ale powiedz tylko, że nic Ci nie jest. Gdyby to dało się odwrócić! Podjąłem już decyzję. Wiem, że obiecałem Ci tyle rzeczy i zazwyczaj staram się dotrzymywać słowa więc tak będzie i teraz. Kończę z tym gównem i zaczynam od nowa, ale to wszystko dla Ciebie i mamy.-mówił powoli patrząc mi głęboko w oczy. Wyglądał strasznie. Upadł aż tak nisko, ale podniósł się. Miał wybór, ale na szczęście podjął dobrą decyzję.
Przytuliłam go mocno, bo na to zasłużył. Musi doprowadzić się do porządku, ale musi zacząć od nowa.
-Powiedz mi tylko, co robiłeś wczoraj z Jasmine?-zapytałam odsuwając się od niego.
-No właśnie to też chciałem wytłumaczyć. To ona mnie w to wciągnęła...ja właściwie nie wiem dlaczego się w to wpakowałem. PRZEPRASZAM!!! Już nigdy więcej tego nie zrobię. Obiecuję Ci to i przysięgam na całą moją armię(Beliebersi/PURPLE NINJA).-dodał i rzucił się na mnie ściskając mnie mocno.
-Dziękuję, a teraz muszę iść w pewne miejsce.-mruknęłam.
-OMG! Nie nawidzę momentu kiedy musimy się rozstać Chloe!-powiedział i jeszcze pocałował mnie mocno.

Dzisiaj tak krótko booo...brak weny -.- Ok a teraz:
http://www.youtube.com/watch?v=HcjTq9QaWJ8     THIS SONG KILLS ME! Yabba dabba da da <333

środa, 13 października 2010

Rozdział XI "Było cudownie/Dlaczego mi to robisz?!"

Po pobycie w Paryżu wróciliśmy do Stratford. Minął już miesiąc. Co do Paryża, było cudownie, ale Justin bardzo się zmienił. Nie wiem, czy znalazł sobie nowych kolegów, a może sława mu zaszkodziła? Podejrzewam też, że to dlatego iż wybrał mnie, a nie Jasmine i może ma jakieś wyrzuty sumienia? Nie wiem. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Justin zaczął pić alkohol, pali papierosy, a co najgorsze...ćpa.
Właśnie tego się obawiałam. Nie jeździ na wywiady, unika mnie, swoją mamę, a co najgorsze nie daje żadnych koncertów. Martwię się, bo to przecież mój chłopak. Nie wiem jak mu pomóc, krzyczy na mnie, kilka razy mnie uderzył. Jestem bezradna, a mimo to dalej go kocham bo inaczej nie potrafię. Nie mam pojęcia, czy gdybym zdecydowała się od niego odejść, upadłby jeszcze niżej? Nie znam odpowiedzi na żadne z tych pytań.
Co wieczór zastanawiam się co on w tej chwili myśli, ale nadal nie mogę go rozgryźć. To tak bardzo boli.

PEWNEGO DNIA

Weszłam do pokoju i zobaczyłam Justina, palącego marihuanę.
-Co Ty znowu robisz? Totalnie Ci odwaliło?-zapytałam wyciągając mu małego skręta z ust i łamiąc go na pół.
-Czy Ty wiesz co robisz?! To chyba Tobie odwaliło szmato-zaczął krzyczeć mi w twarz, a potem dostałam w policzek.
On wyszedł z pokoju, a ja usiadłam na ziemi i zaczęłam płakać. Jak on może mnie tak traktować?! Czym ja sobie na to zasłużyłam?! Milion myśli biło się w mojej głowie, a ja nadal nie znałam odpowiedzi.
Pobiegłam szybko za nim.
-Justin. Powiedz mi tylko, dlaczego mi to robisz?!-zapytałam łapiąc go za rękę.
-Bo jesteś dla mnie nikim!  A teraz daruj sobie i idź ode mnie! Rozumiesz?! Zruinowałaś mi życie dziwko!-wykrzyczał i poszedł dalej. Ja natomiast dostałam odpowiedź na nurtujące mnie pytania.
Dał mi do zrozumienia, że już nic dla niego nie znaczę, ale on znaczy dla mnie bardzo dużo i nie dam mu tak po prostu odejść bo upadnie jeszcze niżej, aż dane mu będzie zostać na samym dnie.
Zadzwoniłam do mamy Justina i poprosiłam, abyśmy się spotkały i porozmawiały o nim.

*PO KILKUDZIESIĘCIU MINUTACH*
-Ja nie wiem co mam robić. Już kilka razy mnie uderzył. Nic nie pomaga!-powiedziałam pani Pattie.
-Chloe. Jest ciężko i szybko się z tego nie podniesie. Mi na szczęście tylko pyskuje, ale to mój syn i mimo wszystko nie odwrócę się ode mnie.-mówiła.
-Powiedział nawet, że jestem dla niego nikim...ja wciąż go kocham, ale on nic sobie z tego nie robi. Teraz pewnie poszedł po towar, ale ja nie dowiem się gdzie.-mówiłam, a łzy same mi leciały.
-Musimy zacząć działać, bo sam nie przestanie. Wejdzie jeszcze głębiej w to bagno i będzie jeszcze trudniej.-oznajmiła Pattie tuląc mnie.
Nagle do domu wszedł Justin z...Jasmine. Szli za ręce, a ja kompletnie osłupiałam i nie wiedziałam co mam robić. Siedząc tak w pokoju na fotelu z mamą Biebsa myślałam nad wszystkim, a zarazem nad niczym.
Usłyszałam dźwięk zbiegania po schodach. Jasmine i Justin śmiali się nie wiadomo z czego. Chyba coś brali-pomyślałam.
-No tak nic dziwnego. Czego innego można było się po niej spodziewać...-mruknęła Pattie pod nosem.
Bieber, zamknął drzwi za Jasmine i wszedł do pokoju.
-Justin usiądź proszę-zaczęła Pattie.
Justin usiadł z miną dzięki której już wiedziałam, że nie jest zainteresowany.
-Dlaczego nam to robisz? Czy my jesteśmy czemuś winne?-zapytałam patrząc mu w oczy.
On odwrócił głowę i rozglądnął się po czym powiedział:
-Jesteście zwykłymi dziwkami.-odparł i wstał z fotela.
Ja czym prędzej podniosłam się z kanapy i uderzyłam go z całej siły w policzek, mówiąc:
-Słucham?! Możesz to powtórzyć?! My jesteśmy zwykłymi dziwkami?! Mówisz tak o swojej własnej matce?!-krzyczałam na niego dziwiąc się dlaczego tak powiedział.
-Takich ludzi jak Wy powinno zabijać się od razu po urodzeniu!-krzyknął i popchnął mnie, a ja poleciałam na szklany stolik. Rozległ się dźwięk tłuczącego się szkła. Mama Justina wstała i podeszła do niego. Mi na szczęście nic nie było oprócz bólu barku. Szybko pozbierałam się z ziemi.
-Jak możesz tak o nas mówić?! Następnym razem zastanów się co robisz!-mówiła i kilka razy uderzyła go w policzek...
-Mam Was gdzieś!-odparł i wybiegł z domu.
Ja pobiegłam za nim aby sprawdzić gdzie kieruje swoje kroki...

No a więc to by było na tyle :) Myślę że dwa rozdziały to nie jest mało :) I przepraszam, że takie krótkie xD
Musiałam coś zrobić, aby nie było słodko :P

Rozdział X "Bo ja ją kocham.../Paryż"

Rano, gdy się obudziłam chłopaków już nie było. Pewnie robią sobie śniadanie-pomyślałam. Jednak kiedy wzrok skierowałam na zegarek doszłam do wniosku, że raczej powinni jeszcze spać bo była 5.13 rano.
-Jesteście tu?-krzyknęłam, ale odpowiedzi nie dostałam.
Postanowiłam spać dalej. O 10.18 otworzyłam oczy i zobaczyłam Justina siedzącego przy mnie.
-Gdzie byliście o 5 rano?-zapytałam podnosząc się.
-A, gdzieś. Wiesz co, muszę iść załatwić coś. Wrócę później dobrze?-zapytał Justin.
-Mhm...-mruknęłam. Ale po wyjściu Biebsa z domu postanowiłam sprawdzić o co mu chodziło. Szybko wstałam z łóżka i po cichu wyszłam z domu, dążąc za moją miłością.
Doszłam do pewnego miejsca. To był jakiś dom, który na werandzie miał huśtawkę. Podobny do mojego. Justin czekał tam na kogoś, ale nie miałam pojęcia na kogo. Nagle ukazała się Jasmine i Justin wstał i przytulił ją czule. Rozmawiali o czymś, ale byli zbyt daleko ode mnie abym mogła cokolwiek usłyszeć.

Z PERSPEKTYWY JUSTINA
Wyszła z domu po czym przytuliłem ją.
-A więc co chcesz mi powiedzieć?-zapytała mnie.
-Słuchaj, ja wiem, że może to być dla Ciebie trudne, ale podjąłem już decyzję. Przepraszam Cię Jasmine. Kocham Chloe nie Ciebie, chociaż myśli wciąż kierują się ku Tobie. Mam nadzieję, że mnie zrozu-i przerwała mi.
-Ale jak To Justin?! Dlaczego tak zrobiłeś?-pytała znowu.
-Bo ja ją kocham i powinnaś to zrozumieć. Jeszcze raz przepraszam.
-To życzę Wam szczęścia.-dodała ze smutkiem w oczach i przytuliła mnie jeszcze raz.
Ja odszedłem. Kierując kroki w stronę domu zobaczyłem Chloe stojącą za drzewem.

Z PERSPEKTYWY CHLOE
O nie! On tu idzie i co teraz? Zauważył mnie.
-Co Ty tu robisz?!-zapytał zdziwiony.
-No dobrze już dobrze, będę szczera. Śledziłam Cię haha!-musiałam się przyznać. Doniosłam sama na siebie.
-Oh Chloe. Dziwne, no ale dobrze nie gniewam się. Co do wyjazdu do Paryża to lecimy już dziś wieczorem, więc musimy się przygotować.-oznajmił, objął mnie ramieniem i pocałował słodko w policzek.
-No to super!-odpowiedziałam radując się.
Będąc już w domu, zaczęłam się pakować. Wzięłam najlepsze ubrania jakie miałam w szafie i spakowałam je do fioletowej walizki. Wzięłam kosmetyki i inne manatki. 
Ja i Justin zdrzemnęliśmy się jeszcze, a o 18 przyjechała po nas limuzyna oraz Pattie, Scooter i Kenny.
Dając znak gotowości wszystkim tam obecnym szofer ruszył. W drodze na lotnisko Scooter opowiadał kawały z których wszyscy się śmiali. Justin cały czas mnie przytulał i całował. Dotarliśmy na miejsce. Lot miał odbyć się o 19.30 czyli za pół godziny. Sprawdzali nam bagaże, aż o 19.20 pozwolili nam wsiąść do samolotu. 
-Boisz się Chloe?-zapytał Justin.
-Nie, chociaż nigdy nie leciałam samolotem, ale nie mogę się bać bo Ty tutaj jesteś.
Wtuliłam się w Biebsa, aż samolot ruszył. Oglądaliśmy przez okno chmury, śmialiśmy się, a Justin cały czas mnie łaskotał. Zasnęłam.
-Już jesteśmy kotku-oznajmił Justin szepcząc mi do ucha.
-O! To już?
-Mhm.-mruknął JB.
Na lotnisku nie obeszło się bez piszczących fanek i paparazzi. Biebs pomachał fankom ignorując paparazzich.
W drodze do hotelu ustalał z mamą i Scoottem, kto, jaki pokój ma dostać. Nie udało mu się wynegocjować abyśmy mieszkali w jednym z nich razem. Będziemy musieli rozdzielić się na 2 dni.-pomyślałam.
Paryż to bardzo piękne miasto, jednak ja i Justin po długiej podróży udaliśmy się do swoich pokoi.
-Może przejdziemy się po mieście skarbie?-zapytał Justin, stojący w drzwiach mojego apartamentu.
-A co z fankami-zapytałam.
-Hmmm, faktycznie. Jestem zmęczony więc może przełożymy to na jutro, a ja jeszcze sobie pośpiewam.-dodał JB.
-Okey. Pasuje.-uśmiechnęłam się.
Biebs udał się do swojego pokoju, a ja położyłam się na łóżku w celu zrelaksowania się.

piątek, 8 października 2010

Believe In Everything Because Everything's Reachable!

Tak sobie wczoraj po neciku łaziłam i weszłam na pewnego bloga na którym znajdowały się oto te zdjęcia :)
Uśmiech to ona ma Justinka <3
Czyż oni nie są słodcy <3?

Rozdział IX "Przepraszam, ale..."

Mam nadzieję, że Justin dobrze postąpi i nie będzie żałował wyboru... Rano zadzwonił telefon, to Bieber. Odebrałam więc. Chciał się ze mną widzieć i porozmawiać oraz wszystko wyjaśnić. Umówiłam się z nim na 12, czyli za nie całą godzinę. Nie mogłam zwlec się z łóżka. Jakoś źle się czułam. "Aha, pewnie choroba mnie zbiera"-pomyślałam. Udałam się do łazienki, ogarnąć się trochę by nikogo nie wystraszyć :) Następnie szybkimi krokami podążałam w stronę kuchni. Burczało mi w brzuchu niesamowicie. Przekąsiłam jakąś kanapkę i czekałam. Jest, dzwonek do drzwi. To pewnie Biebs. Tak jak myślałam to był on, ale nie sam. Przyszedł z uroczą siostrzyczką o imieniu Jazmyn.
-Aww! Jaka ona słodka-powiedziałam i wzięłam ją na ręce. Justin stanął obok mnie i rozbawiał małą Jazzy.
-Może chodźmy na spacer. Przejdziemy się po plaży, a Jazmyn pobiega i pobawi się trochę hmm?-zaproponował Justin.
Pokiwałam głową twierdząco i wyszliśmy z domu. Jazzy złapała za ręce mnie i JB, szliśmy tak w stronę plaży.
Będąc już na miejscu szanowny gwiazdor Justin zaczął mówić.
-Przepraszam, ale...to co napisałaś na tej kartce jest tak piękne. Teraz wiem, że to tylko Ty dasz mi to szczęście, którego ja szukam. Jasmine jest ok, ale między Tobą, a mną jest miłość, prawdziwa miłość. Moje serce mówi mi, abym był z Tobą, ale myśli uciekają do Jasmine. To takie głupie, ale jednak pójdę za głosem serca, bo ktoś taki jak Ty nigdy mi się już nie przytrafi Chloe.-powiedział i objął mnie swoim ramieniem.
Nic nie mówiłam, bo nie wiedziałam co. Po prostu wiem teraz na czym stoję i niczego więcej mi nie potrzeba. Już nic nie powstrzyma mnie przed miłością do Justina. Słodka Jazzy budowała babki z piasku i nie za bardzo chciała iść do domu. Przeszliśmy się jeszcze kilka razy po plaży. Dochodziła 17 kiedy wróciliśmy do domu.
Ja wcale nie rozmawiałam z Justinem. Poszłam do swojego pokoju na górę i przeczytałam kilka wiadomości na telefonie, którego ze sobą nie wzięłam. Między innymi wiadomość od Justina. Jedzie do Paryża dać tam kilka koncertów i chce abym pojechała z nim. Odpisałam  "Pojechałabym z wielką chęcią bo to miasto miłości, ale nie wiem co z rodzicami." Za chwilę dostałam sms-a od JB "To już załatwiłem. Zgodzili się...o nic nie pytaj Chloe :* Zaraz wpadnę do Ciebie z jakimś filmem." Ucieszyłam się. Ciekawe jak to zrobił, że przekonał moich rodziców, którzy są bardziej uparci od osła. Ma w sobie to coś! To jest odpowiedź na wszystkie pytania. Jak obiecał tak zrobił. Przyszedł z filmem i nie tylko :) Wpadł razem z Chrisem i Ryanem oraz Caitlin. Caitlin to jego pierwsza miłość, ale teraz są tylko przyjaciółmi. Ona jest bardzo miłą osobą. Cały czas śmiałyśmy się, a Justin i chłopcy rozmawiali o swoich sprawach.
Wolałam nie słyszeć o czym dokładnie. Zasnęliśmy wszyscy na kanapie, a ja na kolanach Justina...

Dzisiejszy dzień był fajny. Nie narzekam! W KOŃCU ROZUMIEM MATMĘ! YEAH!!! Marzenia faktycznie się spełniają haha! Taki krótki ten rozdział gdyż no...;/ Dostałam 2 z matmy chociaż pani raz mi podpowiedziała...żal ta babka nie umie oceniać!!! -.- Zastanawiam się dlaczego ona jeszcze pracuje w tej szkole xD Jutro warsztaty z hip-hopu, współczesnego i czegoś jeszcze w moim kochanym "el-paso" z kochanymi dziewczynkami ^^ (nie wszystkie są kochane... :P) No i może zdjęcia z Pauliną i Martą o ile Paula nie będzie miała nic przeciwko :) Nie wiecie ile kosztuje wywołanie zdjęć z pendrive'a ? Wiem, że takie coś można zrobić w Rossmannie, ale nie wiem za ile xD Jak ktoś wie pisać tam na dole :D Pozdrawiam i kocham :* <3

środa, 6 października 2010

Rozdział VIII "Kim ona w ogóle jest?!"

Rano zadzwonił do mnie Justin z wiadomością, że za niedługo się u mnie pojawi i pójdziemy do niego na obiad.
Oznajmił, że pojawi się za jakieś 3 godziny, więc miałam dużo czasu dla siebie.
Poszłam sobie do pobliskiego sklepu i kupiłam gazetę. Wyszłam ze sklepu i udałam się do parku, który znajdował się niedaleko mojego domu.
Zaczęłam czytać wszystkie ciekawe zawartości, jakie posiadała ta gazeta. Na jednej stronie zobaczyłam zdjęcie Justina i jakiejś Jasmine. Nagłówek brzmiał "Justin i Jasmine=WIELKA MIŁOŚĆ NASTOLATKÓW!"
Czytając ten artykuł doszłam do wniosku, że to tylko plotka. Zamknęłam gazetę i odłożyłam na bok. Siedziałam i przysłuchiwałam się pewnym dziewczynom, które mówiły "Justin jest z Jasmine! Przecież ja go zabiję!" Popatrzyłam na nie ze zdziwieniem i myślałam skąd ta Jasmine się wzięła.
Wstałam z ławki i wzięłam gazetę, po czym poszłam w stronę placu zabaw.
Zobaczyłam tam Justina, jego siostrę i...Jasmine. Rozmawiali ze sobą i nic poza tym. Może po prostu są przyjaciółmi? Przyczaiłam się między drzewami i obserwowałam ich uważnie.
Nagle przyszła pewna kobieta. Chyba mama Justina. Jeszcze jej nie widziałam, ale raczej to była ona. Wzięła siostrę Justina za rękę i odeszła. Natomiast Justin i owa Jasmine zostali. Robiło się ciekawie. Przyglądałam się...nic ciekawego, po prostu rozmawiali.
Nagle Justin przybliżył się do niej i ją przytulił, po czym dał jej niewinnego buziaka w...USTA!
No nie!-pomyślałam. Zaczęli się przytulać, co raz bardziej i bardziej.
Uciekłam stamtąd. Czułam się jak głupia i naiwna. Uwierzyłam mu! Pobiegłam na plażę, która znajdowała się trochę dalej. Trzeba było iść około 30 minut, ale biegnąc dobiegłam w 15.
Byłam wściekła na siebie, na Justina i na Jasmine. Jakby nie było, całowali się i obściskiwali, ale ja tego tak nie zostawię. Zobaczy jak się czułam. Usiadłam sobie na piasku i rozmyślałam nad pewnymi rzeczami oraz analizowałam wszystko po kolei. Doszłam nawet do pewnego stopnia stanu załamania. Fakt, faktem nie znaliśmy się długo, ale jesteśmy razem i kocham go. Wstałam i udałam się do domu. Chciałam coś zrobić, coś co uświadomi Justinowi, że wiem o tym co robił w parku. Położyłam gazetę otwartą na tym artykule i poszłam do dużego pokoju rodziców. Otworzyłam szufladę z tabletkami przeciwbólowymi i wzięłam ich garść. Połknęłam je i położyłam się na kanapie...

Z PERSPEKTYWY JUSTINA
Poszedłem po Chloe tak jak jej obiecywałem. Dzwoniłem do drzwi, ale nie otwierała. Ruszając lekko klamką okazało się, że są otwarte. Wszedłem do środka, a przed drzwiami ujrzałem gazetę. Podniosłem ją i zacząłem czytać. Byłem w szoku. -CHLOE!-wołałem, ale odpowiedzi nie dostałem.
Swoje kroki skierowałem w stronę dużego pokoju. Zobaczyłem Chloe. Myślałem, że śpi, ale myliłem się.
-Chloe?Śpisz?-pytałem szturchając ją.
Nasłuchiwałem czy oddycha. Tak, lecz serce biło jej wolno i co raz wolniej.
Zadzwoniłem na pogotowie nie wiedząc co robić. Domyślałem się, że mogła widzieć nas w parku.
Jaki ja jestem głupi!-pomyślałem.
Karetka nie przyjechała. Postanowiłem "obudzić" ją sam. Oblałem ją lodowatą wodą.
Obudziła się. Ulżyło mi trochę, ale nie wiem co teraz się stanie. Mam nie małe wyrzuty sumienia.


 Z PERSPEKTYWY CHLOE
Nie wiem jakim cudem, ale "obudziłam" się.
-Justin?! Co Ty sobie wyobrażasz?! Myślisz, że się nie domyślę i że jestem na tyle głupia by Ci uwierzyć?!-krzyczałam na niego.
-Uspokój się Chloe. Nie będę Cię okłamywał...Jestem z Jasmine i kocham ją.-mówił JB, ale ja mu przerwałam.
-Jesteś z nią i kochasz ją...jesteś ze mną i kochasz mnie? Nie rozumiem tego Justin! Myślałam, że jesteś inny, a teraz idź stąd do Jasmine. Na pewno czeka na Ciebie na rogu którejś z ulic.-dodałam.
-Ale to nie tak Chloe!-powiedział Biebs.
-Kim ona w ogóle jest?! Nie chcę słyszeć, że to nie tak, bo to jest prawdą tylko nie umiesz się z tym pogodzić! Idź stąd rozumiesz?! Jak zmądrzejesz i przemyślisz to wszystko to wróć!-wykrzyczałam.
-Jak mogłeś mi to zrobić?-zapytałam i uderzyłam go z całej siły w policzek.
On zaczął przepraszać i wybiegł z domu trzaskając drzwiami.
Czułam się źle. Wiem, że nie powinnam tego robić.
Pobiegłam za nim i złapałam za ramie i rzuciłam się na niego mówiąc:
-Przepraszam. Nie powinnam tego robić. Będę z Tobą jeśli tylko chcesz, ale zdecyduj i wybierz między nią, a mną...- dałam mu małą karteczkę do ręki i odeszłam.

Z PERSPEKTYWY JUSTINA
Przeczytałem kartkę, którą mi wręczyła. Napisane było na niej 70 pięknych słów, które bardzo mnie zaskoczyły. Od nikogo nie usłyszałem czegoś tak pięknego. "I don't want anyone else but YOU. I rather grow old an alone than be with anyone else. I rather have bad times with you than good times with someone else. I'd rather be beside you in a storm , than safe and warm by myself. I'd rather have hard times together than easy times apart. I'll always love you baby. You are the one who holds my heart." Po przeczytaniu tego zrozumiałem, że właśnie ona da mi to szczęście, którego ja szukam...

Siemka! A więc taki dłuższy i mniej słodki :) U mnie wszystko ok, ale ja mam pecha! Najpierw kolano, palec, biodro a dzisiaj doszedł jeszcze łokieć, który z niewiadomego mi powodu boli jak cholera. JA SIĘ KRUSZĘ LUDZIE! Haha xD Pozdrawiam i całuję :*

wtorek, 5 października 2010

Rozdział VII "Najpiękniejsze oczy i uśmiech"

Dziś już drugi dzień bez rodziców.
Mama jeszcze nie dzwoniła ale pewnie za niedługo to zrobi-moja pierwsza myśl po obudzeniu się.
Wstałam z łóżka i jak codziennie i poszłam do łazienki ogarnąć się.
Potem zeszłam do kuchni i zjadłam małe śniadanie, ponieważ rano nie potrafię zjeść dużego posiłku.
Usiadłam na kanapie i myślałam o Justinie. Nagle dostałam sms-a od niego: "Witaj słońce :) Dziś zamierzam zabrać Cię na deskę. Będę po Ciebie o 12.00 :*" Cały czas dziwiłam się jakim cudem znajduje dla mnie czas. Przecież jest sławny, a to dopiero początek jego kariery.
Szybko wstałam i pobiegłam do swojego pokoju aby ubrać się w bardziej sportowe rzeczy.
Wyciągnęłam z szafy jakieś fioletowe ubrania i je na siebie włożyłam. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już 11.50 co oznaczało, że Bieber pojawi się tu za 10 minut.
Wzięłam telefon do kieszeni. Napiłam się wody i czekałam.
Jest. Justin przyszedł, na powitanie dał mi buziaka i mocno mnie do siebie przytulił.
Pomyślałam wtedy "Dobrze, że Cię mam. Nikogo lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Spadłeś mi z nieba."
-Idziemy?-zapytał. Ja nic nie mówiłam bo jak zwykle wprawił mnie w zachwyt jego osobą.
-Halo. Chloe!-mówił machając mi ręką przed oczami.
-Oh. Tak, tak. Możemy iść.-odparłam otrząsając się.
-Świetnie-dodał, otwierając mi drzwi.
Aww...jaki on słodki-pomyślałam sobie.
Poszliśmy do pobliskiego parku. JB uczył mnie jeździć na desce. Oczywiście nie obyło się bez małych przewrotek z mojej strony. Mimo to, świetnie się bawiłam. Nagle przewróciłam się i poleciałam na jakieś kolczaste krzaki. Zadrapałam sobie kolano, z którego sączyła mi się krew małymi kropelkami. Wtedy wyobraziłam sobie Biebsa jaki krwiopijcę. Jednak ku mojemu zdziwieniu Biebuś uklęknął i zaczął dmuchać moją ranę i z kieszeni wyciągnął plaster. Tak. Justin był zawsze gotowy na wszystko :)
Wracając do domu Justin nagle wyskoczył z propozycją.
-Mam dla Ciebie niespodziankę. Będę po Ciebie powiedzmy o...19.00 dobrze?-zapytał.
-Tak. Super. Będę na Ciebie czekać.-odparłam.
-Cool. A więc ja już idę.-oznajmił odgarniając mi jednocześnie włosy z twarzy i całując mnie w czoło jak mama na dobranoc.
-Pa księżniczko!-rzucił trzepiąc swoimi włosami. Odjechał na desce.
Wzięłam prysznic i ubrałam się dosyć elegancko jak na mnie. Włączyłam TV i zastanawiałam się co to za niespodzianka. Nie miałam zielonego pojęcia co to może być, ale na pewno coś fajnego bo od Justina.
W między czasie zdążyłam porozmawiać z mamą i zjeść obiad.
Dochodziła 19.00. Bieber zawsze jest punktualny to i tym razem raczej się nie spóźni.
Ding, dong!-usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Witaj znów.-przywitał mnie JBiebs :)
Nagle zawiązał mi oczy opaską i szepnął cicho do ucha.
-To jest niespodzianka. Podążaj tylko za moimi krokami Chloe...
-Gdzie idziemy?-zapytałam.
-Już za chwilę zobaczysz.
Prowadził mnie za rękę, chroniąc mnie od przeszkód które czaiły się gdzieś po drodze do nieznanego mi miejsca.
-Jesteśmy.-powiedział zdejmując mi lekko opaskę z oczu.
Obróciłam się i zobaczyłam...drzewo. Justin kazał mi wejść po drabince na górę. Usiedliśmy sobie na gałęzi. Nie wiadomo skąd, JB miał gitarę w rękach. Drzewo było oświetlone milionem maleńkich lampek, które imitowały świetliki.
-To dla Ciebie. Nie chciałem, żeby to było coś zwyczajnego. Chciałem tylko, aby utkwiło Ci to w pamięci na dłużej.-dodał.
-Matko zamierzasz grać na gitarze? A jak spadniesz?-zapytałam.
-Nie tylko grać. Chcę zaśpiewać dla Ciebie. Dedykuję Ci tą piosenkę, którą właśnie tutaj ją napisałem.
I wtedy usłyszałam "One Time". Te piękne słowa. Śpiewał to dla mnie. Było tak wzruszająco.
Czułam jak moje serce szybciej biło, a krew płynęła tak szybko, że aż czułam drgania moich żył.
To było nie do opisania. Niepowtarzalny blask w oczach i jedyny taki uśmiech pod słońcem.
Potrząsanie włosami doprowadzało mnie do szału. Układały się za każdym razem w tym samym miejscu. To jakaś magia-pomyślałam.
Kiedy skończył śpiewać rzuciłam mu się na szyję. Moje duże łzy kapały na jego bluzę.
-Dlaczego płaczesz?-zapytał.
-Bo...to...co robisz z uczuciami drugiego człowieka...nie da się tego opisać...
-Nie spodziewałem się, aż tak miłych słów. Nie myślałem, że tak to odbierzesz. Dziękuję Ci Chloe.-powiedział z czułością.
-Wiesz...Twoje najpiękniejsze oczy i uśmiech mnie przyciągnęły do Ciebie. Jesteś aniołem Chloe-oznajmił.
Siedzieliśmy tak długo, aż zaświecił księżyc. Justin odprowadził mnie do domu i zaproponował:
-Zapraszam Cię jutro do mnie. Jeśli chcesz, możesz nawet zostać na noc. Moja ma chce Cię poznać.
-Jeśli chcesz.-odparłam.
-Okey. Zadzwonię jutro. Papa Aniele!-pożegnał się i przytulił mnie. Odszedł. Jak codziennie patrzyłam jak odchodzi. Jego kroki sprawiały mi radość.
Weszłam do domu i skakałam ze szczęścia. Byłam już bardzo zmęczona i położyłam się spać.

Masakra! Pisałam...miałam już prawie koniec, a tu dup...kliknęłam sobie na coś i mi się usunęło! Na szczęście było w kopiach roboczych :) O mało co dostałam zawału xD U mnie jest dobrze, oprócz bólu nadgarstków, kolana i "wypadniętego" biodra hihi ^^