środa, 13 października 2010

Rozdział XI "Było cudownie/Dlaczego mi to robisz?!"

Po pobycie w Paryżu wróciliśmy do Stratford. Minął już miesiąc. Co do Paryża, było cudownie, ale Justin bardzo się zmienił. Nie wiem, czy znalazł sobie nowych kolegów, a może sława mu zaszkodziła? Podejrzewam też, że to dlatego iż wybrał mnie, a nie Jasmine i może ma jakieś wyrzuty sumienia? Nie wiem. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Justin zaczął pić alkohol, pali papierosy, a co najgorsze...ćpa.
Właśnie tego się obawiałam. Nie jeździ na wywiady, unika mnie, swoją mamę, a co najgorsze nie daje żadnych koncertów. Martwię się, bo to przecież mój chłopak. Nie wiem jak mu pomóc, krzyczy na mnie, kilka razy mnie uderzył. Jestem bezradna, a mimo to dalej go kocham bo inaczej nie potrafię. Nie mam pojęcia, czy gdybym zdecydowała się od niego odejść, upadłby jeszcze niżej? Nie znam odpowiedzi na żadne z tych pytań.
Co wieczór zastanawiam się co on w tej chwili myśli, ale nadal nie mogę go rozgryźć. To tak bardzo boli.

PEWNEGO DNIA

Weszłam do pokoju i zobaczyłam Justina, palącego marihuanę.
-Co Ty znowu robisz? Totalnie Ci odwaliło?-zapytałam wyciągając mu małego skręta z ust i łamiąc go na pół.
-Czy Ty wiesz co robisz?! To chyba Tobie odwaliło szmato-zaczął krzyczeć mi w twarz, a potem dostałam w policzek.
On wyszedł z pokoju, a ja usiadłam na ziemi i zaczęłam płakać. Jak on może mnie tak traktować?! Czym ja sobie na to zasłużyłam?! Milion myśli biło się w mojej głowie, a ja nadal nie znałam odpowiedzi.
Pobiegłam szybko za nim.
-Justin. Powiedz mi tylko, dlaczego mi to robisz?!-zapytałam łapiąc go za rękę.
-Bo jesteś dla mnie nikim!  A teraz daruj sobie i idź ode mnie! Rozumiesz?! Zruinowałaś mi życie dziwko!-wykrzyczał i poszedł dalej. Ja natomiast dostałam odpowiedź na nurtujące mnie pytania.
Dał mi do zrozumienia, że już nic dla niego nie znaczę, ale on znaczy dla mnie bardzo dużo i nie dam mu tak po prostu odejść bo upadnie jeszcze niżej, aż dane mu będzie zostać na samym dnie.
Zadzwoniłam do mamy Justina i poprosiłam, abyśmy się spotkały i porozmawiały o nim.

*PO KILKUDZIESIĘCIU MINUTACH*
-Ja nie wiem co mam robić. Już kilka razy mnie uderzył. Nic nie pomaga!-powiedziałam pani Pattie.
-Chloe. Jest ciężko i szybko się z tego nie podniesie. Mi na szczęście tylko pyskuje, ale to mój syn i mimo wszystko nie odwrócę się ode mnie.-mówiła.
-Powiedział nawet, że jestem dla niego nikim...ja wciąż go kocham, ale on nic sobie z tego nie robi. Teraz pewnie poszedł po towar, ale ja nie dowiem się gdzie.-mówiłam, a łzy same mi leciały.
-Musimy zacząć działać, bo sam nie przestanie. Wejdzie jeszcze głębiej w to bagno i będzie jeszcze trudniej.-oznajmiła Pattie tuląc mnie.
Nagle do domu wszedł Justin z...Jasmine. Szli za ręce, a ja kompletnie osłupiałam i nie wiedziałam co mam robić. Siedząc tak w pokoju na fotelu z mamą Biebsa myślałam nad wszystkim, a zarazem nad niczym.
Usłyszałam dźwięk zbiegania po schodach. Jasmine i Justin śmiali się nie wiadomo z czego. Chyba coś brali-pomyślałam.
-No tak nic dziwnego. Czego innego można było się po niej spodziewać...-mruknęła Pattie pod nosem.
Bieber, zamknął drzwi za Jasmine i wszedł do pokoju.
-Justin usiądź proszę-zaczęła Pattie.
Justin usiadł z miną dzięki której już wiedziałam, że nie jest zainteresowany.
-Dlaczego nam to robisz? Czy my jesteśmy czemuś winne?-zapytałam patrząc mu w oczy.
On odwrócił głowę i rozglądnął się po czym powiedział:
-Jesteście zwykłymi dziwkami.-odparł i wstał z fotela.
Ja czym prędzej podniosłam się z kanapy i uderzyłam go z całej siły w policzek, mówiąc:
-Słucham?! Możesz to powtórzyć?! My jesteśmy zwykłymi dziwkami?! Mówisz tak o swojej własnej matce?!-krzyczałam na niego dziwiąc się dlaczego tak powiedział.
-Takich ludzi jak Wy powinno zabijać się od razu po urodzeniu!-krzyknął i popchnął mnie, a ja poleciałam na szklany stolik. Rozległ się dźwięk tłuczącego się szkła. Mama Justina wstała i podeszła do niego. Mi na szczęście nic nie było oprócz bólu barku. Szybko pozbierałam się z ziemi.
-Jak możesz tak o nas mówić?! Następnym razem zastanów się co robisz!-mówiła i kilka razy uderzyła go w policzek...
-Mam Was gdzieś!-odparł i wybiegł z domu.
Ja pobiegłam za nim aby sprawdzić gdzie kieruje swoje kroki...

No a więc to by było na tyle :) Myślę że dwa rozdziały to nie jest mało :) I przepraszam, że takie krótkie xD
Musiałam coś zrobić, aby nie było słodko :P

2 komentarze:

  1. jeeezu, zawał na miejscu, wzywać pogotowie!!! Ja mam schizę! to justin??? nie, nie wierze!!! aleś tu teraz dowaliła!
    Boże, kobieto, genialne...ale mi jej zal i pattie...
    Mam nadzieje ze bedzie dobrze!!!:)
    nika1994

    OdpowiedzUsuń
  2. wow nie no muszę przyznać, że opowiadanie jest świetne czasami zbyt przesłodzone ale czasami sama nie mogę sie powstrzymać od opisywania Justina jako idealnego chłopaka ;)

    OdpowiedzUsuń