wtorek, 5 października 2010

Rozdział VII "Najpiękniejsze oczy i uśmiech"

Dziś już drugi dzień bez rodziców.
Mama jeszcze nie dzwoniła ale pewnie za niedługo to zrobi-moja pierwsza myśl po obudzeniu się.
Wstałam z łóżka i jak codziennie i poszłam do łazienki ogarnąć się.
Potem zeszłam do kuchni i zjadłam małe śniadanie, ponieważ rano nie potrafię zjeść dużego posiłku.
Usiadłam na kanapie i myślałam o Justinie. Nagle dostałam sms-a od niego: "Witaj słońce :) Dziś zamierzam zabrać Cię na deskę. Będę po Ciebie o 12.00 :*" Cały czas dziwiłam się jakim cudem znajduje dla mnie czas. Przecież jest sławny, a to dopiero początek jego kariery.
Szybko wstałam i pobiegłam do swojego pokoju aby ubrać się w bardziej sportowe rzeczy.
Wyciągnęłam z szafy jakieś fioletowe ubrania i je na siebie włożyłam. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już 11.50 co oznaczało, że Bieber pojawi się tu za 10 minut.
Wzięłam telefon do kieszeni. Napiłam się wody i czekałam.
Jest. Justin przyszedł, na powitanie dał mi buziaka i mocno mnie do siebie przytulił.
Pomyślałam wtedy "Dobrze, że Cię mam. Nikogo lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Spadłeś mi z nieba."
-Idziemy?-zapytał. Ja nic nie mówiłam bo jak zwykle wprawił mnie w zachwyt jego osobą.
-Halo. Chloe!-mówił machając mi ręką przed oczami.
-Oh. Tak, tak. Możemy iść.-odparłam otrząsając się.
-Świetnie-dodał, otwierając mi drzwi.
Aww...jaki on słodki-pomyślałam sobie.
Poszliśmy do pobliskiego parku. JB uczył mnie jeździć na desce. Oczywiście nie obyło się bez małych przewrotek z mojej strony. Mimo to, świetnie się bawiłam. Nagle przewróciłam się i poleciałam na jakieś kolczaste krzaki. Zadrapałam sobie kolano, z którego sączyła mi się krew małymi kropelkami. Wtedy wyobraziłam sobie Biebsa jaki krwiopijcę. Jednak ku mojemu zdziwieniu Biebuś uklęknął i zaczął dmuchać moją ranę i z kieszeni wyciągnął plaster. Tak. Justin był zawsze gotowy na wszystko :)
Wracając do domu Justin nagle wyskoczył z propozycją.
-Mam dla Ciebie niespodziankę. Będę po Ciebie powiedzmy o...19.00 dobrze?-zapytał.
-Tak. Super. Będę na Ciebie czekać.-odparłam.
-Cool. A więc ja już idę.-oznajmił odgarniając mi jednocześnie włosy z twarzy i całując mnie w czoło jak mama na dobranoc.
-Pa księżniczko!-rzucił trzepiąc swoimi włosami. Odjechał na desce.
Wzięłam prysznic i ubrałam się dosyć elegancko jak na mnie. Włączyłam TV i zastanawiałam się co to za niespodzianka. Nie miałam zielonego pojęcia co to może być, ale na pewno coś fajnego bo od Justina.
W między czasie zdążyłam porozmawiać z mamą i zjeść obiad.
Dochodziła 19.00. Bieber zawsze jest punktualny to i tym razem raczej się nie spóźni.
Ding, dong!-usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Witaj znów.-przywitał mnie JBiebs :)
Nagle zawiązał mi oczy opaską i szepnął cicho do ucha.
-To jest niespodzianka. Podążaj tylko za moimi krokami Chloe...
-Gdzie idziemy?-zapytałam.
-Już za chwilę zobaczysz.
Prowadził mnie za rękę, chroniąc mnie od przeszkód które czaiły się gdzieś po drodze do nieznanego mi miejsca.
-Jesteśmy.-powiedział zdejmując mi lekko opaskę z oczu.
Obróciłam się i zobaczyłam...drzewo. Justin kazał mi wejść po drabince na górę. Usiedliśmy sobie na gałęzi. Nie wiadomo skąd, JB miał gitarę w rękach. Drzewo było oświetlone milionem maleńkich lampek, które imitowały świetliki.
-To dla Ciebie. Nie chciałem, żeby to było coś zwyczajnego. Chciałem tylko, aby utkwiło Ci to w pamięci na dłużej.-dodał.
-Matko zamierzasz grać na gitarze? A jak spadniesz?-zapytałam.
-Nie tylko grać. Chcę zaśpiewać dla Ciebie. Dedykuję Ci tą piosenkę, którą właśnie tutaj ją napisałem.
I wtedy usłyszałam "One Time". Te piękne słowa. Śpiewał to dla mnie. Było tak wzruszająco.
Czułam jak moje serce szybciej biło, a krew płynęła tak szybko, że aż czułam drgania moich żył.
To było nie do opisania. Niepowtarzalny blask w oczach i jedyny taki uśmiech pod słońcem.
Potrząsanie włosami doprowadzało mnie do szału. Układały się za każdym razem w tym samym miejscu. To jakaś magia-pomyślałam.
Kiedy skończył śpiewać rzuciłam mu się na szyję. Moje duże łzy kapały na jego bluzę.
-Dlaczego płaczesz?-zapytał.
-Bo...to...co robisz z uczuciami drugiego człowieka...nie da się tego opisać...
-Nie spodziewałem się, aż tak miłych słów. Nie myślałem, że tak to odbierzesz. Dziękuję Ci Chloe.-powiedział z czułością.
-Wiesz...Twoje najpiękniejsze oczy i uśmiech mnie przyciągnęły do Ciebie. Jesteś aniołem Chloe-oznajmił.
Siedzieliśmy tak długo, aż zaświecił księżyc. Justin odprowadził mnie do domu i zaproponował:
-Zapraszam Cię jutro do mnie. Jeśli chcesz, możesz nawet zostać na noc. Moja ma chce Cię poznać.
-Jeśli chcesz.-odparłam.
-Okey. Zadzwonię jutro. Papa Aniele!-pożegnał się i przytulił mnie. Odszedł. Jak codziennie patrzyłam jak odchodzi. Jego kroki sprawiały mi radość.
Weszłam do domu i skakałam ze szczęścia. Byłam już bardzo zmęczona i położyłam się spać.

Masakra! Pisałam...miałam już prawie koniec, a tu dup...kliknęłam sobie na coś i mi się usunęło! Na szczęście było w kopiach roboczych :) O mało co dostałam zawału xD U mnie jest dobrze, oprócz bólu nadgarstków, kolana i "wypadniętego" biodra hihi ^^

2 komentarze:

  1. No...super:):):) I to takie słodkie że ja nie mogę:P:P:PAle na knuć tu coś bo za słodkoP:):) Ale żeby potem byli razem nie xd:P
    No a ztymi nadgarstkami i biodrem to ci współczuje:(:P
    POzdrawiam:)
    nika1994

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale słodzko i wql cudownie ;) I czekam z niecierpliwością na następny rozdział ;**
    Marta

    OdpowiedzUsuń